Jarosław Handke: Wielu kibiców żużlowych mówi, że nad łódzkim klubem wisi swego rodzaju fatum, gdyż od kilku lat bezskutecznie walczycie o awans do I ligi. Gdyby nie udało się awansować w tym roku, to dalej będzie pan sponsorował Orła?
Witold Skrzydlewski: To jest za daleko postawione pytanie. Decyzje w tej kwestii zapadły już dużo wcześniej. Decyzje te zostaną zrealizowane bez względu na to czy klub awansuje, czy nie. Decyzje przez rodzinę Skrzydlewskich zostały już podjęte i są nieodwołalne. Niezależnie czy klub awansuje czy nie, po sezonie ogłosimy to, o czym teraz mówię.
Tegoroczny regulamin w II lidze premiuje te zespoły, które jechały dobrze już od pierwszego meczu sezonu. Według pana jest on lepszy od tego sprzed roku, kiedy to Speedway Miszkolc dosłownie jednym meczem zapewnił sobie awans?
- Nie. Powiem panu jedną rzecz: Nie uważam, że ten regulamin został wymyślony przez mądrych ludzi. Ten regulamin powoduje, że żużel nie tyle umiera, co zdycha. Niech pan zwróci uwagę na to, co jest w pierwszej lidze, gdzie chce się ogłosić, że druga czwórka ma już nie jechać. W tych czterech klubach, które odpadły nie ma już żużla dzisiaj. Co się powinno zrobić? Panowie prezesi powinni wziąć duży młot i puknąć się w głowę i podpisywać kontrakt, w którym mowa jest o tym, że Kowalski ma płacone tyle i tyle za punkt, jeśli drużyna znajdzie się w pierwszej czwórce. W przypadku, gdy zespół znajdzie się w drugiej czwórce, to taki zawodnik ma płacone jedną drugą bądź jedną trzecią tej sumy. Nie byłoby wtedy takich sytuacji, że drużyny nie jadą. Niech pan zwróci uwagę, że fakt, iż nie wszystkie zdobyte punkty się liczą powoduje układanie pewnych spraw przy "zielonym stoliku". Myśmy pokazali, że bawimy się w żużel od początku do końca. Jechaliśmy we wszystkich meczach najsilniejszym składem. Pokazaliśmy, jak należy się bawić w sport. Takimi zimnymi kalkulacjami się zabija sport. Po co myśleć takimi kategoriami: "A może dzisiaj przegram? Bo i tak te punkty się nie będą liczyć." Regulamin powinien być taki, że wszystkie punkty się liczą. Obie czwórki powinny dalej jechać sezon. Ta dolna niby "o pietruszkę", ale jednak musi.
To fakt. Dla kibiców klubów, które kończą sezon na początku sierpnia, brak jazdy drugiej czwórki drugiej ligi jest niekorzystny.
- Ale proszę pana, zabija się ten sport. Powiem jeszcze coś. Jeśli teraz GKSŻ podejmie decyzję, że Miszkolc spada, RKM ROW Rybnik wystartuje w barażach, a reszta nie musi jechać, to będzie przesada. Proszę mi pokazać drugą dyscyplinę, w której co roku zmienia się regulamin. To jest chore i tym się zabija ten sport. Uważam, że taki pan prezes z Grudziądza, który ma zawsze farta, powinien podpisywać kontrakt na pierwszą czwórkę i na drugą czwórkę, a nie zabiegać teraz o to, by nie jechać. Uważam, że to jest bez sensu.
Jeśli Orzeł awansowałby do I ligi, to oczywista jest konieczność niemal całkowitej przebudowy zespołu, by ten utrzymał się na zapleczu Ekstraligi…
- Proszę pana, najpierw niech awansuje!
Pozwoli pan, że dokończę pytanie.
- Nie, najpierw niech Orzeł awansuje, potem będziemy się martwić. To jest jedna kwestia. Po drugie, niech stworzy budżet realny, a nie "na papierze". Po stworzeniu budżetu, ma pan zawodników. Po co już dziś podpisywać kontrakt, skoro pan nie wie, czy będzie miał kasę? Dziś wiele klubów podpisuje wirtualne kontrakty. Gdyby choć raz Główna Komisja Sportu Żużlowego podeszła do tematu tak jak Komisja Licencyjna w piłkarskiej lidze, to połowa klubów żużlowych by nie mogła wystartować. Zawodnik nie podpisuje faktury. A dlaczego? Bo się boi, że mu klub nie da pieniędzy, a trzeba przecież zapłacić VAT. Później się pisze, że kluby nie mają długów. Ale nikt tak naprawdę nie sprawdza, kto się wywiązał z porozumień, kto nie. Tylko w żużlu piszemy o pieniądzach, tak? Co chwilę słyszy się, że ten temu "wisi" to, ten tamtemu tamto. Jak ktoś się bawi w sport, to musi być go na to stać. Jeśli tak nie jest, to nie powinien się za to zabierać. Nie będę mówił teraz kogo chcę zatrudnić. Po pierwsze, jeszcze nie awansowaliśmy i wcale nie jest pewne, że awansujemy. Po drugie, gdybyśmy awansowali, to trzeba stworzyć budżet. A tym, czy zawodnicy przyjdą do Orła to nie ma się co przejmować. Strzeli pan palcami i przyjdą. Wiadomo, że jest to wiarygodny klub.
Przyznam panu rację. Łukasz Jankowski mówił mi niedawno, że pieniądze otrzymuje się już pięć minut po meczu.
- No widzi pan. Ale to nie jest jeden rok, to jest praktykowane od pięciu lat, czyli od momentu, kiedy rodzina Skrzydlewskich zaczęła utrzymywać ten klub.
Mówił pan wielokrotnie o tym, że sponsoruje Orła głównie ze względu na zamiłowanie córki do żużla. Analizując wyniki polskich drużyn w pucharach i reprezentacji w piłce nożnej, to jednak chyba dobrze, że zdecydował się pan inwestować pieniądze w sport, w którym Polacy są najlepsi na świecie.
- Proszę wziąć pod uwagę oglądalność i popularność tych sportów. Żużel nie mieści się w żadnych rankingach. W Łodzi gdy miasto zrobiło badania na temat żużla, to profesor Kula, szef AZS-u powiedział, że jest to "objazdowy cyrk". Powtórzę raz jeszcze i proszę, żeby pan tę informację zamieścił, profesor Kula z AZS-u powiedział, że na ten "objazdowy cyrk" szkoda wydawać pieniądze. Gdyby kibice piłki nożnej usłyszeli, że taki Kula powiedział coś takiego o ich sporcie, to by go chyba z fotelem wynieśli. A tutaj nawet żaden kibic się nie odezwał. No to proszę pana, dla kogo ten sport robić? To jest proste pytanie.
Podobno w Łodzi nie można wieszać plakatów reklamujących zawody na miejskich słupach ogłoszeniowych. Czy to prawda? Jeśli tak, to z czego wynika ten absurd?
- Nie wiem, pierwsze o tym słyszę.
W każdym razie głośno jest o tym, że w Łodzi speedway nie jest odpowiednio wypromowany.
- Powiem panu tak: Łódź to nie jest wieś. Tych słupów ogłoszeniowych to jest pięć na krzyż. Ale jeśli w mieście są gazety o nakładzie stu czy dwustu tysięcy, w których dwa razy w tygodniu są duże kolorowe artykuły, a nie malutkie bajeczki, o żużlu, to jak inaczej trzeba ten sport wypromować? Transmisje meczów są w lokalnej telewizji, która ma w Łodzi sto tysięcy "gniazdek". W łódzkich wiadomościach jest dziesięć minut o żużlu. Ja się specjalnie wypowiadam kontrowersyjnie, żeby dziennikarze mieli o czym pisać. Wcześniej w jednym z pytań odniósł się pan do tematu Rawicza, a ja lubię się z prezesem Cieślakiem podroczyć. Podnosi to atmosferę. Ja nie mam nic do tego gościa, broń Boże. Jak ci kibice przyjeżdżają to czy są jakieś problemy? Nie, nie ma. Wie pan, gdy się nic nie mówi, to nic nie napiszą.
III część rozmowy zostanie opublikowana w sobotę.