Swoi kibice nie powinni się tak zachowywać - rozmowa z Tomaszem Gapińskim, zawodnikiem Caelum Stali Gorzów

Tomasz Gapiński należy do grona tych zawodników, którzy chętnie poświęcają czas na rozmowy z dziennikarzami bądź kibicami. Sympatyczny wychowanek pilskiej Polonii po zakończeniu Złotego Kasku w Częstochowie udzielił nam odpowiedzi na kilka pytań. Tryskający dobrym humorem żużlowiec Stali Gorzów mówił m.in. o planach związanych z najbliższą przyszłością.

Mateusz Makuch, Paweł Zeller: Bez zwycięstwa biegowego dzisiaj. Chyba nie jesteś do końca zadowolony z tego występu?

Tomasz Gapiński: Nie no co ty, płakać nie będę, nie było najgorzej. Te dwa ostatnie wyścigi troszeczkę zepsułem, mimo, że dopasowałem lepiej motocykl na start. Pierwsze biegi też ze złych pól miałem, bo jechałem z trzeciego, czwartego i znów trzeciego. Dzisiaj na tym twardszym torze te zewnętrzne pola nie zdawały egzaminu. Dopiero gdzieś tam w końcówce się poprawiło. Cóż, trudno, nie było źle. Dziewięć oczek jest, szkoda, że nie było więcej.

Abstrahując od dzisiejszych zawodów. W sobotę finał IMP w Zielonej Górze. Ostatnio pojechałeś tam wybornie, zdobywając w ligowym meczu 13 punktów. Niedawno w naszej prywatnej rozmowie zapytałem cię, czy można postawić na ciebie stówkę. Jedziesz o medal?

- (śmiech - dop.red.) Można nawet tysiąc postawić. Nie wiem jak będzie. Będę się starał na pewno, bo to normalne. Zobaczymy jaki tor będzie, bo może być całkiem odmiennie niż na lidze.

Spodziewasz się, że może być inaczej przygotowany?

- Spodziewam się twardego toru na pewno. Wiadomo, będzie Jarek Hampel i Janusz Kołodziej, a Leszno z Zieloną Górą jadą w finale, więc sądzę, że przyczepnego toru nie zrobią tak jak na ligę. Ale tak jak mówiłem, zobaczymy. Ja będę walczyć o jak najlepszy rezultat.

Masz jakiś specjalnie przyszykowany sprzęt na te zawody?

- Nie, jadę na tym co mam. W silnikach, na których jeżdżę w ostatnim czasie trochę poprawiliśmy, troszkę ponaprawialiśmy. Szukamy też już powoli ustawień na przyszły sezon. Po to jest ta końcówka sezonu.

Odnośnie przyszłego sezonu, były już jakieś rozmowy w Gorzowie?

- Tak, były. Już się ze sobą kontaktowaliśmy i będziemy rozmawiać dalej. W przyszłym tygodniu jadę tam na spotkanie.

A myślałeś o powrocie do Włókniarza?

- Szczerze mówiąc nie mówię nie, zobaczymy co wyjdzie. Nie wiem.

Interesujesz się losami tego klubu?

- Interesuję się, dlaczego nie?

Uważasz, że częstochowianie mają szansę na obronienie przewagi z pierwszego meczu o utrzymanie w Bydgoszczy?

- Chciałbym, aby tak było i życzę im tego. Życzę tym chłopakom, aby się utrzymali. To jest żużel i może wszystko się wydarzyć.

Wracając do tematu Gorzowa. Ty chciałbyś tam pozostać? Jeszcze niedawno wspominałeś, że tamtejszy klimat ci służy.

- Służy czy nie, nie jest źle, może tak. Ostatni mecz nie wyszedł tak jak bym tego chciał. A kibice, wiadomo, pamiętają ten ostatni mecz. W przeciągu całego sezonu nie było jednak jakiejś tragedii. Byłem takim średnim zawodnikiem, na jakiego mnie w Gorzowie stawiali i ode mnie oczekiwali. Ja sobie wyższe cele zakładałem, ale nie wszyscy mogą wygrywać.

W pierwszym ćwierćfinałowym meczu w Zielonej Górze zdobyłeś 13 punktów, w Gorzowie okrzyknięto cię bohaterem. W rewanżu 3 "oczka" i już zaczęto wieszać na tobie psy. To na pewno nie jest miłe.

- Nie jest miłe. Swoi kibice nie powinni się tak zachowywać. Powinni być na dobre i na złe ze swoimi zawodnikami. Czasami jest odwrotnie. No trudno, kibic ma prawo być niezadowolony i to okazywać.

A powiedz tak szczerze z perspektywy czasu, gdy emocje opadły. Co było przyczyną tego słabego występu z Zieloną Górą? Sprzęt, czy problemem była twoja osoba?

- Myślę, że sprzęt. W tygodniu poprzedzającym ten mecz dałem wszystkie swoje silniki do remontu. Było to w czasie Pucharu Świata. Potem pojechałem do Szwecji, tam słaby występ. Następnie Grand Prix Challenge, gdzie zaprezentowałem się beznadziejnie. W lidze było jeszcze gorzej. Mój sprzęt nie chodził tak jak powinien. Teraz porobiliśmy poprawki i ten sprzęt pracuje o wiele lepiej. Zobaczymy, będziemy szukać dalej.

Jak zareagowałeś na słowa prezesa Komarnickiego, że chciałeś kupczyć miejscem w Grand Prix?

- Nie, nie wypowiadam się już na ten temat. Szkoda słów. Nie ma co wracać do tego tematu. Było, minęło.

W Gorzowie jest aż tak duże ciśnienie na dobry rezultat?

- Owszem, jest ciśnienie na wynik. Wiadomo, jakiś nakład pieniężny w Gorzowie jest, więc wymagają. Co roku się nie udaje, co rok piąte czy szóste miejsce. To jest powtarzalne.

Prezes Komarnicki powiedział także, że pojechałeś jak…

- Leszcz. Wiem. Nie musisz mi przypominać (śmiech - dop.red.). No to tak bywa. Prezes może mówić co chce. Ma do tego prawo. Jest moim prezesem i zarazem moim pracodawcą. No trudno, takie życie.

Po tych kilku miesiącach spędzonych w Gorzowie możesz stwierdzić, że jesteś zadowolony z przenosin z Częstochowy?

- Nie wiem, ciężko mi to w tej chwili oceniać. Niech ten sezon się skończy. Możemy porozmawiać za trzy tygodnie, jak sobie siądę na spokojnie i przeanalizuję cały sezon.

W Częstochowie nadal masz rzeszę sympatyków. Będziesz tu zaglądać czasami?

- Jak będą mnie zapraszać to przyjadę (śmiech - dop.red.).

Rozmawiali Mateusz Makuch i Paweł Zeller

Komentarze (0)