Wstrząśnięci, ale nie zmieszani - droga Unii Leszno do wielkiego finału DMP

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Unii Leszno rozpoczęła konsekwentny marsz do wielkiego finału tegorocznych rozgrywek...w sierpniu ubiegłego roku. Wówczas faworyzowane Byki sensacyjnie odpadły z rozgrywek. <I> - W przyszłym roku czeka nas wielki rewanż</i> - mówił po przegranym dwumeczu z Włókniarzem rozgoryczony Jarosław Hampel. Jak się okazało nie były to puste słowa.

W tym artykule dowiesz się o:

Klęska w sierpniu, masakra we wrześniu

Drużyna prowadzona przez Czesława Czernickiego ku zaskoczeniu żużlowej Polski odpadła już w ćwierćfinale ubiegłorocznych rozgrywek. Wynik przyjęto w Lesznie jako klęskę. W obozie przegranych szybko rozpoczęła się wymiana ognia. Zenon Kasprzak wytoczył ciężką artylerię przeciwko trenerowi, którego określił jako najsłabszego reprezentanta swojego fachu i winowajcę odpadnięcia Unii. Szef teamu Kasprzaków wyraźnie zaznaczył, że nie wyobraża sobie, żeby jego syn mógł współpracować w kolejnym sezonie z "Cze - cze". W tym samym czasie Czesław Czernicki na łamach lokalnej prasy powiedział, że żaden z leszczyńskich żużlowców nie chciał startować w parze z Krzysztofem Kasprzakiem w rewanżowym meczu ćwierćfinału play - off w Częstochowie. Sporo kąśliwych uwag pod adresem Czernickiego dotyczyło też przygotowania leszczyńskiego toru, który nie zawsze okazywał się autem gospodarzy. Konflikt był poważny i mógł martwić fanów biało - niebieskich. W końcu zarówno Czernicki jak i Kasprzakowie mieli ogromny wkład w drużynowe sukcesy Byków z 2007 i 2008 roku. Z perspektywy czasu śmiało można stwierdzić, że sukces w 2009 roku nie był Bykom pisany.

Pokerowa zagrywka prezesa

Zanim leszczyńscy włodarze rozpoczęli budowę drużyny na 2010 rok musieli oczyścić atmosferę. W efekcie pożegnano zarówno trenera jak i teamem Kasprzaków. Unia przystąpiła do sezonu transferowego z ambitnymi planami. Na celowniku działaczy byli tacy zawodnicy jak Nicki Pedersen, Rune Holta czy Kenneth Bjerre. Oczekiwania finansowe wspomnianych żużlowców rozmijały się jednak z koncepcją polityki transferowej Józefa Dworakowskiego. 2 grudnia 2009 roku oficjalnie przedstawiono następcę Krzysztofa Kasprzaka. Był nim Janusz Kołodziej, który w tamtym czasie sam określał siebie jako "ligowego wyrobnika". Kiedy podczas konferencji prasowej prezes Unii stwierdził, że z Januszem w składzie Unia będzie walczyć o powrót na szczyt nie brzmiało to przekonująco. W tym samym czasie swoje składy wzmocnili przecież finaliści z zakończonego sezonu - Unibax Toruń i Falubaz Zielona Góra. Byki pod względem kadrowym wydawały się słabsze od wspomnianych zespołów i porównywalnie silne do gorzowskiej Stali, która wyprzedziła Unię w wyścigu o Nickiego Pedersena. Któż wówczas mógł spodziewać się, że Kołodziej z "wyrobnika" przeistoczy się w żużlowego artystę?

Baliński - reaktywacja

Eksplozja formy wychowanka tarnowskiej Unii nie wystarczyłaby jednak Unii, żeby znaleźć się w wielkim finale tegorocznych rozgrywek. Leszczyńscy działacze musieli w zimie podjąć jeszcze jedną - bardzo trudną decyzję personalną. Chodzi oczywiście o Damiana Balińskiego, który zupełnie nie radził sobie w 2009 roku. Prezes Dworakowski wielokrotnie analizował wspólnie z zawodnikiem przyczyny jego słabej postawy. Niebagatelną rolę w reaktywacji "Balona" odegrała współpraca z psychologiem. Dziś Baliński jest jednym z najskuteczniejszych żużlowców Ekstraligi i niemalże w każdym meczu z nawiązką spłaca zaciągnięty zimą kredyt zaufania. Józef Dworakowski nie ukrywał też obaw o formę sportową -"emeryta" - Leigh Adamsa. Australijczyk swoimi wynikami po raz kolejny potwierdził jednak, że jest profesjonalistą w każdym calu.

