Od Vojens do Gdańska, czyli juniorskie przypadki

"Maksim Bogdanow mistrzem świata juniorów". "Łotewska rakieta pogodziła faworytów". "Kolejny wielki talent ze wschodu?" Zapewne w podobnym tonie, jeszcze do poprzedniego sezonu, brzmiałyby tytuły relacji z zawodów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów na żużlu rozegranych na torze w Gdańsku. Jednakże w tym roku jest zgoła inaczej.

W tym artykule dowiesz się o:

Łotewski junior przeszedł, choć wypadałoby raczej napisać przejechał, dopiero 1/3 dystansu dzielącego go od korony mistrzowskiej wśród zawodników, którzy nie ukończyli dwudziestego pierwszego roku życia. W tegorocznym sezonie, po raz pierwszy w historii, o podziale medali wśród juniorów zadecyduje więcej niż jeden turniej. W Gdańsku, podobnie jak to miało miejsce piętnaście lat temu we Wrocławiu, zainaugurowano cykl turniejów mających na celu wyłonić najlepszego zawodnika świata w danej kategorii. W odróżnieniu jednak od cyklu Speedway Grand Prix, który w początkowych latach swego istnienia składał się z sześciu odsłon, młodych żużlowców czekają jeszcze tylko dwa turnieje, w łotewskim Daugavpils i czeskich Pardubicach.

Mistrzostwa świata, czyli... Europy

A wszystko zaczęło się 24 lipca 1977 roku w duńskim Vojens. To właśnie tam po raz pierwszy rywalizowano o miano najlepszego juniora Europy. Tak Europy, a nie świata, gdyż przez kolejnych dziesięć lat właśnie pod tym szyldem ścigali się najlepsi młodzieżowi żużlowcy. W pierwszych zawodach, przerwanych po trzech seriach startów powodu obfitych opadów deszczu, zwyciężył reprezentant gospodarzy Alf Busk. Niższe stopnie na podium zajęli Brytyjczycy, odpowiednio Joe Owen i Les Collins. Z wymienionej trójki medalistów tylko brat mistrza świata seniorów z 1976 roku - Petera Collinsa potrafił wywalczyć medal także w rywalizacji seniorskiej, a dokonał tego w 1982 roku w Los Angeles, gdzie był drugi. Warto zaznaczyć, że piąty w Vojens był osiemnastolatek z Brovst, niejaki Hans Nielsen. Rok później we włoskim Lonigo ponownie najlepszy był Duńczyk. Tym razem był nim Fin Rune Jensen, który od wielu lat robi karierę jako tuner. Z zawodników, którzy na stałe wpisali się do annałów światowego speedwaya i startowali w tych zawodach należy wymienić Erika Gundersena i Nielsena, którzy zajęli w wymienionej kolejności piąte i szóste miejsce. Kolejny rok nie przyniósł wielkich nazwisk, bo kimże w świecie dorosłego żużla był np. zwycięzca, Amerykanin Ron Preston.

Tak naprawdę z medalistów IMEJ do roku 1987 tylko Tommy Knudsen (mistrz z 1980 roku), Per Jonsson i Jimmy Nilsen (pierwsza i druga lokata w Abensbergu w 1985r.), a także triumfator ostatniego "europejskiego" finału Gary Havelock swoje juniorskie krążki potrafili zamienić na takowe wśród seniorów.

Europa zamienia się w świat

Od roku 1988 po dzień dzisiejszy najlepsi juniorzy świata, nadal pod skrzydłami Międzynarodowej Federacji Motorowej, ścigają się już w Mistrzostwach Świata Juniorów. Zwycięzcą pierwszych zawodów pod zmodyfikowaną nazwą, rozegranych w czeskich Slanach został Szwed Peter Nahlin. Drugi był jego rodak Henrik Gustafsson, a trzeci Duńczyk Brian Karger. Od tamtej pory, do dnia dzisiejszego tylko Chris Louis (drugi w 1989 r. w Lonigo i mistrz z 1990 r. z Lwowa), Tony Rickardsson (trzeci we Lwowie w sezonie ’90), Leigh Adams (złoty medal w 1992 r. w Pfaffenhofen), Mark Loram (srebro w 1992 r.), Jason Crump (mistrz z Tampere z 1995 r.), Ryan Sullivan (trzeci zawodnik IMŚJ w 1995 roku i drugi w 1996 r. z Olching), no i wreszcie jedyny dwukrotny juniorski czempion (Ostrów 2007, Pardubice 2008) Emil Sajfutdinov także w rywalizacji wśród seniorów zdobywali medale indywidualnych mistrzostw świata.

