Tomasz Lorek zaprasza na mecz Somerset Rebels - Glasgow Tigers

Nie lada gratka czeka w poniedziałkowy wieczór na fanów żużla w brytyjskim wydaniu. Polsat Sport tym razem nie pokaże meczu Elite League, tylko spotkanie Premier League Somerset Rebels - Glasgow Tigers (godz. 20:30). Sytuację obu drużyn przybliża Tomasz Lorek, komentator Polsatu.

Dziesięć lat temu do drzwi domu Debbie Hancock zapukał tajemniczy nieznajomy. Andy Hewlett stał u wrót z jasną i przejrzystą wizją budowy toru żużlowego w Somerset. - Andy zapragnął rozmawiać z moim ojcem. Opowiadał ze swadą o motocyklach, silnikach o pojemności 500 ccm, wykreślał rękoma gdzie powinien stanąć park maszyn, a gdzie maszyna startowa. W domu był tylko tata, mama i ja. Nie mieliśmy pojęcia co to jest speedway, a Andy przekonywał nas, aby sprzedać część naszej ziemi przylegającej do autostrady M5 i zbudować żużlowy stadion. Szaleństwo, ale parę dni po rozmowie mój ojciec pojechał z Andym na żużel do Exeter i zachorowaliśmy na maksa… - wspomina Debbie, dziś pani promotor Somerset Rebels.

Co najbardziej ujęło ojca Debbie podczas chrztu bojowego w Exeter? - Tata był zachwycony, gdyż na trybunach stadionu w Exeter zobaczył, że na speedway przychodzą ludzie w przedziale wiekowym od 3 do 73 lat. Ojciec był zaskoczony, że fani nie musieli być odgrodzeni zasiekami jak na meczach piłkarskich. Spodobał mu się rodzinny charakter speedwaya. Dziś wszyscy w familii Hancocków jesteśmy zakręceni na punkcie żużla - mówi Debbie.

Na budowę kameralnych pomieszczeń klubowych, zakup licencji promotora, opłacenie zawodników, pracowników, rodzina Hancocków wydała kwotę tańczącą pomiędzy 600 000 a 700 000 funtów. Gdy telewizja Sky Sports wybrała Somerset jako idealne miejsce do sfilmowania meczu z King’s Lynn datowanego na 28 kwietnia 2009 roku, szefostwo Rebeliantów o mały włos nie przebiło dachu głowami. - Nikt nie żałuje, że przebyliśmy transformację z farmerów w promotorów żużlowych. Kiedy Sky Sports poinformował nas o transmisji, ruszyliśmy z kopyta do pracy. Rozdaliśmy setki darmowych biletów przyjaciołom, lokalnym firmom, sponsorom. Zachęcone firmy przywiozły banery reklamowe, rozłożyliśmy je na murawie. Kierowaliśmy się wizją, że udane, emocjonujące spotkanie zapadnie sponsorom w pamięci, wspaniały przekaz telewizji Sky Sports zrobi swoje i będziemy mieli budżet na następny sezon. Pozyskaliśmy wielu lokalnych partnerów, firmę Asda oraz Relentless, która jest częścią koncernu Coca-Cola. Byli zadowoleni - wspomina ówczesny generalny menedżer klubu Dave Croucher. Kilka klubów Elite League zazdrości rebeliantom z Somerset zaradności i sprytu organizacyjnego…

Ci, którzy uważali speedway za zbyt przewidywalny sport i narzekali, że emocje kończą się na pierwszym wirażu, przecierali oczy ze zdumienia widząc zawody w Somerset. Przez cały mecz, różnica pomiędzy rebeliantami a gwiazdami nie przekraczała 4 punktów. Wielu fanów przybyło na Oak Tree Arena chcąc na własne oczy obejrzeć Darcy Warda. Australijczyk nie zawiódł. Zdobył 16 punktów + 2 bonusy w 7 wyścigach. Wieczór należał do gospodarzy. W ekipie Somerset błyszczeli Steve Johnston i Cory Gathercole. Przypieczętowali zwycięstwo w 15 wyścigu, dwukrotnie przerywanym przez upadki Tomasa Topinki. Po długich deliberacjach sędzia Dale Entwistle nie wykluczał nikogo z czwórki zawodników. W trzecim podejściu Topinka przegrał ze złośliwością rzeczy martwych i dojechał tylko do wyjścia z pierwszego wirażu. Johnston i Gathercole przywieźli za plecami Schramma, jednak prawdziwe cudo duet: Steve - Cory wykonał w 10 wyścigu objeżdżając Christiana Henry. - Cory uwielbia jechać na pełny gwizdek, jakby chciał przesunąć barierę strachu. Tor w Somerset jest tak skonstruowany, że pobudza fantazję żużlowców. Aż miło tu przyjechać, napawać wzrok zielenią i świetną, kontaktową jazdą - rzuca sentymentalnie Dave Croucher. W samych superlatywach o torze w Somerset wypowiadali się również Ronnie Russell (ówczesny menedżer drużyny Rebeliantów) oraz Rob Lyon (opiekun brytyjskiej reprezentacji i menedżer King’s Lynn Stars).

