Trzeba przyznać, że kibice w Krakowie to ewenement - rozmowa z Michałem Widerą, trenerem Speedway Wandy Kraków

Klub żużlowy z Krakowa po kilku latach przerwy powrócił na mapę żużlowej Polski w 2010 roku. Speedway Wanda zajęła ostatnie miejsce w II lidze. W kilku ostatnich meczach drużynę prowadził Michał Widera. W rozmowie z naszym portalem opowiada on między innymi o współpracy z Turbiną Bałakowo.

Jarosław Handke: Czy długo się zastanawiałeś przed objęciem funkcji trenera w Wandzie Kraków?

Michał Widera: Przyjechałem do Krakowa po propozycji działaczy Wandy na krótkie spotkanie, przedstawiliśmy swoje zdania i szybko doszliśmy do porozumienia. Przecież i tak jeździłem ze swoimi podopiecznymi z Funny-Teamu na wszystkie mecze, więc nie było problemu. Sezon został szczęśliwie dokończony.

Niedawno głośno było o problemach finansowych klubu z Krakowa. Jak sytuacja wygląda obecnie?

- Cały czas jest głośno o problemach finansowych we wszystkich klubach włącznie z Ekstraligą, więc problem kasowy tyczy się całego sportu żużlowego, by nie posunąć się o jeszcze bardziej daleko idący wniosek - całego sportu. Z tego co się orientuję, to zarząd robi wszystko, by zebrać stosowne fundusze i spłacić regulaminowo wszystkich zawodników. Jak wyglądają szczegóły owych zmagań, trzeba zapytać bezpośrednio zarząd.

Tomasz Łukaszewicz mówi na łamach naszego portalu, że w Krakowie obiecywano mu "złote góry", tymczasem nie otrzymał szansy jazdy w lidze i zdecydował się na przejście do Rawicza. Czy obecnie widziałbyś tego zawodnika w składzie?

- Nie znam szczegółów obiecanych "złotych gór". Tomek należał kiedyś do naprawdę dobrych zawodników na II-ligowych torach. Widziałem go na początku sezonu tylko jeden raz na treningu, lecz jego forma nie była oszałamiająca. Odnoszę wrażenie, że sportowo trochę obniżył loty, to pewnie złożony problem, ale jeśli ostro przepracuje zimę i koniecznie "dosprzętowi", jest większa szansa, że "wstanie na nogi".

Czy rozmawiałeś już z działaczami klubu na temat współpracy w przyszłym sezonie?

- Jesteśmy "po słowie", ale żadnych deklaracji z mojej strony nie było. Cały czas jesteśmy w kontakcie. Muszę przyznać, że w końcówce sezonu zauważyłem duży postęp w realizacji celów organizacyjnych i pracy przy torze u tzw. "podstaw". To ogromny plus, bo bardzo ważne jest duże zaangażowanie społeczne osób funkcyjnych. Organizacja zawodów w II lidze pozostawia wiele do życzenia, a w Krakowie zawody naprawdę mogły się organizacyjnie podobać. Młoda Wanda cały czas się uczy żużla od zera, ale postępy na pewno były widoczne.

Wynik sportowy osiągnięty przez Wandę w tym roku nie powala na kolana. Ale kilku zawodników pokazało się z dobrej strony. Kto przed sezonem spodziewałby się, że Bartosz Szymura jadąc jako senior zdobędzie kilkanaście punktów w meczu? Zaskoczył pozytywnie także Andriej Kudrjaszow.

- W każdym z młodych zawodników Wandy drzemią jeszcze spore rezerwy. W sporcie, szczególnie żużlowym, ogromną rolę odgrywa psychika. Wynik nie powala, ale proszę spojrzeć na tabelę i hipotetycznie dorzucić w ostatnich meczach średnią Romka Chromika, z którego nie mogliśmy skorzystać z powodów oczywistych. Remis w Opolu, minimalna przegrana w Pile, a kto wie jak potoczyłyby się losy meczu u siebie z Ostrowem z rybnickim duetem w składzie. Kudrjaszow ostatnie "ganki" jechał świeżo po pechowej kontuzji w lidze rosyjskiej. Jeśli będzie stabilizacja finansowa w przyszłym roku to w delikatnie przemeblowanym składzie i porządnym liderem można w prawie polskim składzie "młodych gniewnych" naprawdę miło zaskoczyć.

Wanda w największym stopniu z polskich klubów opiera swój skład na Rosjanach. Skąd taki pomysł i jak oceniasz jego realizację?

- Nie miałem najmniejszego wpływu na początkową koncepcję składu. Kudrjaszow, a później Borodulin to nasi podopieczni w Polsce, którzy spełnili się w 90 %, co na bardzo kontuzjogenny sport jest nie lada wyczynem.

