Jan Krzystyniak: Nie jedziemy do Bydgoszczy koniecznie po zwycięstwo

Z sześciopunktową zaliczką udadzą się do Bydgoszczy na rewanżowe spotkanie o prawo walki w barażach o utrzymanie w Ekstralidze żużlowcy Włókniarza Częstochowa. Częstochowianie w pierwszej odsłonie walki o siódmą lokatę pokonali bydgoszczan 48:42 jednak na twarzy szkoleniowca "Lwów", ciężko było dostrzec uśmiech i radość. - Na pewno wszyscy życzyliby sobie większej różnicy punktowej, która pozwoliłaby jechać do Bydgoszczy z większym spokojem - mówił po spotkaniu.

Krzystyniak zdaje sobie sprawę, jak wielkie znaczenie dla częstochowskiej ekipy miał niedzielny pojedynek. W kontekście rewanżu na torze w Bydgoszczy każdy punkt był dla częstochowian na wagę złota. "Lwy" przez znaczną część pojedynku dyktowały warunki i wydawało się, że już w niedzielę rozstrzygną losy dwumeczu na swoją korzyść. Bydgoszczanie otrząsnęli się jednak w ostatnich wyścigach i znacznie zniwelowali straty. Sześciopunktowa porażka w perspektywie rewanżu na własnym torze, to ekipę Jacka Woźniaka stawia w komfortowej sytuacji. - Cieszę się ze zwycięstwa. Na pewno wszyscy życzyliby sobie większej różnicy punktowej, która pozwoliłaby jechać do Bydgoszczy z większym spokojem. Do rewanżu pozostał tydzień, może wróci do zdrowia Davidsson. Nie jedziemy do Bydgoszczy koniecznie po zwycięstwo, ale taki wynik, który gwarantuje nam udział w barażach - mówił nieco zafrasowany Jan Krzystyniak.

W jednym z wyścigów start próbował ukraść Tai Woffinden. Anglik nie zdołał jednak przechytrzyć sędziego, który dłużej przytrzymał taśmę i 20-latek już od samego startu miał wyraźną stratę do rywali. Postawa Woffindena zaaprobowała dodatkowo uwagę Petera Karlssona, który licząc na powtórkę biegu już na pierwszym wirażu zrezygnował z dalszej jazdy. Tymczasem Piotr Lis biegu nie przerwał i bydgoszczanie wygrali 5:1. - Peter Karlsson liczył na powtórkę biegu. Na starcie skoncentrował się na tym, co robi Tai Woffinden, a nie pozostali zawodnicy. Jak sam przyznał, takie decyzje wybiły go z rytmu i w kolejnych wyścigach był zupełnie rozbity - opowiadał opiekun częstochowskiej drużyny.

Niedzielny pojedynek mógł przybrać zdecydowanie inne oblicze dla gospodarzy, gdyby w pełni sił był borykający się ze złamaniem kciuka, Jonas Davidsson. Szwed w tym sezonie wielokrotnie był motorem napędowym Włókniarza i jego punkty mogły okazać się kluczowe i znacznie pomóc "biało-zielonym". - Na pewno, gdyby był Jonas wyglądałoby to lepiej. Mocno wierzę w to, że ta różnica punktowa byłaby znacznie większa. Jest jesień i warunki torowe się nie zmieniają i tutaj młody zawodnik z Bydgoszczy trochę przesadził mówiąc, że tor się zmieniał. Moi zawodnicy nic nie zmieniali w sprzęcie i jechali cały czas na tym samym przełożeniu. Warunki były równe i z pewnością odpowiadałyby Jonasowi Davidssonowi - bez cienia wątpliwości dodaje Krzystyniak.

Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że rozbrat Szweda z torem nie będzie aż tak długi i zobaczymy go już w najbliższą niedzielę w meczu rewanżowym. Davidsson ponoć pali się do jazdy. - On tego bardzo chcę i pragnie. Prezes rozmawiał z nim w między czasie i zapowiedział, że zrobi wszystko, aby pojechać w meczu rewanżowym - zapewnia trener.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że sześć punktów przewagi, to marne pocieszenie dla "Lwów" w kontekście rewanżu. Jak pokazał jednak mecz w rundzie zasadniczej, na bydgoskim owalu wszystko może się zdarzyć i nie można spisywać jeszcze częstochowian na straty. Wówczas gospodarze triumfowali, co prawda 51:39, ale Włókniarz musiał radzić sobie bez Rune Holty. - Wszyscy pamiętamy, jak to wtedy wyglądało pod nieobecność Rune Holty i nawet spóźnienie Karlssona, bo nie zdążył na pierwszy bieg. Jedziemy z takim nastawieniem. Jedziemy walczyć o baraż. Niekoniecznie o wygraną, bo można przegrać, ale dalej awansować .

Na decydujące pojedynki, których stawką jest utrzymanie w gronie najlepszych swoją pomoc macierzystemu klubowi zaoferował Sebastian Ułamek. Zawodnik reprezentujący obecnie barwy Taurona Azotów Tarnów w niedzielę użyczył swojego sprzętu. - Wiem, że taki silnik otrzymał Bridger nie wiem, czy nie Borys Miturski. Ciężko mi teraz mówić i oceniać po zawodach. Będę niedługo z nimi rozmawiał, czy skorzystali z tych silników - kończy Jan Krzystyniak.

Komentarze (0)