Początki kariery Wojciecha Kończyło były inne niż reszty młodych zawodników. Już jako dziecko uwielbiał motory i wszystko to, co z nimi związane. Jednak jego pierwszą miłością wcale nie był żużel. - Od żużla bardziej ciągnęło mnie do motocrossu. Zapisałem się nawet do klubu motocrossowego - Śląsk. Niestety, po roku został on rozwiązany. W tej sytuacji postanowiłem spróbować wsiąść na motor żużlowy.- mówi o swoich początkach Kończyło.
Wrocławianin licencję zdał w 1976 roku. Jak sam wspomina: - Zaczynało nas piętnastu, a zakończyło tylko trzech. Podczas egzaminu na licencję, zrobiłem na torze pięć okrążeń. Z nerwów nie zauważyłem flagi w czarno-białą szachownicą. Całe szczęście egzamin został zaliczony.
Pierwszymi zawodami, w jakich uczestniczył, był młodzieżowy turniej czwórek w Ostrowie. Miał on miejsce niedługo po zdaniu licencji. Niestety, zawody te nie należały do zbytnio udanych. - Przez trzy dni nie spałem. Napięcie jakie mi towarzyszyło przed swoim pierwszym startem w turnieju było nie do zniesienia. Jak dzisiaj pamiętam swój pierwszy bieg? Wstrzeliłem się ze startu i na pierwszym łuku byłem pierwszy. Z wrażenia, że prowadzę, trochę zwolniłem gaz i wszyscy mnie wyprzedzili. Podczas całego turnieju nie udało zdobyć mi się choć punktu. Jednak w późniejszych latach było już zdecydowanie lepiej - wspomina po latach wychowanek Sparty Wrocław.
Wojciech Kończyło jeździł w Sparcie, w czasach dla wrocławskiego żużla bardzo trudnych. Zespół znajdował się wtedy w drugiej lidze i przed klubem rysowały się nie najlepsze perspektywy. Zawodnicy rzadko kiedy mieli okazję, aby zmierzyć się z krajową czołówką. - Turniejem, który wspominam najlepiej, były zawody z okazji odzyskania Ziem Wschodnich. Do Wrocławia zjechała wtedy cała krajowa czołówka. Miałem okazję zmierzyć się z najlepszymi. I na ich tle wypadłem bardzo dobrze. Przed ostatnim biegiem miałem szansę na medal. Jednak wtedy zawiodła mnie maszyna i zająłem miejsce tuż za podium - mówi Kończyło.
Żużel należy do sportów ekstremalnych. Bardzo często karierę kończy wypadek na torze. Tak niestety było także i w tym przypadku. - Mój ostatni turniej odbył się w Ostrowie. Wtedy nie było dmuchanych band i właściwie każdy upadek mógł przekreślić karierę. W jednym z biegów uderzyłem głową w bandę. Nastąpiło złamanie kręgu piersiowego. Choć sam czułem, że jeszcze kilka lat mógłbym jeździć, to w wyniku tego zdarzenia musiałem przejść na żużlową emeryturę - wspomina wrocławianin.
Były już zawodnik dalej żywo interesuje się tym, co dzieje się we wrocławskim klubie. - Będziemy walczyć o siódme miejsce. Niestety skład nie pozwala na wiele. Wierzę w chłopaków i myślę, że nie poddadzą się bez walki - kończy Wojciech Kończyło.