Na mecz Somerset - King’s Lynn przybyło 2500 widzów, rzecz niepojęta jak na standardy Premier League… Na fali entuzjazmu, wolontariusze i przyjaciele klubu wykonali nową wieżyczkę sędziowską i siedzenia na prostej startowej. - Marzy mi się, aby zadaszyć miejsca dla kibiców na prostej startowej, ale zrobimy ten krok wtedy, gdy będziemy mieli rezerwy finansowe. Nie musimy martwić się o to, że ktoś nas przepędzi ze stadionu, że organizatorzy wyścigów psów rozkazującym gestem wygonią nas ze stadionu. Oak Tree Arena leży na naszej ziemi. Nie chcemy też promocji do Elite League. To zwielokrotniłoby koszta, a jestem świadoma faktu, że okolice Somerset nie są zamieszkałe przez bogatych ludzi. Podejrzewam, że ludzie odwróciliby się od nas, gdybyśmy podnieśli ceny wejściówek. Z Somerset pochodzi co prawda aktualny mistrz świata F1, Jenson Button, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ludzie utrzymują się tu z pracy na roli. Wiem jak ciężko jest zarobić farmerowi. Musi liczyć na sprzyjającą aurę i poddać się rygorowi codziennej wymagającej poświęcenia pracy. Cieszę się, że przekonałam wielu biurokratów, że w Premier League są niejednokrotnie ciekawsze mecze aniżeli w Elite League - opowiada Debbie Hancock.

Życie promotora, jak każdego człowieka stąpającego po ziemi, nie jest wolne od trosk. W listopadzie 2009 roku Gary Patchett, współwłaściciel Swindon, przejął klub Birmingham Brummies od Tony Mole’a. Tuż po dokonaniu transakcji, Graham Drury, promotor Birmingham, otrzymał telefon od Patchetta czy nie jest zainteresowany pozyskaniem Steve’a Johnstona. - Byłem zaskoczony, bo wiedziałem, że Johno świetnie czuje się w Somerset, ale przytaknąłem, bo mieć takiego grajka w zespole to wspaniała rzecz. Chcę ze wszystkich sił podziękować Debbie Hancock za eleganckie, kulturalne negocjacje - rzekł Drury. Steve Johnston skomentował swoje przejście z ekipy rebeliantów w ten sposób: - Birmingham to dobry klub, cieszę się, że będę mógł pracować z Grahamem i Denise Drury. Gary Patchett zaimponował mi ogromnie. W Birmingham wszystko wygląda bardzo profesjonalnie, stadion Perry Barr jest przepiękny, wreszcie wyszło słońce po rozczarowaniu jakie przeżyłem w związku ze zmianami w Somerset. Tyle Australijczyk. Co stanęło na przeszkodzie, że Johnston odszedł z Somerset, mimo, że związał się dwuletnim kontraktem z rebeliantami u progu sezonu 2009? Zawrócił w połowie rzeki.

Debbie Hancock wyjaśnia brytyjskie zawiłości. - Wiem, że odejście Steve’a do Birmingham było szokiem dla naszych kibiców. Byłam przygotowana, że Steve wywiąże się z dwuletniego kontraktu na lata 2009-2010. Niestety, ta dwuletnia umowa została zawarta z poprzednim promotorem, firmą Somerset Promotions Ltd, która we wrześniu 2009 roku zrezygnowała z dalszej działalności w Somerset. Sformowana naprędce nowa firma nie potrafiła dojść do porozumienia z Johno co do warunków jego startów w barwach Rebels. Bardzo żałuję, że nie mogliśmy dojść do zgody. Jestem wdzięczna za wszystko co Steve zrobił dla Somerset w ubiegłym roku, ale ważne, że opuścił zespół w przyjacielskiej atmosferze. Będzie zawsze miło przywitany nawet jeśli przyjedzie na Oak Tree Arena w barwach innego zespołu - mówi Debbie Hancock.

