Stefan Smołka: Europa w Lesznie

W roku 2010 po raz szesnasty wyłonimy najlepszego żużlowca świata w ramach cyklu imprez funkcjonujących pod wspólną nazwą Speedway Grand Prix.

W tym artykule dowiesz się o:

Inaugurację całego cyklu w tym roku zaplanowano w polskim Lesznie na stadionie nazwanym imieniem legendarnego Alfreda Smoczyka – niedoszłego polskiego mistrza świata, który 60 lat temu zginął na drodze.

Na wstępie proszę wybaczyć minorowy ton i oszczędność w słowach, ale wciąż trudno mi dojść do siebie po tym co się stało 10 kwietnia w smoleńskim lesie. W ostatnim, niezwykle trudnym dla Polski czasie, szczególnie mocno przemawiają do nas symbole. GP Europy w Lesznie też, chcąc nie chcąc nimi do nas przemawia – czasem, w jakim jest rozgrywana, biało-czerwonym miejscem i tymi ludźmi wciąż boleśnie dotkniętymi traumą wielkich odejść.

SGP zaczęło się w roku 1995. Wtedy to postanowiono, że indywidualnego mistrza świata na żużlu wyłaniać będziemy na drodze nie jednej w roku, lecz całego cyklu finałowych imprez precyzyjnie punktowanych, a suma zdobytych punktów zadecyduje o mistrzostwie. Miało to wykluczyć element przypadku i być bardziej sprawiedliwe. Pewnie było, aczkolwiek… szkoda, bo w sporcie niespodzianka jest zjawiskiem ze wszech miar pożądanym, przyciągającym kibiców. Sprzyjanie jej w sporcie, w przeciwieństwie do życia, nie jest wszak niczym zdrożnym.

To nie znaczy, że ma być prowizorka, "róbta co chceta", lecz wysuwany już wcześniej, również przeze mnie w tym miejscu, kompromis polegający na tym, że z powodzeniem mogłoby funkcjonować i jedno i drugie. Finał o IMŚ z jednej strony, np. z udziałem 10-osobowej czołówki GP, 5 najlepszych z finału GP Challenge oraz jednego "dzikusa" (zawodnika z tzw. dziką kartą, wytypowanego przez organizatora owego jednorazowego finału IMŚ). To dolałoby oliwy do ognia na wszystkich szczeblach rozgrywek, dając szansę zaistnienia maluczkim – meteorom jednego sezonu. Sam finał wyłaniałby Mistrza Świata, jak dawniej zamykając rozgrywkę w jednym roku, natomiast SGP, rozpisane umowami na lata, na koniec – oprócz sławy i pieniędzy – rzecz jasna dawałoby prestiżową Wielką Nagrodę – Puchar Świata dla najlepszego żużlowca globu. Analogie do innych dyscyplin nasuwają się same. Nikomu specjalnie nie przeszkadza, że mistrzem olimpijskim może zostać delikwent, który przez cztery lata wcale najlepszy nie był. W speedway’u dochodzi przepiękna tradycja jednodniowych finałów IMŚ, zapoczątkowanych w roku 1936 w Anglii.

Speedway w swym najwyższym wydaniu odarty został z elementu sensacji, za co w sporcie płaci się cenę utraty popularności. Z całą pewnością obowiązujący system sprzyja profesjonalizmowi, na który w tym sporcie stać jednak niewielu. A zatem sprzyja bogatym. Zaprząta ktoś sobie tym głowę, czy elitaryzm służy promocji tej dyscypliny? Nie sądzę.

Poza Polską speedway spychany jest na margines przez inne, dużo dynamiczniej rozwijające się, bo bardziej odwrócone ku ludziom, również w ich niższych społecznych warstwach, motocyklowe wyścigi. To powinno dawać do myślenia. Polska żużlowa wyspa szczęśliwości powoli tonie na oceanie ogólnoświatowego zapomnienia.

Bez obaw! W sobotę w Lesznie nikt tego nie zauważy. Orkiestra na Titanicu wciąż przecież gra. Tym razem będzie to "Oda do radości" – europejski hymn – gdzie Friedrich Schiller w 1876 roku skrył między innymi następujące ponadczasowe słowa:

(...)

Twoja moc połączy znowu

Co przez wieki przeciął miecz.

Wszyscy ludzie będą braćmi

Tam gdzie skrzydło dotknie twe.

(...)

Dzielność ducha w wielkim bólu,

Pomoc, gdy niewinny łka,

Wieczna wierność danym ślubom,

Brat czy wróg - niech prawdę zna,

Duma przed tronami królów -

Gdy potrzeba - krew i trud -

Liść laurowy dla zasługi,

Niech zaginie kłamców ród!

(...)

Kto wygra tym razem? Mam przeczucie, że Rosjanin, polska flaga i polska na sercach plama.

Stefan Smołka

Komentarze (0)