W pełnej rehabilitacji za uprzednie niepowodzenia przeszkodziła Wilkom wyjątkowo nieudana pierwsza część zawodów - po 7 wyścigach krośnianie przegrywali ze Speedway Wandą aż 24 punktami. Od 8. biegu toczyli już wyrównaną walkę z żużlowcami gospodarzy i straty na koniec meczu były o połowę mniejsze. Duży udział w tej, bądź co bądź, spóźnionej nieco metamorfozie miał Kenneth Hansen. Duńczyk w swoich dwóch pierwszych startach przegrał podwójnie z miejscowymi, ale w trzech kolejnych nie dał się wyprzedzić żadnemu z rywali. - Potrzebowaliśmy dobrze wyjść ze startu na początku zawodów, ale nie mogliśmy tego uczynić i dużo przegrywaliśmy. Później wykonaliśmy dobrą robotę i było znacznie lepiej. Ja zmieniłem bardzo wiele w swoim motocyklu po pierwszych dwóch biegach, które były nieudane. Z pozostałych jestem zadowolony, bo wyszły mi one naprawdę dobrze. Wykonałem dobrą robotę, mam nadzieję, że wygramy następnym razem w Krośnie - skomentował przebieg meczu w Krakowie Kenneth Hansen.
Dla Hansena przebudzenie to było o tyle istotne, że pozwoliło mu udowodnić swoją przydatność do drużyny. Po fatalnym występie na inaugurację w Krośnie 5 kwietnia, kiedy to w przegranym z KMŻ Lublin meczu 23-latek nie zdobył ani jednego punktu, trener Ireneusz Kwieciński nie korzystał z usług jednego z liderów KSM-u z roku ubiegłego. Postanowił sprawdzić go w Krakowie, gdzie Hansen zastąpił awizowanego wcześniej Grzegorza Knappa. Była to decyzja nader słuszna, gdyż zawodnik jeżdżący jeszcze w ubiegłym roku w angielskiej Elite Leaugue wydatnie pomógł krośnianom w uniknięciu klęski.
Stranieri KSM-u nie zakończył wprawdzie spotkania zbyt fortunnie, upadając na 3. pozycji w 1. łuku ostatniego okrążenia 15. wyścigu, ale niezwłocznie wstał i zdeterminowany podjął się przeszło 300-metrowej przebieżki z motocyklem u boku, w celu zdobycia jednego oczka. Gwoli przypomnienia, w tym samym miejscu w pierwszej odsłonie tej gonitwy groźnie wyglądający upadek zaliczył Patryk Pawlaszczyk. - Wpadłem w powstałą po poprzednim upadku dziurę i uderzyłem w dmuchaną bandę. To było bardzo pechowe. Wstałem i dobiegłem do mety, chcąc udowodnić, że jestem gościem jeżdżącym i starającym się dla drużyny, który robi dla niej, co tylko się da. Oczywiście jestem zmęczony po tym biegu, ale to jest speedway - powiedział odczuwający jeszcze skutki swojej ambitnej postawy zawodnik. Heroiczny czyn Duńczyka spotkał się z zasłużoną aprobatą publiczności zgromadzonej na trybunach stadionu w Krakowie. Okazało się ponadto, że jest on dość skory do żartów. Jego walka o 1 punkt wywołała skojarzenie z niezłomną postawą pamiętnego biegacza - Foresta Gumpa. Zapytany, czy można do niego mówić "Forest", odpowiedział ze śmiechem: - Forest? Jasne, dzięki. Ambicji i poczucia humoru sympatycznemu żużlowcowi z pewnością nie można odmówić.