Jan Grabowski (trener Intaru Lazur Ostrów Wielkopolski): To jest dla nas tragedia. Podnieść się z takiego wyniku, gdzie przegrywaliśmy piętnastoma punktami, kiedy przed ostatnim wyścigiem wyszliśmy na prowadzenie, niestety nie potrafiliśmy obronić zwycięstwa. Osobiście liczyłem, że przynajmniej remisowo zakończy się ostatni wyścig, bo przecież mieliśmy pole pierwsze i trzecie. Jechał Dryml i Harris uczestnicy Grand Prix. Ze startu lepiej wyszła para grudziądzka i nie dali sobie odebrać zwycięstwa. Dla nas te dwa punkty to duża strata. Cały czas walczymy o pierwszą czwórkę. Wygrał tutaj Gdańsk a my nie i przez nasze potknięcie i będzie teraz bardzo ciężko. Nie poradzili sobie wszyscy nasi zawodnicy i nie dopasowali silników do nawierzchni toru.
Adrian Gomólski (Intar Ostrów Wielkopolski): Bardzo ciężki mecz. Gospodarze byli bardzo dobrze spasowani z torem. Jest to tor specyficzny i nie należy do najłatwiejszych. Na początku nam odskoczyli bo bardzo dobrze wychodzili ze startu. Mieliśmy problemy, jednak w końcówce udało się nam odrobić straty. Gratuluję drużynie z Grudziądza, byli po prostu lepsi. Po upadku w biegu jedenastym boli mnie bark. Niepotrzebnie po wyścigu puściły nam nerwy. Po zawodach stanęliśmy obok siebie, porozmawialiśmy, przybiliśmy „piątkę” i jest dobrze. Rozmawiałem z Mariuszem na temat przebiegu wyścigu. Chciał mnie wyprzedzić, wjechał w koleinę i uderzył mnie w przednie koło co zakończyło się upadkiem. Odbiłem się od płotu i teraz są skutki. Po pięciu kolejnych zwycięstwach na pewno byliśmy tutaj traktowani w roli faworyta. Niektórzy zawodnicy naszego zespołu, nie wiem jak dalej jechał Harris, ale dwa pierwsze biegi zakończył z zerowym dorobkiem punktowym. To zawodnik z Grand Prix i chyba więcej można było od niego wymagać.
Andrzej Maroszek (trener GTŻ Grudziądz): Z biegu na bieg było coraz trudniej. Trzeba patrzyć kto do nas przyjechał. Ostrów to drużyna która ma w planach awans do ekstraligi. Mimo, że mieli sporo ujemnych punktów to bardzo silna drużyna. Mamy trochę pecha, borykamy się z kontuzjami i jechaliśmy dziś praktycznie tym co mamy. Chwała naszym chłopakom, zdziesiątkowani a jednak wygraliśmy. Mieliśmy siedmiodniowy cykl przygotowań do tego spotkania. Cieszymy się ze zwycięstwa bo wizja pierwszej czwórki oddalała się od nas. Powrotem wróciliśmy do gry. Należy podziękować działaczom a przede wszystkim zawodnikom, którzy stanęli na wyżynach swoich umiejętności. Ktoś w internecie kiedyś napisał bzdurę, że teraz będziemy jeździć na przyczepnym torze. Tor zawsze jest twardy, a na Gdańsk nie było innej możliwości i nie był wystarczająco twardy. Możemy tą ligę przegrać przez defekty. Nikt z nas nie ma na to wpływu na złośliwość rzeczy martwych. Bardzo dużo punktów nam dzisiaj uciekło przez defekty i nic nam tego nie zwróci. Wielkiego pecha ma Kamil Brzozowski. Bardzo zaangażowany młody chłopak. Niestety nikt z nas nie siedzi w środku w silniku i nie wie co się w danym momencie z nim stanie.
Kamil Brzozowski (GTŻ Grudziądz): Na każde zawody na jakie jeżdżę zaliczam defekty. Nie wiem co się dzieje. Najpierw coś z prądem. Urwał się kabel od cewki. W ostatnim swoim starcie, pociągnęło mnie na koleinie, nogą chyba zahaczyłem o następny przewód i znowu defekt. Bałem się, że będzie można powiedzieć, że przeze mnie przegramy ten mecz. Gdybym dojechał pierwszy na pewno byłoby łatwiej. Koledzy zmobilizowali się i dowieźli wygraną w spotkaniu. Każdy jeden punkt się liczył. Wygrała drużyna. Teraz mam bardzo długą przerwę w startach do 31 maja. Mam w planach odpoczynek tygodniowy. Potem przyjechać do Grudziądza i trenować. Możliwe, że teraz wchodzi w grę przesiadka na GM.
Artur Mroczka (GTŻ Grudziądz): W biegu w którym jechałem z Pawłem na 5:1 pękł nowy łańcuszek sprzęgłowy i nie byłem w stanie kontynuować biegu. Pierwszy wyścig był dla mnie nieudany, Adrian Gomólski pojechał ostro i zablokował mnie przy bandzie. Po kilku biegach, jednak sam leżał w tym miejscu. Taki jest żużel. Nie było dziś Mortena Risagera i mogłem startować. Liczyłem na start w czterech wyścigach, pojechałem w trzech. Mimo ukończenia pierwszego biegu miałem na ostatnim łuku też defekt. Ostatni mój start w meczu, kiedy byłem na czwartym torze, bardzo trudno było wyjechać i nie udało się minąć rywala.
Mariusz Puszakowski (GTŻ Grudziądz): Po jedenastym wyścigu zrobiło się gorąco. Po meczu, gdy emocje opadły wszystko sobie z Adrianem wyjaśniliśmy jak dżentelmeni i wszystko jest dobrze. W ostatniej gonitwie, modliłem się i gnałem do przodu. Bałem się tylko by Paweł nie zwalniał tempa i jechał dalej. Z punktu widzenia kibica było widać, że jechała dziś drużyna i tak rzeczywiście było. Puściłem Pawła, ten oglądał się za mnie, Eric puścił mnie do przodu, potem ja czekałem na niego, tak samo Kamil Brzozowski. Jechała cała drużyna. To był główny powód sukcesu. Podeszliśmy do spotkania na pełnym luzie i to pomogło. Przecież nie jesteśmy aż tacy słabi. Potrafimy walczyć i u siebie będziemy na pewno groźni.