Z Justinem Sedgmenem sytuacja była prosta. Kiedy Patchett przejął Birmingham Brummies, jasnym stało się, że "Sedgy" trafi do Brummies, bo Swindon dzierży kontrakt Justine’a. Zanim Johno i Sedgy odeszli z Somerset, Debbie Hancock zawarła umowę z obiecującym talentem z australijskiego Newcastle, Samem Mastersem. - Sam kto? - pytali mnie kibice Somerset. Wiedziałam, że muszę wygrać wyścig o jego podpis. Jason Doyle, nasz zawodnik w sezonie 2008, opowiadał mi mnóstwo pozytywnych historii o Samie Mastersie. Wielu moich znajomych pukało się w czółko, ale miałam dobre rozeznanie w australijskich kręgach. Nie nakładamy na niego grama presji. Zaczął sezon ze średnią 5.00 i chcemy, aby ukończył rok 2010 na tym poziomie, na którym zaczynał - opowiada Debbie.

Jest sama na statku. Nie ma współpromotora. Debbie była nastawiona pozytywnie, gdy w listopadzie kompletowała zespół z Gathercolem, Boxallem, Mastersem, Hawkinsem, Allenem i Herne. Nie przewidziała jednak, że może nadejść mroczna noc 9 grudnia 2009 roku… - Myślałam, że to tylko koszmar i za chwilę przebudzę się w swoim łóżku i uwierzę, że to tylko zły sen. Niestety, Emil Kramer zginął naprawdę… - głos Debbie załamuje się…

Emil Kramer zawędrował do Somerset dzięki perswazji byłego szefa Rebels - Pete’a Toogood, jego pasierbicy Angeli i współpromotora Jo Lawsona. Przywdział plastron Somerset zastępując w trakcie sezonu 2006 Paula Fry, który leczył wówczas złamaną nogę. Kramer zadebiutował na Wyspach w 2002 roku w barwach King’s Lynn. Zrezygnowano z jego usług zastępując go Jernejem Kolenko, więc Emil trafił do Hull Vikings. Z Wikingami sięgnął po mistrzostwo Premier League i triumf w KO Cup w 2004 roku. Jednak, gdy pod koniec 2005 roku Hull ogłosił zawieszenie działalności, Kramer został bez pracy. Gdy zawitał do Somerset, stał się ulubieńcem kibiców. - Mógł stać w deszczu, we mgle, w słońcu, nie odmówił zdjęcia, rozmowy i autografu, cierpliwie przyglądając się kolejce kibiców - mówi Debbie Hancock. - W debiutanckim występie wykręcił z bonusami 13 oczek w 5 startach. Był prawdziwym dżentelmenem. Szanowanym przez zawodników, mechaników, menedżerów, fanów z całej Anglii. Rozpłakałam się, gdy ujrzałam zasmuconą córeczkę Emila, Nelly. Była taka bezbronna po śmierci taty… - mówi Debbie.

Przed sezonem 2010, klub Somerset Rebels rozważał zmianę kolorów kevlarów i osłon na motocykle. Ustalono, że chłopcy będą jeździć w czerwono - niebieskich kombinezonach. Po śmierci Emila Kramera zdecydowano, że zespół będzie startował w barwach szwedzkiej flagi narodowej. - W hołdzie dla Emila, zdecydowaliśmy, że chłopcy będą jeździć w żółto - niebieskich kevlarach. Co więcej, architekci wykonali już plany zadaszanej trybuny. Gdy tylko uzyskamy pozwolenie na jej budowę, przystąpimy do konstruowania trybuny. Ustaliliśmy, że będzie ona nosić nazwę Emil Kramer Stand (trybuna Emila Kramera) - mówi Debbie Hancock.