Rozpoznanie bojem

Sroga zima ograniczyła żużlowcom w całej Polsce możliwość odbywania wiosennych treningów na swoim torze. Utrudnienia związane z aurą najszybciej przezwyciężyli właśnie leszczynianie. Byki przystąpiły do ligowej rywalizacji po rozegraniu trzech spotkań sparingowych na swoim obiekcie. Wyniki meczów kontrolnych jak i rezultaty silnie obsadzonego Memoriału Alfreda Smoczyka jednoznacznie świadczyły o tym, że Unia prowadzona przez Romana Jankowskiego solidnie przepracowały okres przygotowawczy.

Mimo to pierwszy sprawdzian ligowy nie wypadł po myśli leszczynian. Unia minimalnie przegrała z Caelum Stalą Gorzów. W meczu inauguracyjnym słabo spisali się Janusz Kołodziej i Jarosław Hampel, którzy zdobyli po sześć punktów. To był pierwszy i jak dotąd ostatni(!) nieudany mecz tej dwójki w bieżącym sezonie. Warto odnotować dziewięć punktów zdobytych na stadionie im Edwarda Jancarza przez Damiana Balińskiego. Ulubieniec leszczyńskiej publiczności w tym jednym spotkaniu zdobył taką samą liczbę punktów jak we wszystkich wyjazdowych meczach ubiegłego sezonu.

W kolejnych spotkaniach leszczyński walec równał jednak wszystko co spotkał na swojej drodze. Środowisko żużlowe z rezerwą podchodziło do wybornej dyspozycji podopiecznych Romana Jankowskiego. Wysokie zwycięstwa Byków u progu sezonu były komentowane (lub raczej deprecjonowane) jako efekt szybkiego rozpoczęcia treningów na torze żużlowym. Następne kolejki ligowe miały w opinii wielu fachowców przywracać równowagę i ligowy układ sił. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Unia w kapitalnym stylu wygrała rundę zasadniczą. Jedynie mecz w Toruniu przegrany przez Byki 39:51 mógł odrobinę popsuć humory leszczyńskim kibicom.

Bój

Pierwszym przeciwnikiem Byków w rundzie play - off był Tauron Azoty Tarnów. Jaskółki dość nieoczekiwanie okazały się bardzo wymagającym przeciwnikiem dla faworyzowanych leszczynian. Coraz częściej słyszało się o rzekomej "zadyszce" podopiecznych Romana Jankowskiego. W spadek formy zwycięzców rundy zasadniczej uwierzyli nawet ich rywale, którzy głośno mówili, że zmęczone sezonem Byki byłyby dla ich klubów wygodnym rywalem w dwumeczu.

Rezultaty półfinałowego dwumeczu z Unibaxem wydają się jednak przeczyć pogłoskom o kryzysie leszczyńskiej ekipy. Mniejszą niż oczekiwano przewagę nad tarnowską Unią przytomnie tłumaczył na łamach naszego portalu Damian Baliński. - Myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że może to być wynikiem tego, że pozostałe drużyny uporały się z problemami, których my nie mieliśmy i nadrobiły zaległości. Spójrzmy chociażby na Unię Tarnów. Widać, że tacy zawodnicy jak Krzysztof Kasprzak czy Bjarne Pedersen wraz z upływem sezonu rozkręcali się i jeździli coraz lepiej, co od razu rzutowało na wynik całego zespołu. Moim zdaniem nadal jedziemy dobrze i podobnie do tego, co zaprezentowaliśmy w rundzie zasadniczej. Tyle, że w tym momencie bardzo wyrównał się poziom i dlatego te wyniki nie są aż tak spektakularne jak na początku sezonu .

"Rolnicy" nie przepłacają

Tegoroczne wyniki Unii Leszno przekonują, że można odnosić spektakularne sukcesy w lidze nie rezygnując ze zdrowego rozsądku w okresie kontraktowania zawodników. Wyniku sportowego nie można przecież kupić. Szkoda, że mimo to od kilku lat ekstraligowi prezesi ignorują ten fakt płacąc zawrotne sumy przereklamowanym gwiazdeczkom z zagranicy.

Źródło artykułu: