Piotr Protasiewicz przed finałem DMP: Możemy spłatać psikusa

Na nic płacze, na nic krzyki. Finalistą Myszka Miki - cytowano po wygranym przez Falubaz półfinale. W najbliższą niedzielę właśnie ta drużyna spotka się w finale z niezwykle mocną Unią Leszno. Jakie nastroje panują przed tym pojedynkiem?

- Uważam, że już zrobiliśmy 200 procent normy, jeśli chodzi o drużynę. Poza zawodnikami i działaczami chyba nikt nie wierzył w to, że w perspektywie tak trudnego początku sezonu, dojedziemy aż tak daleko. Jako drużyna już czujemy się zwycięzcami, bo nie było momentami za ciekawie. Ja również nie miałem miesiąca bez rehabilitacji, ciągle coś się działo. Ten wynik jest już obarczony wielkim wyrzeczeniem i cierpieniem. Oczywiście nie jesteśmy faworytem w dwumeczu z Lesznem. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że w perspektywie całego sezonu to Unia jest najlepszą drużyną. Wszyscy zawodnicy w tej drużynie mają szczyt swojej formy: Kołodziej, Hampel, Baliński, Adams. W meczach ligowych jadą świetnie. My tylko możemy spłatać psikusa, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że będzie niezmiernie trudno, jednak się nie poddajemy się już teraz - powiedział kapitan drużyny z Grodu Bachusa.

Według Regulaminu Drużynowych Mistrzostw Polski we wszystkich rundach części finałowej, gospodarzem pierwszego meczu jest drużyna niżej sklasyfikowana w tabeli po części zasadniczej rozgrywek. Czy zdaniem Piotra ma to jakieś znaczenie? - Moim zdaniem żadne. Jechaliśmy w ćwierćfinale z Gorzowem, półfinale z Wrocławiem w tym samym układzie. Trzeba zbierać punkty, w żadnym meczu na własnym torze nie wygraliśmy przecież wysoko, wszystko było praktycznie na styku. Decydował o wszystkim mecz rewanżowy. Jeśli polegniemy u siebie, to wszystko rozstrzygnie się w Lesznie - skomentował zawodnik.

Po niedzielnym spotkaniu Protasiewicz przyznał, iż startował z kontuzją, a mianowicie złamanymi żebrami. Pierwszy pojedynek finałowy odbędzie się już w najbliższą niedzielę. Jak zawodnik zamierza wrócić do zdrowia? - Rehabilitacja będzie przebiegała u mnie nadal codziennie. W czwartek mam Złoty Kask. Jeśli wszystko będzie przebiegało dobrze, to zamiast trenować na torze przy wrocławskiej, może wybiorę się do Częstochowy jeśli tor będzie w miarę ok. W sobotę mamy finał Mistrzostw Polski. Trochę szkoda, że przypadło to akurat dzień przed meczem finałowym. Termin ten jest mało korzystny dla klubu. Przełożenie IMP-u było chyba troszeczkę mało przemyślane, być może też nie wszyscy wierzyli, że zajdziemy tak wysoko. Nie ma jednak co płakać, w końcu jedziemy w finale. Mamy przed sobą dwa najważniejsze mecze w Polsce - podsumował i zakończył rozmowę "PePe".

Źródło artykułu: