Jan Gacek: Myśli pan o tym, żeby ponownie zająć się prowadzeniem drużyny żużlowej?
Zenon Plech: Raczej nie. Trochę się do tego wszystkiego zraziłem. Chcę konsekwentnie odpoczywać od tego. Zobaczę jak sytuacja w polskim żużlu będzie wyglądała za jakiś czas. Mamy za sobą wspaniały rok jeśli chodzi o rywalizację naszych zawodników na arenach międzynarodowych. Obawiam się jednak, że to wszystko może się wykoleić. Na spokojnie przemyślałem wszystko i dokładnie przeanalizowałem. Nie mam ochoty bawić się w bezsensowne tłumaczenia i wyjaśniać niektórym, że koło jest okrągłe.
Polonia Bydgoszcz poszukuje menedżera...
- Wydaje mi się, że tutaj żadna ze stron nie jest zainteresowana podjęciem współpracy. Ja nie mam tam nic do udowodnienia. Nie szukam nowych wyzwań. Wydaje mi się, że to byłoby bez sensu. W tej chwili wszyscy gonią za optymalnym składem na najbliższe rozgrywki. Parcie na budowanie silnych drużyn jest w tej chwili olbrzymie. Nie wiem jak to się potoczy i czy nie ucierpi na tym cała dyscyplina.
Powrót KSM-ów to trafiony pomysł?
- Dobrze, że wchodzą KSM-y. Cały czas walczyłem o nie. W naszych realiach warto pracować nad takim rozwiązaniem jak właśnie KSM-y. Liga będzie bardziej wyrównana. Zobaczymy jak w tej sytuacji odnajdą się kluby. Wbrew pozorom to wcale nie jest proste zadanie.
KSM ma też swoje wady. Pamiętam sytuacje, kiedy zawodnicy chcąc obniżyć swoje średnie wjeżdżali w taśmy i symulowali defekty. Kibice nie będą zachwyceni takimi praktykami...
- Na pewno nie. U nas to jest trochę źle zrobione. Uważam, że KSM powinien funkcjonować na zupełnie innych warunkach. U nas jest on obliczany za cały sezon. W Anglii KSM liczy się co miesiąc i to wtedy decyduje czy zawodnik jest na rezerwie czy w składzie. W takim wariancie wykładnikiem jest forma zawodnika. To powoduje, że żużlowiec chce jeździć jak najlepiej. Zawodnik walczy wtedy o podniesienie swojego poziomu. Niestety, u nas jest inaczej.
Wartość rynkowa zawodników przeciętnych, ale pasujących do składów potencjalnych pracodawców ze względu na KSM może gwałtownie rosnąć.
- Już niedługo może dochodzić do sytuacji o których pan wspomniał. Wielu zawodników będzie to miało na uwadze. Kluby tocząc bój o być, albo nie być, staną przed trudną sytuacją. Oby nikomu nie zabrakło rozsądku.
Wierzy pan, że prezesi ekstraligowi będą konsekwentni w przestrzeganiu limitów finansowych, które sami wymyślili?
- Działania w tym kierunku trzeba było zacząć już dawno temu od rozmów z zawodnikami. My możemy wymyślać co nam się podoba, ale to oni są grają główne role. Mimo szczerych chęci działaczom będzie niezwykle trudno narzucić zawodnikom ich koncepcje. Nie wszyscy przecież muszą akceptować szlachetne idee.
Zawodnicy powtarzają, że to nie oni rozbujali finansową karuzelę.
- Ten problem nie jest niczym nowym. Jeszcze w czasach Morawskiego Zielona Góra jechałem na takie spotkanie do Gorzowa. Przedstawiciele wszystkich klubów mieli rozmawiać o obniżeniu płac. Już wtedy uważałem, że idziemy w złym kierunku jeśli chodzi o kwestie finansowe. Niestety, wróciłem z tego spotkania z kwitkiem. Polskiej lidze żużlowej potrzebne są zmiany. Musimy zacząć od zastanowienia się nad tym, gdzie popełniliśmy błąd. Z pewnością nie da się wyleczyć wszystkich chorób naszego żużla naraz.
Jeśli limity finansowe mają przynieść zakładany efekt to wszyscy muszą się im podporządkować. Wierzy pan w solidarność w środowisku żużlowym?
- Zawodnicy będą się targowali. Trudno mi w tej chwili uwierzyć, że łatwo odpuszczą możliwość zarabiania.
Co sądzi pan o zapisach regulaminowych dotyczących polskich juniorów?
- Cały czas walczyłem o takie zapisy. Tak właśnie wyobrażałem sobie dbanie o naszych juniorów. Jak będzie to się przekonamy. Myślę jednak, że wielu młodych chłopaków skorzysta na tym regulaminie. Do tej pory nie zrobiliśmy nic, żeby poprawić ich sytuację. W ciągu ostatnich lat mieliśmy sporo sukcesów młodzieżowych na arenie międzynarodowej i chyba przez to traciliśmy z oczu fakt, że nie stwarzamy im odpowiednich warunków w lidze.
Niedoświadczeni młodzieżowcy poradzą sobie na trudnych ekstraligowych torach?
- Na pewno nie zabraknie tym młodym chłopcom ambicji. Wiemy nie od dzisiaj, że juniorzy są wyjątkowo waleczni. Ekstraligowe tory rzeczywiście mogą sprawić im wiele kłopotów. Myślę, że najwięcej będzie zależało od klubowych działaczy. W 2009 roku na meczu ligowym w Lesznie powiedziałem Czesiowi Czernickiemu, że nie można robić takiego toru, który zagraża bezpieczeństwu zawodników. Oby zdrowy rozsądek zwyciężał na wszystkich torach.