Hancock świetnie rozpoczął leszczyńskie zawody. Zwyciężał kolejno w swym pierwszym, drugim, trzecim i czwartym starcie. Jazda Amerykanina robiła wrażenie na kibicach, którzy sympatycznemu zawodnikowi nie szczędzili braw. Jasnym było, iż były indywidualny mistrz świata jest tego wieczoru w świetnej dyspozycji.
Dopiero w swym ostatnim w fazie głównej wyścigu Hancock znalazł pogromcę. Leigh Adamsa zarówno na tym etapie, jak też później w półfinale i finale pokazywał plecy przeciwnikowi. Tym samym Amerykanin na podium stanłą właśnie tuż za leszczyńskim „Kangurem”.
- Troszkę to boli, gdy na podium stoi się na drugim miejscu, a nie na samym szczycie. Jednakże przyznać muszę, iż dla mnie to bardzo dobry wynik. Po tym, jak w Krsko kompletnie mi się nie powiodło, teraz nie mogę czuć niedosytu. Przyznać zresztą muszę, że uwielbiam Leszno – powiedział po zawodach Greg Hancock.
Jego występ wniósł spore ożywienie w stawkę uczestników cyklu. Być może również w kolejnych imprezach od lat plasujący się w czołówce zawodnika ponownie zdoła włączyć się w walkę o czołowe lokaty.
- W ostatnich sezonach miałem trochę problemów. Rok temu wszystko niby zaczęło się dobrze, ale potem przyszedł feralny upadek w Polsce i nie mogłem dojść do siebie. Nie ma jednak co do tego wracać. Nie żyje się przeszłością, więc nie patrzę wstecz. Poradziłem sobie z kłopotami, a sezon 2008 zaczyna się obiecująco – zakończył pozytywnie nastawiony Hancock.