Wykazujący ostatnimi czasy ogromną wolę walki Brytyjczyk w Kraju Trzech Koron nie awansował nawet do półfinału. Sprawy mogły się jednak potoczyć całkowicie inaczej, gdyby nie upadek w 17. gonitwie spowodowany, zdaniem sędziego, przez napędzającego się po szerokiej Hansa Andersena. Przed atakiem Duńczyka "Bomber" znajdował się bowiem na prowadzeniu, a w powtórce biegu zameldował się na mecie na 3. pozycji. Co ciekawe, "Ugly Duck" po zawodach stwierdził, że całemu zajściu winny jest tylko i wyłącznie Chris. - Zostawiłem mu trochę miejsca, tak jak zawsze to robię. Naprawdę sporo miejsca. Dla niego to było jednak za mało i po wejściu w wiraż mnie zahaczył, a ja spadłem z motocykla. Byłem na prowadzeniu i naprawdę szkoda, że skończyłem tę gonitwę na dmuchanej bandzie. Hans był rozczarowany tym, że to jego sędzia wykluczył, ale to ja jechałem z przodu i ja dyktowałem warunki - odparł zarzuty kolegi Harris.
Po dwóch odsłonach tegorocznej serii "Bomber" z dorobkiem 14 punktów zajmuje 12. miejsce w klasyfikacji przejściowej IMŚ. Reprezentant Zjednoczonego Królestwa do liderującego Kennetha Bjerre traci w tej chwili 16 oczek. - Cóż, teraz trzeba zacząć się koncentrować na kolejnym turnieju. W sobotę nie wyszło, ale jeszcze nie raz pokażę się w tym roku z dobrej strony - dodał 27-latek.
Przypomnijmy, że najbliższa runda Grand Prix 2010 odbędzie się 22 maja w Pradze, gdzie Chris Harris nie radził sobie dotąd najlepiej.