Radosław Kolenderski: Podstawowe pytanie do każdej osoby, która ma coś wspólnego ze sportem żużlowym. Skąd wzięło się twoje zainteresowanie speedwayem?
Łukasz Benz: W 1996 roku poszedłem na finał DMP w Toruniu, gdzie Apator walczył z Włókniarzem. Na dobre zacząłem chodzić na żużel w 1997, a namówił mnie do tego kolega z liceum. Zdarzało mi się kilka lat wcześniej bywać na zawodach żużlowych, ale tego aż tak bardzo nie pamiętam.
Mecz który będziesz pamiętał do końca życia?
- Finałowe spotkanie Apatora z Atlasem Wrocław z 2001 roku, którego stawką było złoto. Byłem wtedy reporterem Radia GRA. Pamiętam jak Robert Kościecha rzucił się wtedy na mnie w szale radości, a kibice wbiegli na murawę. Piękne chwile. Z tego sezonu dorzuciłbym jeszcze porywający mecz derbowy w Bydgoszczy wygrany przez torunian 47-43. Kapitalny mecz, niesamowite ściganie - zwłaszcza bieg Gollob kontra Rickardsson i Jonsson.
Od początku od kiedy zacząłeś chodzić na mecze żużlowe wiedziałeś, że zwiążesz swoje życie z pracą dziennikarską?
- Tak od razu o tym nie myślałem. Jednak jeszcze w czasach licealnych poszedłem do Radia GRA i moja przygoda ze sportem się rozpoczęła. Był to nie tylko żużel ale również i szereg innych dyscyplin.
Jak to się zaczęło? Przyszła oferta i ją zaakceptowałeś. Czy znalazłeś się w Polsacie z tzw "ogłoszenia" ?
- Po powrocie z Poole w Anglii, gdzie również byłem związany z żużlem zadzwoniłem do Mariana Kmity - szefa sportu w Polsacie i po jednym spotkaniu, ot tak, rozpoczęliśmy współpracę.
Był Łukasz Benz i zniknął. Nie było meczu Ekstraligi na antenie Polsatu Sport, w którym nie prowadziłeś wywiadów w parku maszyn. Jednak po kilku latach pracy w tym fachu zniknąłeś z telewizji. "Zmęczenie materiału" czy chęć zmian?
- Tak już w życiu bywa. Człowiek poszukuje nowych wyzwań. Pracowało nam się bardzo dobrze, ale w pewnej chwili drogi się rozeszły. Oferta z Polsatu ponowiła się, lecz wtedy był już to zupełnie inny okres w moim życiu. Trzeba przyznać, że te lata, podobnie jak te spędzone w radiu, wspominam bardzo mile.
Klika lat minęło i zacząłeś się pojawiać na stadionie przy ul. Broniewskiego w Toruniu, najpierw w roli spikera, później jako rzecznik prasowy KS Toruń. Czyżby uczęszczanie na mecze w roli kibica stało się nudne i chciałeś znowu robić coś więcej niż tylko przyjść, obejrzeć mecz i pójść do domu?
- W zasadzie zawsze tak było. Przy żużlu, oprócz profesjonalnej jazdy, robiłem już chyba wszystko. Jest to pasja, która bez względu na to co przyniesie przyszłość, pozostanie na zawsze.
Kolejny rok i znowu zmiany. Klub w Toruniu został przejęty przez spółkę Unibax, a ty zostałeś dyrektorem stadionu. Rok pracy w Unibaksie Toruń i powrót do telewizji. Tutaj do głowy przychodzi powiedzenie "ciągnie wilka do lasu"? Czyżby po tylu latach przerwy okazało się, że praca w TV to jednak to co lubisz najbardziej?
- Nie ukrywam, że praca w klubie jest także niezwykle pociągająca, ale i bardzo pochłaniająca. Wszędzie tam gdzie człowiek jest, nawet przez chwilę, musi pozostawić część siebie by czerpać zadowolenie z tego co robi. Pojawiła się propozycja z TVP Sport, a jest to, co tu dużo ukrywać, niezwykle pasjonujące zajęcie.
W TVP Sport podobnie jak kiedyś w Polsacie Sport odpowiadasz za wywiady z parkingu. Nigdy nie chciałeś zacząć komentować meczów ze studia? Może czas na kolejne zmiany...
- Tak naprawdę zdarzyło mi się już nie raz komentować zawody. Przez te wszystkie lata dużo nauczyłem się obserwując i rozmawiając z najlepszymi w swoich dziedzinach. Być może jest to kolejny rozdział, który stoi otworem.
Wróćmy do toruńskiego żużla. Jesteś z Torunia, więc o klubie z tego miasta porozmawiamy. Byłeś w klubie kiedy było ciężko, ale i w roku, w którym speedway w Toruniu zaczął odżywać. Jak wspominasz pracę w Toruniu?
- Jak już mówiłem było to bardzo absorbujące i ciekawe zajęcie. Non stop w ruchu, czyli to co lubię. Takie zajęcie uczy wiele. Jest to przede wszystkim organizacja interesującej i bezpiecznej imprezy dla kilkunastu tysięcy ludzi. Na to składa się szereg czynników, które muszą grać na 120 proc.
W ubiegłym roku kiedy pracowałeś w Unibaksie, klub zdobył v-ce Mistrzostwo Polski, w tym roku skład został wzmocniony Hansem Andersenem i niesamowitym juniorem - Chrisem Holderem. Na którym miejscu według Łukasza Benza Unibax zakończy tegoroczne rozgrywki?
- Zespół Aniołów ma dużą szansę wgrać rundę zasadniczą rozgrywek. Jednak play off wiele razy uczył, że w sporcie nic do końca nie jest przewidywalne. Z pewnością jednak torunianie będą wśród najlepszych drużyn w Polsce.
Zakładamy, że sezon się skończył. Wyniku nie znamy. Kogo byś chciał mieć w szeregach Unibaksu Toruń w sezonie 2009? Nie kieruj się tu tylko i wyłącznie wynikami, ale sympatią do poszczególnych zawodników. Po prostu skład marzeń Łukasza Benza.
- Zawsze byłem zwolennikiem tzw. swoich zespołów, czyli składających się z zawodników danego miasta. Oczywiście nie wszędzie jest to możliwe, ale takie miasta jak Toruń, czy Leszno od lat w ten sposób prowadzą swoją politykę. Z każdym z obecnych zawodników Torunia niejedno mnie łączy. Może jeśli chodzi o sympatię dokoptowałbym Dave'a Watta, z którym pomagaliśmy Hansowi Andersenowi jeszcze w Anglii jako mechanicy. Lecz już z czystego szacunku, jak również sympatii widziałbym w Grodzie Kopernika Leigh Adamsa, bądź Grega Hancocka. To jedni z ostatnich przedstawicieli wielkich tej dyscypliny, od których cały czas można uczyć się skuteczności, ale i poszanowania dla przeciwnika. Bez takich jeźdźców na pewno żużel będzie nieco inny.
Dzięki za wywiad. Powodzenia w pracy.
- Dziękuję i pozdrawiam wszystkich sympatyków sportu.