W całej historii rozgrywek IMŚ na żużlu dotąd tylko dwa razy dwóch Polaków stanęło jednocześnie na podium końcowej klasyfikacji najlepszych na świecie. W roku 1970 nie było niestety Mazurka Dąbrowskiego na Olimpijskim Stadionie we Wrocławiu, ale w tamtych realiach nie mogło być inaczej. Ten najwyższy schodek był wówczas niemal z góry zarezerwowany dla Ivana Maugera - fenomenalnego Nowozelandczyka, wyprzedzającego swoją epokę. Tymi śmiałkami z Polski, którzy dokładnie 40 lat temu wspięli się na szczyt byli Paweł Waloszek - srebrny i Antoni Woryna - brązowy medalista. Trzy lata później znów dwójka Polaków: pierwszy i trzeci - Jerzy Szczakiel i Zenon Plech.
Podium 1970
Żużlowy sezon przed czterdziestu laty był rokiem prawdziwego przełomu. Po raz pierwszy pozwolono wówczas Polsce zorganizować jednodniowy finał IMŚ. Wrocław tradycyjnie wywiązał się z tego zadania znakomicie, ale miał już wówczas za sobą dwa wielkie, zwycięskie dla Polski finały DMŚ z lat 1961 i 1966, trzy finały europejskie (de facto półfinały światowe) ze zwycięstwami Polaków: 1964 - Zbigniew Podlecki, 1967 - Andrzej Wyglenda, 1968 - Paweł Waloszek. Potem jeszcze był rok 1972 znów z Pawłem Waloszkiem jako "mistrzem Europy". Nawiasem mówiąc, tym razem oprócz dwóch najwyższych miejsc na podium SGP IMŚ też mamy "mistrza Europy" - Sebastiana Ułamka, ale to już jest zupełnie inna bajka - taki turniej pocieszenia dla przegranych. Dla porównania Waloszek w 1972 roku w pokonanym polu zostawił Ole Olsena i Andersa Michanka - dwóch mistrzów świata, zaś Ułamek Alesa Drymla i Andrieja Karpowa z peryferyjnych obszarów zainteresowania.
Drugim przełomem roku 1970 było pierwsze w historii srebro dla Polaka w MŚ (Paweł Waloszek), a także poznaliśmy pierwszego Polaka, który po raz drugi wziął medal najważniejszej światowej rozgrywki - to niezapomniany Antoni Woryna - w ogóle pierwszy polski medalista IMŚ z roku 1966. Potem udała się ta sztuka jeszcze tylko Zenonowi Plechowi (1973, 1979) i Tomaszowi Gollobowi w ostatnich latach. We Wrocławiu w pierwszej ósemce znalazło się wówczas aż czterech Polaków. Oprócz medalowych miejsc Pawła Waloszka i Woryny, piąty był Henryk Gluecklich, ósmy natomiast Andrzej Wyglenda. A był jeszcze Jan Mucha (jedenasty) i Zygfryd Friedek oraz Edmund Migoś jako rezerwowy. Dobry czas dla polskiego speedwaya potwierdziły lata następne, z imponującym zwycięstwem polskiej pary w MŚP’71 i pierwszym złotem IMŚ’73 Jerzego Szczakiela. Potem było już tylko gorzej, nie licząc wspomnianych "wyskoków" Plecha, aż do chwili wejścia na arenę międzynarodową Tomasza Golloba, który przywrócił Polsce wiarę w zwycięstwo, a końcowym akordem jest dzisiejszy blask złota.
Podium 1973
Żeby obraz przełomu roku 1970 dopełnić, to warto wspomnieć jeszcze dwa fakty, bez których polski sport żużlowy byłby dziś na śmietniku historii. Otóż to właśnie w tym roku siedemnastoletni Zenon Plech zrobił licencję i stał się żużlowcem, a niebawem postrachem dla możnych. No i w tymże roku 1970 poczęty został dzisiejszy mistrz świata Tomasz Gollob, urodzony wiosną następnego.
Mamy indywidualnie dwa pierwsze miejsca w świecie, powiedzmy - od dawna "należne" nam za zasługi. Czy jest to dowód absolutnej hegemonii Polaków na długie lata, czy też, jak wieszczą malkontenci, początek końca - łabędzi śpiew - polskich sukcesów, polskiego speedway’a w ogóle? To są pytania frapujące, a wątpliwości z pewnością zasadne. Znam zwolenników obu teorii. Za pierwszymi przemawiają dwa krótkie argumenty: Jarosław (Mądry) i (Piast) Kołodziej, którzy mają wielkie szanse zdominować przyszłoroczne SGP. Za drugimi natomiast stoi utrata pierwszeństwa polskich juniorów w świecie, zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Trzeba przyznać, iż z racji pozycji Polski w światowych rozdaniach, popularności i kreatywnego potencjału (niestety, nie do końca wykorzystanego), każde inne miejsce Polaka oprócz pierwszego w juniorskich finałach należy odbierać jako klęskę.
Na dziś zostańmy raczej ze swoją radością po fantastycznym triumfie Tomasza Golloba i Jarosława Hampela w SGP.
Stefan Smołka
Podium 2010