Marian Maślanka: Nie jesteśmy bankrutami!

Włókniarz Częstochowa zajął ostatnie miejsce po rundzie zasadniczej w Speedway Ekstralidze. Biało-zielonym przyjdzie zatem walczyć o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pod Jasną Górą w ostatnich dniach wynik sportowy zszedł jednak na plan dalszy, a głównym tematem debat była sytuacja finansowa klubu.

Można odnieść wrażenie, że w Częstochowie wytworzyły się pewne grupy, którym ponoć uświęca jeden cel, czyli dobro Włókniarza. Jedni to zwolennicy obecnego zarządu, drudzy to tzw. reformatorzy, którzy żądają kategorycznych zmian. Głos w sprawie finansów zabrał prezes Włókniarza, Marian Maślanka. - Krążą plotki o potężnym zadłużeniu klubu. Proszę państwa, przed meczami z Polonią Bydgoszcz każdy z zawodników otrzymał pierwsze konkretne środki, aby przygotować sprzęt, może nie na 200, ale na 100 procent na pewno. To tak drogą wyjaśnienia żeby nieco oczyścić ten klimat. To nie oznacza jednak, że długi spłacone są wszystkie. Kwota jaką operowano, czyli granica 2-3 milionów złotych zadłużenia nigdy taka nie była i nie jest. Wszystkie zadłużenia z kwoty 1,3 mln spadły na kwotę rzędu 900 tysięcy złotych. Są to zadłużenia w tej chwili wszystkie, podkreślam specjalnie to słowo, w naszym klubie. Krok po kroku idziemy w kierunku, aby to zadłużenie zmniejszyć i, oczywiście pod warunkiem utrzymania w ekstralidze, licencję odzyskać w terminie - powiedział podczas wtorkowej konferencji prasowej wieloletni sternik częstochowskiego klubu. W tym miejscu należy podkreślić, że w kwotę zadłużenia ok. 900 tysięcy złotych nie są wliczone pieniądze od miasta, które klub ma otrzymać. Ta suma to 300 tysięcy, czyli de facto długi klubu przekraczają niewiele pół miliona złotych.

- Chciałem jeszcze zauważyć, że w niektórych artykułach pojawiły się sformułowania, że zawodnicy szantażują klub występem pod warunkiem zapłacenia należnych im pieniędzy. Nigdy takich problemów z naszymi zawodnikami nie było! Dużo z nimi rozmawiam, dużo mi to czasu zajmuje i nigdy żaden z nich w żaden sposób nie stosował szantażu. Oni wiedzą, na czym stoją, bo to nie jest tak, że jesteśmy oderwaną jedną wyspą o nazwie Częstochowa. Oczywiście mieliśmy najmniejszy budżet, wiadomo jak się ubiegły rok zakończył, ale dużo bogatsze kluby mają problemy. Dużo większe niż u nas! Tam taka kwota zadłużenia jak u nas zdarza się na jednego zawodnika, tylko, że o tym się nie mówi. Tak to wygląda. Stąd takie decyzje drastyczne na temat zmian w Ekstralidze. Ujawnijmy to wreszcie. Już wszyscy mają dość. Tego nie wytrzyma nikt na kolejne lata i to może unicestwić żużel - kontynuował Maślanka.

Przeciwnicy Mariana Maślanki i jego polityki prowadzenia klubu, a w ostatnim czasie grono osób podzielających taki pogląd zdecydowanie się w Częstochowie zwiększyło, zarzuca prezesowi, że pozostawił w składzie Włókniarza w ubiegłym roku Grega Hancocka i Nickiego Pedersena nie mając na ich kontrakty zagwarantowanych środków. Nie ma bowiem co ukrywać, że wymienieni zawodnicy to spory wydatek i aby ich utrzymać trzeba mieć naprawdę solidny budżet. Według przeciwników Maślanki, był to błąd kardynalny, którego skutki klub odczuwa do dzisiaj. - Gdy w zeszłym roku okazało się na tydzień przed rozgrywkami, że nie otrzymamy kwoty od naszego sponsora grubo większej niż teraz, mówimy tu o sumie około 1,5 miliona złotych, to ja miałem podpisaną rezygnację z udziału w rozgrywkach. Na zebraniu Rady Nadzorczej była dyskusja, że to nie ma sensu wojować się z wiatrakami. Ja mam na piśmie decyzję od Rady żeby wycofać drużynę z rozgrywek. Wtedy tak było ustalone, ale poprosiłem o możliwość renegocjacji kontraktów z zawodnikami. Ja sobie nie wyobrażałem, że jak ręką odjął nie ma Ekstraligi w Częstochowie. Dzisiaj tego żałuję, bo po tym, co mnie spotkało, po tym jak zaangażowałem własne środki, żeby licencję w zeszłym roku uratować, dochodzi do takich sytuacji jak teraz? To było bez sensu, że ja to zrobiłem. Okazałem się naiwnością wierząc w to, że jest grupa ludzi w Częstochowie, która chce dobrze dla żużla. Dzisiaj za to płacę. A z drugiej strony nie zamierzam się poddać. Jest wiele osób wokół mnie, którzy chcą tego żużla w Częstochowie - odpowiedział na te zarzuty prezes Maślanka.

Wokół częstochowskiego ośrodka coraz częściej podnoszą się głosy, że istnieje grupa sponsorów, która jest w stanie zainwestować pokaźne środki finansowe w częstochowski klub, pod warunkiem, że w zarządzie Włókniarza dojdzie do zmian kadrowych. - Chcę, aby żużel na najwyższym poziomie w Częstochowie był. Tylko o to mi chodzi, o nic innego. Jeżeli jednak jest ten legendarny milioner niech przyjdzie. Wszyscy tu powiemy proszę bardzo, jest nowa grupa, nowe wielkie pieniądze, proszę działać. Ja odchodzę, nie ma problemu. Ale tego nie ma na papierze! Ja już nie chcę poruszać szczegółów zatrudnienia Rune Holty u nas przed tym sezonem. Może kiedyś przyjdzie czas i powiem. Teraz nie chcę tego robić, bo ja nie chcę szkodzić! Ja wolę przyjąć na siebie te wszystkie obelgi. Jeżeli rzeczywiście jest ta wielka kasa na żużel w Częstochowie to proszę bardzo. Tylko to musi być na papierze! Na różne obiecanki już się nabrać nie dam. Tak było w zeszłym roku. Było wiele deklaracji, były listy intencyjne i co? Na koniec trzeba było własną kasę wyciągnąć żeby licencję obronić! Zrobię także wszystko w tym roku, aby Ekstraligę obronić. I widzę ambicję, chęć woli walki w zawodnikach. Jeżeli ktoś mówi, że zawodnicy nie ufają mi to są to kompletne bzdury. Oczywiście mamy cholernie trudne warunki pracy. Osoby odpowiedzialne za marketing poszukując sponsorów słyszą, że za chwilę zostaną kupione praktycznie za darmo nasze akcje. Wydzwaniają ludzie i mówią, że my jesteśmy bankrutami. Nie, nie jesteśmy bankrutami! Są środki finansowe na to, by wyprowadzić ten klub na prostą. Budowane są ku temu podwaliny. Nie przez Maślankę, ale m.in. przez władze miasta. To jest ważne, że miastu zależy - dosadnie stwierdził podenerwowany prezes Maślanka.

Dodać należy, że na 6 września zaplanowano zebranie z głównym akcjonariuszem klubu, firmą Złomrex, na którym mogą zapaść wiążące decyzje.

Komentarze (0)