Michał Widera: Może zadzwonimy do Bogdanki

Po niedawnych zawirowaniach i odejściu Mirosława Cierniaka, w Krakowie przez kilka dni wakowała funkcja trenera/menadżera. Objął ją Michał Widera i w niedzielnym meczu przeciwko drużynie z Lublina po raz pierwszy poprowadził zespół Speedway Wandy.

Widera w poprzednich latach dał się poznać jako zawodnik - był Mistrzem Polski Amatorów w latach 2004 i 2006, próbował także swoich sił w wyścigach na lodzie- oraz menadżer Funny- Teamu ze Świętochłowic. Po niedzielnym meczu wypowiedział się o swojej nowej profesji. - W czwartek przyjechałem, żeby porozmawiać z prezesem. Na gorąco, ad hoc wyszła taka propozycja, ktoś musiał to skoordynować. Nie emocjonowałbym się za bardzo swoją nową rolą trenerską, bo nie jest powiedziane, że dalej będę tę drużynę ciągnął. Z naszego najbliższego grona licencję trenerską posiadała akurat moja skromna osoba. Nie nazywałbym się trenerem, tylko kapitanem dryfującego statku. Żeby ten statek nie zatonął, potrzebna jest osoba, która wymanewruje odpowiednio między rafami. - metaforyzował Widera.

Świeżo upieczony trener Speedway Wandy odniósł się do zależności między sytuacją finansową klubów z Krakowa i Lublina a osiąganym przez nie wynikiem sportowym. - W żużlu cała sprawa rozbija się o jedno - kto ma więcej pieniędzy, ten w biegu zdobywa trójki i dwójki, a w lidze wygrywa mecze. Kto ma mniej kasy i zawodników może nie gorszych, ale ze słabszym sprzętem, ten przegrywa. Jeżeli Lublin na dzień dobrym zaraz po ogłoszeniu, że ma sponsora strategicznego, angażuje Drymla, Rymla, czy innych zawodników, to mamy odpowiedź, dlaczego jest tak, a nie inaczej.

Finanse to nie wszystko, potrzebny jest jeszcze odpowiedni poziom organizacji. - Trzeba zacząć pracę u podstaw - zorganizować trening, przygotować tor na poziomie. Nie można mylić funkcji, Zawodnicy nie powinni zajmować się torem, tylko jazdą. Potrzebne jest zaangażowanie większej ilości ludzi, zarządu w zdobywanie pieniędzy. Każdy musi mieć swoją rolę i na niej się skupiać. Wypłaty powinny być na czas, zresztą można by mnożyć argumenty przemawiające za Lublinem. Trzeba dojechać sezon do końca i zorganizować ludzi, którzy zaczną pracować u podstaw. W ślad za tym musza iść pieniądze pozyskane od sponsorów, czy od miasta. Może trzeba zadzwonić do Bogdanki, czy nie daliby na Brunatny Węgiel Kraków. Gdzie jest kasa, tam jest wynik- przekonująco zakończył Michał Widera.

Źródło artykułu: