- Wynik jest w sumie takim podsumowaniem mojego występu. Odjechaliśmy niezłe zawody, ale jednak zabrakło. W całym sezonie we wszystkich czterech pojedynkach czterokrotnie przegraliśmy z tą drużyną. Wynik więc był sprawiedliwy i pozycja w tabeli również odpowiednia. Nie dawałem wypowiedzi po pierwszym pojedynku typu "odrobimy to", ponieważ wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że z Lesznem jeździ się w tym sezonie niesamowicie trudno. Porażka na własnym torze nie przesądziła o tym, żebyśmy mieli rozłożyć ręce i nie odjechać tych 15 biegów. W końcu przyjechali tu z nami kibice, którzy są na dobre i na złe. To zwłaszcza nie pozwalało nam się poddawać. Zabrakło nam punktów w pierwszym meczu, żeby marzyć o złocie powinniśmy byli wygrać - podsumował "PePe".
Ciężki początek sezonu zaowocował tytułem Drużynowego Wicemistrza Polski. Czy drużyna jest zadowolona z takiego wyniku? - Myślę, że ten wynik nie jest zły. Pierwsze spotkanie odjechaliśmy w deszczu, z płaczem wracaliśmy z Tarnowa. Potem mieliśmy tygodnie bez własnego toru. Mimo tego wygraliśmy rundę play-off, następnie półfinał. To pokazało, że jesteśmy lepsi od innych drużyn i zasłużyliśmy na finał - odpowiedział kapitan zielonogórskich myszek.
Protasiewicz w niedzielnym spotkaniu zdobył zaledwie cztery oczka. Jak oceni swój występ? - Trochę pechowe było dla mnie to spotkanie. Co rusz coś, znowu gdzieś tam zostałem podcięty i uderzyłem bardzo mocno plecami w płot. Słabo się później czułem. Nie mogło być inaczej po takim upadku. Miałem już nie odjeżdżać swojego 3 wyścigu, ale siłą rozpędu spotkanie zostało przerwane, bo zaczęło padać. Czułem zawroty i już miałem rezygnować z dalszych startów. Jednak sędzia troszkę mnie wyprzedził przerywając to spotkanie. Wynik był już w sumie i tak rozstrzygnięty. Jeśli chodzi o zdobycz punktową, to trudno tu cokolwiek wnioskować. Wygrałem wyścig, ale średnio było - zakończył zawodnik.