Mateusz Klejborowski: Za nami turniej par, stanowiący podziękowanie dla Piotra Plaucha za wiele lat spędzonych na żużlowych torach, ale w szczególności za dwa sezony występów w Starcie, z piastowskim orłem na plastronie. Zawody miały charakter towarzyski, co wielokrotnie było widać na torze. Ty, do drugiego swojego biegu wyjechałeś... w głowie klubowej maskotki!
Mirosław Jabłoński: - Co prawda nie wszyscy podeszli do dzisiejszych zawodów z humorem, ale i tak było dosyć wesoło. Ja potraktowałem ten turniej typowo rekreacyjnie. Startowałem na jednym silniku, który jeszcze nadaje się do jazdy. Od meczu z Marmą Rzeszów w Gnieźnie mam kłopoty ze sprzętem, z którymi borykam się aż po dziś dzień. Turniej był podziękowaniem dla Piotra Palucha za ponad dwadzieścia lat kariery. To wielki człowiek, wspaniały duch drużyny. Cieszę się, że miałem okazję jeździć z nim w jednym zespole. Myślę, że godnie podziękowaliśmy Piotrowi za tyle lat startów. Ponadto warto zauważyć liczbę kibiców (w sumie na trybunach zasiadło blisko trzy tysiące osób!). Byłem pozytywnie zaskoczony, kiedy zobaczyłem ile osób pofatygowało się na ten turniej. Wielkie słowa uznania należą się też kibicom z Gorzowa, którzy przyjechali do Gniezna za swoim kapitanem.
Niedzielny turniej był dla ciebie ostatnimi zawodami w tym roku. Chyba dobrze, że to już koniec, gdyż w końcówce sezonu narzekałeś na ogromne problemy sprzętowe.
- Zamówiłem już dwa silniki, które chcę sprawdzić jeszcze w tym roku. Zawaliłem końcówkę sezonu właśnie z uwagi na moje problemy ze sprzętem, które rozpoczęły się podczas meczu z Marmą Hadykówką Rzeszów w Gnieźnie. Rozsypały mi się praktycznie wszystkie silniki. To z kolei przełożyło się na moje wyniki w Gdańsku i w Szwecji, gdzie nie punktowałem tak, jak powinienem. Jestem przygotowany na duże zakupy. Czekam na silniki i tak, jak powiedziałem, zamierzam je przetestować jeszcze w tym roku. Chcę to zrobić przed przerwą zimową, żeby mieć spokojną głowę i skupić się jedynie na przygotowaniach ogólnorozwojowych. Treningi odbędę na kilku torach w całej Polsce. Nie wystarczy być szybkim w Gnieźnie, ale też na torach przyczepnych. Taki będzie cel tych treningów.
Jabłoński na czele stawki! Taki obrazek oglądaliśmy w tym roku wielokrotnie
W sumie z sezonu chyba możesz być zadowolony?
- Oby następne były dla mnie tak udane jak ten, który powoli zbliża się do końca. Co prawda na początku roku byłem tylko rezerwowym, ale jak już dostałem szansę, to jeździłem do samego końca. Zdecydowanie najlepszy w moim wykonaniu był środek sezonu, końcówka trochę słabsza, ale głównie ze względu na wyniki w Gdańsku i Szwecji. Jednak w sumie nie mam prawa narzekać. Przed sezonem wszystkie te wyniki brałbym w ciemno.
Pewnie niewielu pamięta, że na początku sezonu byłeś jedynie zawodnikiem oczekującym. Występowali inni, ty czekałeś na swoją szansę na tzw. ławce rezerwowych.
- Rzeczywiście długo czekałem na tę szansę, ale jak już ją otrzymałem, to zostałem w składzie do samego końca. Tak, jak powiedziałem, najbardziej zadowolony jestem ze środka sezonu, kiedy w mojej ocenie spisywałem się rewelacyjnie. Kiedy wiedziałem już, że mam pewne miejsce w składzie, to zacząłem jeździć na luzie, co z kolei przekładało się na dobre wyniki. Nareszcie głowa pracowała tak, jak należy. Tym bardziej jestem wściekły właśnie na ostatnie mecze w moim wykonaniu. Nienawidzę tłumaczyć się sprzętem, ale niestety tak było. Kaplica. Podczas meczu z Marmą Rzeszów rozleciał mi się jeden silnik, w Szwecji kolejne dwa. W Gdańsku do tego wszystkiego doszły problemy z układem zapłonowym. Wszystkie silniki były regularnie sprawdzane, miałem nowe części, ale mimo wszystko sprzęt nie wytrzymał, rozsypał się kompletnie. Szkoda, bo czułem się mocny. Jestem w gazie, czasem zamykam oczy i próbuję się wcisnąć tam, gdzie brakuje miejsca. Mam nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni dojdę ze sprzętem do ładu i będę miał spokojną zimę.
Tym bardziej szkoda, że na torze w Gdańsku, który znasz dość dobrze (M. Jabłoński startował w barwach Wybrzeża w latach 2004-05), delikatnie mówiąc zaliczyłeś kiepski występ. Ten wynik decydował o naszym być albo nie być w barażu, a ty dwukrotnie mijałeś linię mety na czwartym miejscu. Ten kto był w Gdańsku widział, że chęci miałeś spore. Motocykle stały jednak w miejscu...
- Byłem wściekły! Odkręcałem gaz, byłem gotowy złamać kierownicę, gryźć tor, a sprzęt stał w miejscu! Silniki były sprawdzone, wydawało się, że nic złego mnie nie spotka. Tymczasem motocykle nie chciały jechać. Było mi strasznie przykro, że problemy dopadły mnie akurat w tak ważnym meczu, który jak się okazało, decydował o naszym miejscu w barażu. Kręciłem gazem, motocykle nie reagowały. Pojechałem dwa razy, sprawdziłem oba motory i powiedziałem kierownictwu o moich problemach. Po pierwszej zmianie taktycznej chciałem przesiąść się na motocykl Krzysztofa (Jabłońskiemu), ale niestety jemu chwilę wcześniej też rozleciał się silnik. Dlaczego złośliwość rzeczy martwych dopadła mnie akurat teraz? Ciężko jest mi się z tym pogodzić.
Dynamiczna sylwetka młodszego z braci Jabłońskich
Pomijając jednak ten nieszczęsny występ, tak, jak zgodnie przyznaliśmy - ten sezon możesz zaliczyć do udanych. Pokuszę się nawet o opinię, że był to twój najlepszy rok startów, od momentu zakończeniu wieku młodzieżowca.
- Cieszę się, że to zauważyłeś. Do tej pory byłem mizernym przeciętniakiem, pomijając jeden sezon w drugiej lidze, ale to była jednak tylko druga liga, więc nie ma co się pocieszać. Dopiero w tym roku kibice mieli okazję zobaczyć, że Mirka Jabłońskiego stać na dobre wyniki także na zapleczu ekstraligi. Myślę, że udowodniłem, że potrafię wygrywać z najlepszymi zawodnikami, zdobywać dwucyfrowe wyniki nie tylko w Gnieźnie, ale też na torach rywali. Ten sezon bardzo mnie podbudował. Wiem, że nie ma przeszkód, żebym wygrywał z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Dlatego już teraz zaczynam przygotowania do następnego sezonu, w którym chcę umocnić swoją pozycję. Czuję się mocny jak nigdy, więc nie wypada tego zmarnować. Do kolejnego sezonu będę gotowy nawet w 300 proc., żeby od pierwszego meczu być pewnym punktem zespołu!
Po raz pierwszy od wielu lat - Start Gniezno stawiał głównie na Polaków, w szczególności na swoich wychowanków. Były mecze, że trener Leon Kujawski desygnował do walki aż pięciu zawodników rodem z Gniezna! To ewenement na skalę krajową!