Szwed Emil Kramer zginął w wypadku samochodowym w chłodną grudniową noc. Środa, 9 grudnia. Sześć tygodni po tym jak fani Somerset uznali go najlepszym jeźdźcem sezonu 2009 i 25 dni po 30 urodzinach. Zdążył wyrównać rekord występów w barwach Rebels należący do Glenna Cunninghama. Po zakończeniu sezonu 2009, Emil wyznał w gronie najbliższych przyjaciół, że pod koniec 2010 roku zechce zakończyć starty na żużlu… Niestety, ku rozpaczy rodziny i środowiska, krótko po godzinie 22, na drodze nr 202, 10 minut jazdy od jego domu w szwedzkim Fredesberg, Emil przeszedł do Krainy Wiecznych Łowów. Nie wiadomo czy Emil dostał ataku serca czy próbował ominąć jelenia na drodze z Mariestad do rodzinnej Toreboda. Zmarł za kierownicą swojego busa. Wracał od przyjaciela. W drodze powrotnej Emil planował zatrzymać się w delikatesach, aby zakupić butelkę whisky i paczkę snusów (skandynawski tytoń wkładany pod górną wargę). O kupno alkoholu poprosił go kuzyn Kim. Kuzyn chciał podarować butelkę whisky swojemu sąsiadowi pod choinkę. Paczka snusów miała trafić do byłego boksera, kolarza, żużlowca i mechanika Kramera na Wyspach - Phila Pickeringa. - Odszedł mój najlepszy kolega - wspomina Pickering. - Gdy do mnie dzwonił, zawsze zwracał się tak samo: cześć mój angielski tatusiu. Rozumiałem go, bo Emil stracił ojca w 1992 roku, gdy był zaledwie 13-letnim chłopcem. Założyłem mu konto w angielskim banku, gotowałem dla niego, mechanikowałem, rezerwowałem samoloty. Nigdy nie kłóciliśmy się. W parku maszyn często padają ostre słowa między mechanikiem a zawodnikiem, ale Emil był tak zdystansowany i spokojny, że nigdy nie słyszałem podniesionego głosu pełnego pretensji. Zjeżdżał do parkingu i mówił: "co zrobimy teraz, może wprowadzimy lekką korektę? Pomyślmy spokojnie". Kumplował się też ze Szwedem Richardem Hellsenem, byłym żużlowcem, który na stałe mieszka niedaleko King’s Lynn. Hellsen ma córkę Michelle. Ilekroć słyszała, że Emil Kramer przyjedzie w odwiedziny, piszczała z radości: "fajnie, wujek Emil na pewno przywiezie mi czekoladę!". Gdy po raz ostatni przyjechał na speedway do King’s Lynn, podarował Richardowi magnes na lodówkę i polar teamu Kramer. Sam nie lubił nosić garnituru. Jego garderoba mogła składać się z podkoszulki, dżinsów i nieśmiertelnej czapeczki. Nawet w domu uwielbiał chodzić w sportowej czapce. Nie żałował pieniędzy na sprzęt. Mógł godzinami pieścić motory. Taki był Emil - wspomina Pickering.

Debbie Hancock milczy. Wie, że udało jej się ściągnąć 40-latka o duszy 15-letniego chłopca - Shane’a Parkera. Parker to wspaniały człowiek. Jeździł przez ostatnie sześć lat w Glasgow, zaczynał starty na Wyspach w 1990 roku. Niewiarygodna żywotność Australijczyka. - Spędziłem wspaniałe sześć lat wśród tygrysów, ale najwyraźniej starość zaczyna mi doskwierać - śmieje się Shane. - Z domu w Nuneaton do Glasgow mam 313 mil. Irytowała mnie perspektywa walki z korkami przez 6 godzin. Szczególnie wtedy, gdy sezon dobiegał do końca, a ja nie punktowałem na swoim normalnym poziomie. Nie zmienia to faktu, że 63 lata historii Glasgow Tigers napawają mnie dumą. Gdy będę odpoczywał na emeryturze w Australii, przypomnę sobie o takich sławach Glasgow jak Charlie Monk, Tommy Miller, Jim McMillan, Steve Lawson i … Shane Parker rzecz jasna - śmieje się Parker. Shane wie, że niedzielne terminy spotkań Glasgow były zbrodnią dla rodziny. - Dzieciaki chciałyby widzieć tatę w weekend, a wiecznie zapracowany Shane wyjeżdżał z domu w sobotę, o 16.00 w niedzielę zaczynał zawody, a wracał do maluchów po północy. Pojechaliśmy z rodziną na wakacje do Szwecji i zrozumiałem jaka to frajda mieć oddaną familię. Wcześniej odstawiałem lekką lipę, przyznacie? - w swoim stylu opowiada "Parks".

