Józef Jarmuła radzi Włókniarzowi: Bardziej doświadczony zawodnik musi pomagać temu słabszemu

Postaci Józefa Jarmuły, zwłaszcza częstochowskim kibicom nie trzeba dłużej przedstawiać. To jeden z najwybitniejszych i najbardziej widowiskowo jeżdżących zawodników w historii częstochowskiego klubu. Ulubieniec i ikona drużyny, który jak magnez przyciągał kibiców na trybuny. Jarmuła w dalszym ciągu z zapartym tchem śledzi losy częstochowskiej ekipy i wierzy, że "Lwy" mimo wielu przeciwności utrzymają się w gronie najlepszych.

Zdaniem Jarmuły, konsolidacja i wzajemna współpraca wewnątrz zespołu może okazać się dla podopiecznych Jana Krzystyniaka kluczem do utrzymania w Ekstralidze. Jako przykład przytacza sytuację sprzed lat, gdy w walce o ligowy byt Włókniarz spotkał się z...Polonią Bydgoszcz. - Jeżeli chodzi o Włókniarza i walkę o utrzymanie to pamiętam jeden taki mecz, właśnie z Bydgoszczą u nas. Były to dla nas bardzo ważne zawody. Jechało się ostro. Dwukrotnie brałem udział w groźnych upadkach. Po tym drugim nie mogłem się ruszać, a co dopiero mówić, by wsiąść i jechać na motorze. Miałem jednak jeszcze jeden bieg, który jak się później okazało dla drużyny był najważniejszy. Problemem było to, że ja nie byłem w stanie w nim jechać. Wszystko mnie bolało. Jednak chłopaki mnie tak zmotywowali, że zagryzłem zęby, siadłem na motocykl i wyjechałem. Jak się okazało, wygrałem bieg, który zadecydował o naszym zwycięstwie. Tak musi być i teraz. Chłopaki muszą się nawzajem wspierać. Najważniejsi są ci najmniej doświadczeni, młodzi. Oni muszą być mocni psychicznie w tych zawodach. To przy nich trzeba być, podpowiedzieć, pomóc, poklepać po plecach. Tu nie ma żartów, nie można zgubić najmniejszego punkcika. Bardziej doświadczony zawodnik ma pomagać temu słabszemu. Jak trzeba to motocykla pożyczyć. Nie może być wpadki w żadnym biegu. Ja osobiście obiecuję, że przyjadę na ten mecz do Częstochowy i będę wspierał Włókniarza z całych sił - zapewnia Jarmuła.

Były zawodnik Śląska Świętochłowice i Włókniarza Częstochowa krytycznie ocenia kondycję i to, jak obecnie wygląda sport żużlowy. Jego zdaniem zbyt dużą rolę odgrywają pieniądze, a dobro drużyny schodzi zdecydowanie na dalszy plan. - Czasy się zmieniają, dziś mamy żużel zawodowy. Wiele w nim komercji i dużych pieniędzy. Trzeba pamiętać, że w tym wszystkim jest jeszcze sport. W moich latach głównie właśnie o ten sport chodziło. Oczywiście pieniądze też były ważne, ale nie najważniejsze. Przecież wielu żużlowców w tamtych czasach pracowało i jeździło na żużlu. Bycie żużlowcem - to było coś. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Większość klubów zapomniała, że to sport drużynowy i że w meczu jedzie się zespołowo. Zazwyczaj jest to zbieranina indywidualności, które jadą dla siebie. Prawie nikt z zawodników nie wie, jaki jest wynik meczu jego drużyny w trakcie trwania danych zawodów. Czy to jest normalne ? Czy tak jest w F1, piłce nożnej czy siatkówce? Czy tam kierowca, zawodnicy nie wiedzą, jak przedstawia się sytuacja w zawodach?

Jarmuła na żużlowym torze był zawsze niezwykle barwną postacią. Miał niezwykle lekkie podejście do swoich żużlowych obowiązków. Jak nikt inny zawsze znajdywał czas dla kibiców nawet przed taśmą startową, gdy przygotowywał się do startu. 68-letni obecnie Jarmuła wszędzie, gdzie się pojawiał robił ogromne show i wprawiał w euforię kibiców. Teraz tego brakuje. - Jest wiele zmian, które są bardzo ważne dla żużla. Trzeba iść w ich kierunku. W stronę zmniejszenia kosztów uprawiania tej dyscypliny i zwiększenia bezpieczeństwa jazdy. Na pewno nie zmiany tłumików. Koszty tej decyzji będą musiały ponieść kluby, które przecież płacą zawodnikom. Ogólnie trzeba, aby żużel stał się ponownie sportem rodzinnym, bo o tym chyba zapomnieli niektórzy działacze. Mam tu na myśli brak dostępu zawodników dla kibica. Żużel powinien być też takim show. Ja o tym wiedziałem już przed laty - kończy Józef Jarmuła.

Komentarze (0)