- I to jest bardzo budujące! Krew mnie zalewa kiedy widzę zespoły, które w całości opierają się na zawodnikach zagranicznych. Nie wspominając już o sytuacji, w której zagraniczny młodzieżowiec startuje zamiast polskiego! Wychowujemy obcą młodzież, która za kilka lat będzie się z nas śmiała. Mam nadzieję, że władze polskiego żużla szybko dostrzegą ten problem, zanim będzie za późno. Aktualnie jest tak, że polski młodzieżowiec zawali jeden bieg i za niego do końca meczu jedzie zagraniczny junior. Tylko jaki jest tego sens? Do tego dochodzą ogromne koszty, związane chociażby z pieniędzmi za sam przyjazd. Czy nie lepiej za te pieniądze dosprzętowić polskiego juniora? Nawet jak przywiezie kilka czy kilkanaście zer, to w końcu kibice będą mieli z niego pociechę. Poza tym w mojej ocenie kibice bardziej utożsamiają się z wychowankiem swojego klubu, aniżeli z zawodnikami z zewnątrz. Wystarczy popatrzyć na Wrocław, miasto z ogromnym potencjałem, a kibiców przychodzi tam na mecze mniej niż w Gnieźnie, gdzie frekwencja w sumie nie była taka zła. Tylko na kogo oni mają tam chodzić, jeśli klub nie ma swoich wychowanków? U nas w Gnieźnie kibic ma kontakt z zawodnikami praktycznie codziennie. Przynajmniej ja tak mam, że ludzie zaczepiają, zagadują, jednym słowem interesują się żużlem nie tylko w niedzielę. Cieszę się, że w Gnieźnie udało się stworzyć bardzo polski zespół, składający się w dużej mierze z wychowanków. Mam nadzieję, że to stały trend, a nie tylko jeden sezon. To polscy zawodnicy tworzą klimat. Jeśli tylko są dobrze prowadzeni, to dzięki tej sile są w stanie wygrywać wszędzie i z każdym.
Kwaśna mina Jabłońskiego mówi wszystko. W ostatnich meczach sezonu motocykle przestały go słuchać!
Była nawet szansa, żeby w tym składzie Start znalazł się w barażach, tym samym przedłużając swoje nadzieje na awans do ekstraligi! O niepowodzeniu tego planu zdecydowała jednak wasza porażka w Gdańsku z Wybrzeżem, i dziś to ten zespół mierzy się w bojach z Włókniarzem Częstochowa.
- Nie do końca się zgodzę. Tak jak ostatnim biegiem zazwyczaj nie wygrywa się całego meczu, tak samo jednym spotkaniem nie sposób odmienić całego sezonu. Widocznie przez cały sezon zapracowaliśmy jedynie na trzecie miejsce, a nie drugie, o które jednak walczyliśmy do samego końca. W Gdańsku zmierzyły się ze sobą dwa wyrównane zespoły, tak samo umotywowane do walki o zwycięstwo. Gospodarze mieli jednak nad nami przewagę swojego toru, co wykorzystali. My okazaliśmy się lepsi w dwumeczu, ale to było za mało na baraż. Do Gdańska jechaliśmy z nadziejami na wygraną, ogromnie nam na tym zależało. Niestety, nasz wynik pozwolił nam na zdobycie jedynie punktu bonusowego, który nie miał większego znaczenia. Trzecie miejsce to efekt naszej całorocznej postawy, a nie tylko porażki w Gdańsku.
Co dalej? Zostajesz w Gnieźnie czy może chciałbyś zmienić otoczenie? Wiemy już o twoich planach związanych z przyszłym sezonem. Tylko powiedz, w jakim klubie zamierzasz kontynuować karierę?
- W Gnieźnie się urodziłem, stawiałem pierwsze żużlowe kroki. W tym mieście mam rodzinę, sponsorów. Nie chciałbym stąd odchodzić, ale nie wszystko zależy tylko ode mnie. Mam nadzieję, że będzie do tego obustronna wola i uda nam się znaleźć porozumienie, dzięki któremu nadal będę mógł zdobywać punkty dla Startu! Otrzymuję wstępne sygnały o zainteresowaniu innych klubów moją osobą, ale absolutnie nie chcę odchodzić! Tutaj jestem u siebie, zdobywam punkty dla swoich kibiców. W Gnieźnie czuję się po prostu zdecydowanie najlepiej!