Bez juniorskiego medalu też można

Brak sukcesu w walce juniorskiej nie jest żadną przeszkodą w odnoszeniu sukcesów w prawdziwym speedwayu. Zaczynając tym razem od "najmłodszych" finalistów trzykrotny mistrz świata Nicki Pedersen (jedenasty wśród juniorów w Mseno 1997 r., dwunasty rok wcześniej w Olching i piętnasty w Tampere w 1995 r.), sześciokrotny medalista IMŚ Tomasz Gollob (piąty w Pfaffenhofen w 1992 r.), mistrz świata seniorów z 1991 r. z Goeteborga Jan O. Pedersen (dwunasty w Lonigo w 1983 r., piąty w Pocking w roku 1982), wcześniej wspomniani trzykrotny mistrz świata Gundersen (czwarty w Pocking w roku 1980, piąty w 1978 r. w Lonigo) i czterokrotny IMŚ "Profesor" Nielsen ( piąty w 1977 r. w Vojens i szósty w Lonigo w 1978 r.) to chyba najlepsze przykłady na potwierdzenie tej tezy.

Shawn Moran, najlepszy w juniorskiej rywalizacji w 1981 roku w Slany, srebrny medal wywalczony dziewięć lat później stracił z powodu wykrycia u niego stosowania dopingu.

"Twisty" przetarł szlak, "Pepe" rozpoczął serię

Polscy juniorzy na pierwszy medal musieli czekać, aż dziesięć lat. W 1987 roku Piotr Świst w finale rozegranym w Zielonej Górze, w czteroosobowym wyścigu barażowym, którego stawką była druga lokata okazał się najszybszy. Lepszy w całych zawodach był od niego tylko Gary Havelock. Kolejny polski medal został zdobyty w roku 1996. Ze złotym krążkiem z niemieckiego Olching do Polski wracał Piotr Protasiewicz. Medal zdobyty przez "Pepe" zapoczątkował niezwykle obfity okres w historii polskiego młodzieżowego żużla. Otóż od Olching, aż do finału w Ostrowie w sezonie 2007 włącznie (z wyjątkiem roku 1999) przynajmniej jeden Polak stawał na podium rozgrywek o tytuł najlepszego juniora świata. Co więcej na przestrzeni tych dwunastu lat oprócz Protasiewicza mistrzowskie laury zdobywali także ś.p. Robert Dados, Dawid Kujawa, Jarosław Hampel, Robert Miśkowiak, Krzysztof Kasprzak i Karol Ząbik.

Historia lubi się powtarzać

Wracając do pierwszej rundy tegorocznego mini cyklu Grand Prix, to podobnie jak to miało miejsce w 1977 roku w Vojens, czyli w pierwszych mistrzostwach juniorów, także na torze w Gdańsku udało się rozegrać tylko trzy serie startów. Mimo rzęsistych opadów deszczu, trochę na siłę przeprowadzono zawody, w których w wielu przypadkach rządził los. Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że uczestnicy gdańskiej eliminacji, mimo usilnych protestów, ostatecznie musieli ścigać się z użyciem tłumików nowego typu. W tych arcytrudnych warunkach nie radził sobie żaden z faworytów. Maciej Janowski, Patryk Dudek, Martin Vaculik, Darcy Ward , czy nawet Jurica Pavlic zaliczyli wpadki podczas inauguracyjnego turnieju. Wszystkich pogodził Łotysz Maksim Bogdanow. Już w ubiegłym sezonie zawodnik Daugavpils udowadniał, że nie tylko strojem, ale także brawurowym i nieustępliwym stylem jazdy bardzo przypomina młodego Jasona Crumpa. I to wydaje mi się powinno starczyć za komentarz.

A jednak czegoś nam brak

Jednodniowe finały na arenie międzynarodowej powoli odchodzą w zapomnienie. W żużlowym kalendarzu jest coraz mniej turniejów, w których o ostatecznym triumfie wielokrotnie decydowała dyspozycja dnia, idealne dopasowanie do danego toru i łut szczęścia. Zaletą kilkuodcinkowych rund, czy to wśród seniorów, czy też zawodników młodzieżowych, jest obiektywnie rzecz biorąc sprawiedliwość. By być najlepszym, trzeba potwierdzić swoją wartość, nie wystarczy tylko jednorazowa eksplozja formy. Lecz zapewne wielu z nas, kibiców czarnego sportu z utęsknieniem wspomina wyczekiwane z niecierpliwością jednodniowe zawody, w których tak naprawdę mógł zwyciężyć każdy z uczestników. I to była największa zaleta tego systemu.

Oby sobotnie ściganie na torze aktualnego lidera mistrzostw przyniosło o wiele więcej sportowych emocji, niż inauguracyjne zawody. A tak na marginesie należy pamiętać, że laury zdobywane za młodu są dowodem na talent i potencjał danego zawodnika. Jednak w wielu przypadkach na prawdziwy speedway jest to za mało. Talent poparty ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami to recepta na prawdziwego, dorosłego mistrza.

Damian Woźniak

Źródło artykułu: