Rafał Sumowski, Michał Gałęzewski: Jak wrażenia po niedzielnym meczu z Włókniarzem i nastawienie przed rewanżem?
Paweł Hlib: Co tu dużo mówić. Wygrywałem starty, ale traciłem na trasie. Zabrakło moich punktów. Miałem jechać na silniku pożyczonym od Thomasa Jonassona, ale eksplodował mi na treningu. Na szczęście dysponowałem jeszcze silnikiem od Andrija Karpova. Obu chciałbym bardzo podziękować za bezinteresowną pomoc. Do Częstochowy pojedziemy powalczyć. Jedzie się żeby wygrywać, nie możemy myśleć o jak najniższej porażce, tylko o zdobywaniu punktów, przywożeniu jak najmniejszej ilości zer.
W jednym z biegów sędzia po puszczeniu taśmy przerwał wyścig, gdyż uznał, że ukradłeś start. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
- Drgnąłem przed puszczeniem taśmy. Nie chcę tego komentować, to sędzia decyduje.
W ostatnich meczach twoja postawa była zupełnie inna, gdyż bardziej się męczyłeś z motocyklem niż jechałeś do przodu. Z Częstochową szału nie było, ale chyba czułeś się trochę lepiej?
- Dokładnie tak. Teraz jechałem na zupełnie innym silniku. Takiego silnika jak ten od Karpova w tym sezonie jeszcze nie miałem. Może to nie jest aż tak widoczne, bo na jazdę składa się wiele czynników, ale ważne, że się nie męczyłem, jakoś wychodziły mi starty. Będzie jeszcze lepiej.
Patrząc na frekwencję i atmosferę na trybunach, głód Ekstraligi w Gdańsku jest widoczny...
- Gdańsk potrzebuje Ekstraligi i my też jej potrzebujemy. Ja też zżyłem się z Gdańskiem, mieszkam tutaj i też uważam, że jest to dla nas potrzebne.
Co trzeba zrobić, aby udało się z Częstochowy wywieźć korzystny wynik?
- Trzeba wygrywać starty, jechać parowo w pierwszym łuku i to będzie najlepsze rozwiązanie. W Częstochowie pewnie będzie przyczepniej. Niektórzy chłopacy tam jeszcze nie jeździli, więc będzie ciekawie. Na pewno nie odpuścimy tego meczu. Nie można myśleć o tym, żeby przegrać różnicą dwóch punktów. Jedzie się o zwycięstwo.
Chyba szkoda ostatniego biegu w Gdańsku, bo jak by był choćby remis, w Częstochowie startowalibyście z zupełnie innego pułapu...
- Rzeczywiście szkoda. Jeszcze Dawid pchnął trochę Renata, ten się wywrócił i trochę pogiął ramy. Taki jest jednak ten sport.
Zaszliście w tym roku wyżej niż ktokolwiek był w stanie pomyśleć…
- Rzeczywiście, przed sezonem przypisywano nam niższe miejsca, aniżeli to które ostatecznie osiągnęliśmy. Miała być pierwsza czwórka, było nawet lepiej, potem walka o baraże, a teraz o Ekstraligę. Nazywano nas zbieraniną, a uzyskaliśmy przyzwoity wynik. Gniezno było znacznie wyżej notowane od nas, a do baraży się nie dostali. Cieszymy się z tego co mamy, chociaż były potknięcia.
Gdyby udało wam się awansować - nie boisz się o miejsce w składzie? Druga połowa sezonu nie była dobra w Twoim wykonaniu.
- Na starcie tego sezonu powiedziałem sobie, że do Gdańska nie przychodzę na chwilę. Chciałbym tu zakotwiczyć na dłużej i odbudować swoją formę. Początek był udany, potem to wszystko się trochę posypało. Zaplecze i kilka innych spraw. Wiem jednak co mnie boli i mam nadzieję, że przyszły rok zacznę bez tych problemów. Patrząc na ostatnie lata powoli się podnoszę i wierzę, że niedługo będzie tak dobrze jak kiedyś, a może nawet lepiej. Gdyby już teraz udało nam się awansować, nie mam nic przeciw. Ja mam jedno wielkie marzenie - przyjechać z Gdańskiem do Gorzowa.
…i wysoko wygrać?
- Po prostu przyjechać tam z Gdańskiem. A to co stanie się na torze... po prostu czekam na to (śmiech - dop. red.).
Kibice w Gdańsku mimo wcześniejszej niechęci przyjęli cię tu bardzo ciepło.
- Po całym roku spędzonym tutaj mogę powiedzieć, że czuję się tu świetnie. Kibice pokazali już dawno, że im strasznie zależy na tym klubie i chcą żeby działo się tu jak najlepiej. Zbiórka na sprzęt dla mnie to coś o czym nigdy bym nie pomyślał, że może się gdziekolwiek wydarzyć. Wydaje mi się, że to oni podtrzymują ten klub i tak jak my walczymy na torze, tak oni - oczywiście w cudzysłowie - walczą na trybunach. Na pewno cieszę się z tego jak mnie tu przyjęli, ale jestem zawiedziony, że nie pokazałem tego, co tak naprawdę umiem. W połowie sezonu to wszystko się jakoś rozmyło. Pierwsze mecze były udane, a wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku fani będą z mojej jazdy zadowoleni. Kibic ma swoje prawo i może wypowiadać się na wszystkie tematy na jakie ma ochotę. Ja przyjmuję odpowiednio zarówno dobre słowa jak i krytykę - nieraz się po prostu należy.