- Na pewno była szansa na wygraną, zabrakło pojedynczych punktów w poszczególnych biegach - mówił w parku maszyn Rosjanin. - Mnie się jechało bardzo dobrze, jednak podczas pierwszego upadku straciłem motocykl z dobrze spasowanym na ten tor silnikiem. Drugi był gorzej przygotowany na taką nawierzchnię - dodał.
Spotkanie pełne było emocji, także tych pozasportowych. Kilkukrotnie dochodziło do spięć pomiędzy zawodnikami obu drużyn. Podobnie było także w przypadku Łaguty, kiedy to chciał "wyjaśnić" kilka spraw z Kacprem Gomólskim. Na szczęście dla widowiska Rosjanin szybko przekonał się, że jego pretensje powinny być skierowane raczej w stronę... klubowego kolegi Maksima Bogdanowa. To właśnie Łotysz podciął "Gingera", a ten w konsekwencji wpadł na "Griszę". - To jest żużel, muszą być emocje. Walka była bardzo ostra, ale fair - komentował 26-letni żużlowiec. - Zawodnicy jechali bardzo twardo, kibice także podgrzewali atmosferę. W końcu to speedway, a nie szachy. Swoje słowa lider Lokomotivu potwierdził serdecznym uściskiem, którym obdarzył Kacpra Gomólskiego.
Tegoroczne rozgrywki są dla Łaguty bardzo udane, także na arenie międzynarodowej. Żużlowiec bez problemów awansował do finału eliminacji Grand Prix. - Moim celem na ten sezon jest awans do szesnastki najlepszych żużlowców świata - nie ukrywał nasz rozmówca. - Uważam, że jestem na to gotowy. Mam solidnego sponsora, który wspiera mnie od wielu lat. Pomagał mi jeszcze za czasów jazdy na motocyklu crossowym. Jeśli awansuję do cyklu, to wtedy zapewni mi on odpowiedni budżet i wszystko będzie elegancko - dodał.
Zawodnik nie chce być kolejnym zawodnikiem, którego rola w cyklu ogranicza się do zajmowania miejsc pod koniec stawki. - Bez sensu byłoby awansować tylko po to, żeby potem w cyklu wozić same zera. Chcę wypaść jak najlepiej, jednak o konkretnych celach będę myślał, jeśli uda się zakwalifikować - zakończył Laguta.