Nawiązaliście współpracę z Turbiną Bałakowo. Jakie są jej założenia? Czy Polacy będą mieli także okazję potrenowania w Rosji?

- Założenia są takie, żeby pomagać młodym i skromnym zawodnikom. Jako Team dysponujemy oddanym gronem sponsorów i mecenasów z Grzegorzem Krzywdą na czele, z którym to właśnie 7 września wybieramy się do Bałakowa na spotkanie z działaczami i trenerem Olegiem Wołochowem, z którym bardzo ściśle współpracujemy. Mam też ogromną okazję do nauki od trenera kadry rosyjskiej. Na treningowe jazdy Polaków w Rosji z przyczyn wizowo-odległościowych raczej się nie zanosi.

Już teraz można śmiało rzec, iż niezwykle trudnym zadaniem może być zatrzymanie w Krakowie Andrieja Kudrjaszowa. Rosjanin będzie z pewnością rozchwytywany podczas zimowej przerwy w rozgrywkach.

- W interesie tego zawodnika jest, żeby podnieść poprzeczkę. Z Andriejem mamy wręcz rodzinny układ - mieszka w Świętochłowicach, tutaj mamy warsztat i doskonale w teamie się rozumiemy. Ten zawodnik ma ogromny potencjał i hart ducha. W półfinałach tylko defekty silników pozbawiły go awansu do elitarnego grona juniorów, a w lidze prezentował się solidnie, stąd konieczność przenosin do wyższej ligi. Sprzętowo i kondycyjnie możemy zapewnić, że będzie przygotowany perfekcyjnie.

Sam fakt, że w cyklu Grand Prix 2010 występować będzie dwójka Rosjan (niemal na pewno dziką kartę otrzyma Emil Sajfutdinow) sprawia, że trzeba dostrzegać rosnącą rolę żużlowców z tego kraju. Jakie perspektywy widzisz przed żużlem na Wschodzie?

- W Rosji jest dużo garnącej się do żużla młodzieży oraz bardzo dobre szkolenie "u podstaw". Potem niezbędnym ruchem jest konieczność przenosin do Polski, bo tutaj jest najlepsza liga na świecie, potencjalni sponsorzy i możliwość jazdy z najlepszymi zawodnikami z całego świata. Proszę zobaczyć jak bardzo skorzystali na tym Łotysze, w składzie których jeżdżą bracia Łagutowie. Wydaje mi się, że za kilkanaście lat to właśnie Rosjanie przejmą pałeczkę młodzieżowej fali talentów. Nie ujmując nic naszym "złotym juniorom", ale w dłuższej perspektywie niepokoi fakt niespełna 16 licencjonowanych zawodników na mini-torach. Młodzież już tak nie garnie się do żużla, co widać po odwoływanych egzaminach na licencję w naszym kraju. W Rosji regularnie trenuje pokaźna szkolna grupa na - co ważne - klubowych motorkach udostępnianych uboższej części potencjalnych Mistrzów - Emilów.

Mimo tego, iż speedway w Krakowie reaktywowano w tym roku, od razu odczuwalne było wsparcie ze strony kibiców. Nawet na wyjazdach mogliście odczuć ich doping. Chyba jest dla kogo ten speedway w Krakowie robić.

- Kibice w Krakowie to, przyznać trzeba, ewenement. Widać, że zależy im na tym sporcie pod Wawelem. Na mecze na naszym torze przychodziła pokaźna rzesza oddanych fanów, a na meczach wyjazdowych zawsze był słyszalny doping fan clubu. Bardzo to było wzruszające, jak po przegranych meczach zachowywali się jak na prawdziwego kibica przystało. Dla tych krakowskich fanów warto jest pielęgnować speedway w dobrym wydaniu. To wyjątkowa grupa ludzi oddanych temu sportowi.

Czy prowadzenie zespołu Wandy nie przeszkadza ci w pracy zawodowej oraz w przygotowaniach do zimowych jazd w icespeedwayu?

- Obejmując zespół Wandy zaznaczyłem, że prowadzę własną firmę i nie będę miał możliwości całkowitego poświecenia na przykład w zawodach młodzieżowych. Dobrze pełniący swoją rolę kierownik drużyny musiał wypełnić tę spowodowaną brakiem wolnego czasu lukę. Przygotowanie do sezonu lodowego już zacząłem poprzez głównie intensywne jazdy na motocrossie oraz wczesnoporanne i wieczorne treningi kondycyjne, więc z tym nie ma problemu. Jeśli jest dobra organizacja pracy, można pogodzić wiele obowiązków.

Komentarze (0)