Lukas Dryml negatywnie o Miszkolcu, Gorzowie i Lublinie

Przed rozpoczęciem sezonu 2010 Lukas Dryml podpisał kontrakt z Speedway Miskolc. Jednak węgierskiego zespołu nie było stać na usługi Czecha. Czeskim żużlowcem zainteresowani byli działacze Caelum Stali Gorzów, jednak ostatecznie 29-latek trafił do Lublina

Drużynie Koziołków nie udało się wywalczyć awansu do pierwszej ligi. Lukas Dryml w wywiadzie udzielonym portalowi speedwayfakta.cz wyjaśnił kilka kwestii na temat jego przygód z klubami występującymi w polskiej lidze. Wypowiedział się także o braku kontraktu w Polsce na sezon 2011.

Lukas Dryml o kontrakcie w Miszkolcu...

Byłem w Australii i zadzwonili do mnie z Rzeszowa i Miszkolca. W Rzeszowie wszystko było w porządku, ale niektóre rzeczy mi przeszkadzały, bo była za duża presja. Ofertę przysłał też Miszkolc i była jeszcze lepsza niż ta rzeszowska. Postanowiłem się skusić. Na tym torze wygrałem z Alesem mistrzostwo Europy par, tor mi się podobał i była tam też dobra atmosfera. Miałem otrzymać pieniądze za kontrakt, ale działacze nie chcieli ich mi zapłacić. Sezon się zaczął, a oni zwodzili nas już od Bożego Narodzenia. Mówili: "w przyszłym tygodniu wyślemy pieniądze", Poczytałem regulamin i stwierdziłem, że jeżeli wystartuję w jednym wyścigu, to nie będę mógł zmienić klubu. Nie chciałem stracić szansy, bo dalej mi nie zapłacili pieniędzy. Czekałem a oni mi powiedzieli, że nie mają pieniędzy i mogę zmienić klub.

O propozycji z Gorzowa...

Zadzwonił do mnie menedżer z Gorzowa, zadzwonił też sam Gollob. Byli bardzo zainteresowani bym tam startował. Oferta była jak szalona i pojechaliśmy tam. Uzgodniliśmy, że pojadę dwa treningi a potem wystąpię przeciwko jednej z najsłabszych drużyn w lidze. Gdy tam przyjechałem oni zmienili wiele zapisów w kontrakcie, na które byliśmy dogadani telefonicznie. Chciałem żeby warunki wróciły do pierwotnego stanu, na które się dogadywaliśmy. Oni byli bardzo aroganccy i nieprzyjemni. Takich aroganckich ludzi długo nie widziałem. Rozmawiali ze mną, z moim tatą i mechanikiem tak jakbyśmy byli odpadami. Powiedziałem, że nie podpiszę kontraktu. Oni odpowiedzieli, że to będzie wielka szkoda jak nie podpisze. Tak to omawiali, ale miałem dość tej atmosfery. Jeszcze chwilę się zastanowiłem i powiedziałem, że wyjeżdżamy stamtąd. Oni potem wszystko przekręcili. Powiedzieli, że chciałem więcej niż się umówiliśmy i kibiców mieli po swojej stronie.

O startach w Lublinie...

Kilkakrotnie dzwonił Lublin i kilkakrotnie odmawiałem, bo to była druga liga. Oni ciągle dzwonili, namawiali i zaczęliśmy rozmawiać, a ja nic innego nie miałem. Nie chciałem siedzieć w domu, gdy mogłem jeździć w Lublinie i podpisałem kontrakt. Było wszystko fajnie i w porządku. Szkoda tylko, że jak podpisałem kontrakt to liga odjechała już 1/3 spotkań. Odkąd przyszedłem do klubu to raz przegraliśmy i raz zremisowaliśmy. Potem zaczęło się wszystko łamać. Pojechaliśmy do Rawicza i tam przegraliśmy. Zaczęli zwalać winę na mnie. Ja zdobyłem jedenaście punktów w pięciu startach, a oni mówili, że to był zły występ. Zaczęło być klasycznie po polsku: "jesteś obcokrajowcem, jesteś najlepszy, odpowiadasz za wszystko". Pomału zaczynała być to polska klasyka, junior nie pojechał nic, drugi zagraniczny zawodnik nie pojechał nic, ale ja mogłem zrobić więcej. Na koniec już mieliśmy małe szanse na awans i zaczęto wszystkie winy zwalać na mnie. Potem przyszedł jeden z lżejszych meczów. Byłem w Stralsundzie i miałem jechać do Lublina. Miałem ze sobą więcej osób, żeby było łatwiej podróżować. Oni zadzwonili i powiedzieli, żebym nie przyjeżdżał bo Ostrów przyjechał słabym składem i pojadą krajowymi zawodnikami. Tym naruszyli warunki umowy, bo miałem gwarancję startów we wszystkich meczach. Stwierdzili, że mam przyjechać, ale nie zapłacą mi żadnych pieniędzy. Zaczęło być bardzo dziwnie. Później powołali mnie na ostatni mecz do Łodzi. Odstawili mnie od lżejszego meczu, a potem wzięli na ciężki. W Łodzi przegraliśmy i mieliśmy jeden punkt mniej i nie awansowaliśmy do pierwszej ligi. Nie były to dobre zawody w moim wykonaniu, nie szło mi. Nie mogłem się spasować, próbowałem trzy motory i nic. Każdy mówił: "co to za tor", było tam wszystko na odwrót. Na koniec na twardym torze jechał motor na przyczepne nawierzchnie. Nikomu się nie wiodło, wszyscy zawalili mecz, a oni znowu zrzucili winę na mnie. Miałem uzgodnioną jazdę w barażu, nie miałem jechać w Zlatej Prilbie i byłem przygotowany pomóc w awansie. Miałem zamówiony transport, a działacze powiedzieli w piątek, że baraż przekładają. Tym sposobem pojechałem w Zlatej Prilbie, gdzie doznałem kontuzji. Byłem zadowolony, że ostatnie zawody pojechałem w Pradze. Potem nie jeździłem nigdzie, ani w Anglii, działacze z Lublina chcieli żebym przyjechał na baraż. Tak to się skończyło w Lublinie, ale do końca ligi już wszystko było w porządku. Trener nie powie, że to było jego wina i że Polacy jadą źle, lepiej zrzucić winę na obcokrajowców.

O braku kontraktu na sezon 2011...

W Polsce nie podpisałem kontraktu. W Polsce wprowadzili KSM, by zmniejszyć ilość dobrych zawodników w zespole. Chcą zaoszczędzić więcej pieniędzy, bo w Polsce jest z tym wielki problem. Ja mam KSM 9,00 i ciężko mi znaleźć klub z taką wysoką średnią. W Lublinie szukali zawodników z niższymi średnimi i najlepiej żeby jeździli za darmo. Nie mam też warszawskiego kontraktu. Kontaktowali się ze mną działacze z Rzeszowa, żebym tam podpisał na pozycję rezerwowego, ale byłem w Australii i się nie udało. Nie jestem zły, że nie podpisałem kontraktu, bo wiem jakie są tam problemy. Lepiej nie podpisać kontraktu niż podpisać z jakimś nieodpowiednim klubem. Tych dobrych klubów prawie w ogóle nie ma, jest ich parę w ekstralidze, które mają trochę pieniędzy. Jeżdżę też dla zabawy, nie jeżdżę dla pieniędzy i będę zadowolony jak pojeżdżę w czeskiej ekstralidze i w Anglii.

Źródło: speedwayfakta.cz

Komentarze (0)