Krzysztof Kaczmarczyk: Pogoda was nie oszczędza. W sobotę turniej w Gdańsku przerwany, dzisiaj udało się odjechać całe zawody, ale z nieba również cały czas lekko padało.
Maciej Polny: Tak, najważniejsze, że dzisiejsze zawody udało się odjechać, bo podróż do najbliższych nie należy w naszym wypadku.
Przyjechaliście do Rybnika z jasno określonym celem, którym była wygrana i 3 punkty w ligowej tabeli. Jako prezes może być pan chyba zatem zadowolony.
- Tak, wygrana i punkty bardzo cieszą. Myślę jednak, że nasi chłopcy niezbyt zmobilizowani podeszli do tego spotkania wiedząc od początku, że Rybnik pojedzie w osłabionym składzie bez Daniela Nermarka i Nicolaia Klindta.
Wynik zatem nie do końca satysfakcjonujący?
- Powiem szczerze, że spodziewałem się nieco wyższego zwycięstwa. Na pewno trochę udało się zaoszczędzić nam pieniędzy na takim wyniku, ale to nie o to przecież chodzi. Generalnie myślę, że zabrakło tej maksymalnej mobilizacji, dlatego ten wynik jest taki, a nie inny.
Jest zatem jakiś zawodnik, który najbardziej zawiódł pana oczekiwania?
- Myślę, że przede wszystkim Magnus (Zetterstroem – przyp. red.) w ostatnich spotkaniach po tej kontuzji, którą jeszcze gdzieś tam odczuwa, nie pojechał na miarę swojej możliwości. Ale mam nadzieję, że kolejne spotkania, kolejne jego występy pozwolą mu odzyskać tą swoją dobrą dyspozycję. Ważne to tym bardziej, że mamy bardzo trudną walkę o to, żeby znaleźć się w tej pierwszej czwórce. Jeszcze teraz, gdy Grudziądz wygrał z Rzeszowem, sytuacja się mocno skomplikowała.
Prezes Maciej Polny liczy na to, że jego lider Magnus Zetterstroem wróci do swojej optymalnej formy na decydujące mecze sezonu 2010
Jaka zatem jest recepta w Lotosie Wybrzeże Gdańsk na znalezienie się w pierwszej czwórce?
- Najlepiej było by wygrać za trzy punkty z Gnieznem na własnym torze (w Gnieźnie Start wygrał z Lotosem Wybrzeże 47:43 p przyp. red.), a wcześniej wyrwać punkt bonusowy w Rzeszowie (w Gdańsku Lotos Wybrzeże pokonało Marmę Hadykówka 51:39). To będzie bardzo trudne zadanie. Jednak gdyby to się udało, to sami zapewnilibyśmy sobie pierwszą czwórkę nie patrząc na nikogo innego. Cały czas odbija nam się porażka na własnym torze z PSŻ Lechma Poznań.
Forma gdańszczan bywa zagadkowa. W Rybniku najbardziej widać było to po Thomasie H. Jonassonie, który przywoził na zmianę trójki i zera.
- Forma naszych zawodników jest różna, a szczególnie kameleonowa jest dyspozycja właśnie Jonassona. Co prawda tutaj w Rybniku można go jeszcze wytłumaczyć problemami z zębem, z którymi boryka się od tygodnia, a w Gdańsku przeszedł jeszcze zabieg. Dzisiaj też go bardzo głowa bolała i jeździł tak jak jeździł. Brakuje zdecydowanie stabilizacji formy w tym zespole.
Gdy uda się już wywalczyć awans do pierwszej czwórki, to jakie wtedy będą cele Lotosu Wybrzeże Gdańsk na końcówkę sezonu?
- Na pewno będziemy walczyli wtedy o ekstraligę. Inaczej to nie ma sensu tak naprawdę, żeby wejść do czwórki i nie walczyć w niej o awans. Natomiast trzeba sobie też jasno powiedzieć, że w naszym klubie również sytuacja finansowa jest dość trudna. Awans do czwórki pomógłby nam się przynajmniej z częścią tych problemów uporać, bo mamy zagwarantowane premie od sponsorów za minimum czwarte miejsce. Wejście do czwórki to również więcej kibiców na trybunach, a to wiadome, że przekłada się na większe wpływy do klubowej kasy z biletów.
Tak trener Stanisław Chomski i prezes Maciej Polny wraz ze swoimi zawodnikami, cieszyli się nad wygraną z Marmą Hadykówka Rzeszów. Czy tak samo będzie na zakończenie sezonu w Gdańsku?
No właśnie co do klubowej kasy i kibiców na trybunach. Sobotni 1 Finał Mistrzostw Świata Juniorów miał być niesamowitym widowiskiem, a wszystko popsuł deszcz. Mało interesujące zawody i mało ludzi na trybunach.
- Niestety deszcz spadł w najmniej oczekiwanym momencie, a dokładnie na 45 minut przed rozpoczęciem zawodów. Zaczęło padać nad stadionem i to mocno. Wcześniej padało już praktycznie w całym Trójmieście, dlatego też zamiast spodziewanych może 5 tysięcy kibiców, na trybunach zasiadło półtora.
Klub zatem raczej finansowo stracił, a nie zyskał...
- Dokładnie tak. To kolejna strata, kolejny cios w klubowy budżet. Bo gdzieś te wpływy miały być trzykrotnie większe w porównaniu z tymi, jakie były. Dzisiaj wygląda to tak, że pieniędzy nie ma, a impreza się nam nie zbilansowała, bo koszty wypłat dla samych zawodników to ponad 70 tysięcy, a przy takiej frekwencji na trybunach nie było o czymkolwiek marzyć.