Po drugiej stronie barykady do walki stanie wspaniały człowiek, przyjaciel Sławomira Drabika, Joe Screen. - Spędziłem 21 lat w Elite League, a kumple przypominają mi, że obiecałem, że przestanę ścigać się gdy ukończę 40 rok życia. Podpisałem kontrakt z Glasgow Tigers do końca 2011 roku, więc nie łamię danego słowa! (27 listopada 2011 roku "Screeny" skończy 39 lat). Bossowie klubów Elite League wyleczyli mnie z wiary w świat iluzji. Nie mam po co wracać do Elite League. To za silna liga dla mnie, przez 3 czy 4 ostatnie sezony nie zarobiłem tyle ile bym sobie życzył, więc nie ma sensu wracać w górne partie, bo tam wieje silny wiatr i jest nieprzyjemnie. Brakuje mi radości z jazdy w Elite. Chcę zakończyć karierę z uśmiechem na ustach i paroma funtami w kieszeni, a w Glasgow atmosfera jest odlotowa. Domyślam się, że to pozostałość po moim koledze ukrywającym się pod ksywką Parks - rechocze jak zawsze szczery, dobroduszny Joe.

Stewart Dickson, współpromotor Glasgow Tigers przyznaje rację Screenowi. - Bardzo chciałem zatrzymać Parkera, ale co się stało, to się nie odstanie. Wiem, że Travis McGowan potrafi być skuteczniejszy niż Shane, ale widowisko ucierpiało na tej zamianie. Travis zaczynał sezon 2010 z bardzo wysoką średnią 11,72. Wciąż jest relatywnie młody. W wieku 29 lat można jeszcze się wspinać po drabinie - mówi Dickson. Odkryciem, które zachwyca szefów Glasgow jest Josh Grajczonek. Młody, 20-letni Australijczyk z Queensland, którego tata jeździł na motocrossie, coraz częściej przymierzany jest do Belle Vue Aces. Morton uważa, że Josh jest najbardziej niedocenianym australijskim talentem. Ma świetny przegląd sytuacji na torze. W Glasgow mają jeszcze jedną nadzieję na przyszłość. Zwie się Nick Morris. 25 lipca 2010 roku w meczu: Glasgow - Edinburgh w ramach rozgrywek Premier Trophy, Nick Morris zdobył swój pierwszy komplet (12 + 3 bonusy). W tym szczególnym dniu kartki, które spadły z wydzieranego ściennego kalendarza, wskazały, że Nick Morris liczył sobie 16 lat, 1 miesiąc i 18 dni. - Cieszę się tym co jest. Wiem, że statystycy zabrali się ostro do pracy i wyliczyli, że Mitch Shirra wykręcił jako 15-latek siedem kompletów startując w Glasgow w 1975 roku, ale mnie najbardziej na świecie bawi jazda na motocyklu - wyznał Nick. Zawody po raz pierwszy oglądał ojciec Nicka, Lee Morris, który przyjechał na wakacje do Szkocji. - Jestem dumny, że mój chrzest wyglądał tak wspaniale. Nick ma jedną zaletę - potrafi słuchać wskazówek doświadczonych kolegów. Nie ingeruję w to co robi mój syn w parkingu, ma fachowców obok siebie. Joe Screen, Lee Dicken, Travis McGowan służą mu pomocą. Jestem spokojny, bo to ułożony, bystry chłopak - mówi Lee.

Fani Glasgow rozszerzają listę chętnych na wyjazd autokarami do Somerset na mecz transmitowany przez Sky Sports. Jeszcze pod koniec lipca, lista potwierdzonych uczestników oscylowała wokół 40 osób, teraz wynosi blisko 100 osób. Wszyscy cudowni fani Glasgow Tigers będą zagrzewać tygrysy do boju, ale przede wszystkim zechcą złożyć hołd pamięci Emila Kramera dorzucając się do funduszu, który pozwoli zbudować trybunę poświęconą Szwedowi. Jak mawiał Święty Augustyn: "Życie jest jak książka. Ten, kto nie podróżuje, czyta tylko jedną stronę."

Tomasz Lorek

Komentarze (0)