Zawodnik Intaru Lazur w niedzielę o godzinie 14:00 w Diedenbergen rozpoczynał walkę w barwach reprezentacji Polski w półfinale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Kolidowało to z jego występem w rozgrywanym tego samego dnia meczu ligowym z GTŻ-em Grudziądz. Już wcześniej włodarze ostrowskiego klubu postanowili odjechać to spotkanie bez "Adika". Sytuacja jednak diametralnie zmieniła się na kilkadziesiąt godzin przed zawodami. Gdy do kontuzjowanych wcześniej Joonasa Kylmaekorpi i Lukasa Drymla dołączył Chris Harris, to mimo posiadania przez ostrowską drużynę szerokiej kadry zachodziła obawa o losy meczu z GTŻ-em, które miało rozpocząć się o godzinie 18:00.
Przez całą sobotę trwały czynności zmierzające ku temu, żeby Gomólskiego w trybie awaryjnym tuż po zakończeniu zawodów w Diedenbergen ściągnąć na mecz do Ostrowa. Niezbędne do tego było wynajęcie odpowiedniego samolotu, który zapewniłby szybki przelot zawodnika z Niemiec do Polski. Po poszukiwaniach udało się znaleźć jednego z dwóch prywatnych przewoźników w Polsce, z którym do późnych godzin w sobotę toczone były pertraktacje, trzeba było także uzyskać specjalną zgodę na taki lot. Ostatecznie Adrian po skończeniu imprezy w Diedenbergen został taksówką przewieziony na lotnisko we Frankfurcie nad Menem skąd przeleciał 800 kilometrów do Michałkowa pod Ostrowem Wielkopolskim. Lotnisko to nie posiada odpowiedniego pasa do lądowania, stąd też nastąpiło ono na pasie trawiastym. Po opuszczeniu podkładu samolotu zawodnik dowieziony został do ostrowskiego parkingu, gdzie czekały na niego przygotowane motocykle. - Wszystko było robione na szybko, ale myślę, że się opłaciło. Po ostatnim moim wyścigu w Diedenbergen tylko odstawiłem motocykl do kontroli technicznej i szybko wziąłem przygotowany silnik i udałem się do Frankfurtu na podstawiony samolot. Chciałbym podziękować począwszy od taty, panu Januszowi Stefańskiemu, panu Janowi Łyczywkowi, panom Janowi i Andrzejowi Garcarkom, którzy też przygotowali sprzęt. Dziękuje również panu Markowi, że tak powiem Nischlerowi, panu Ryszardowi Małeckiemu i panu Markowi Nowakowi. Wszyscy oni wiele pomogli, o wszystko zadbali. Wszystko było załatwiane na telefony - mówi Gomólski.
Zawodnik ten dla reprezentacji Polski wywalczył 14 punktów mając swój udział w awansie do finału DMŚJ. Także na ostrowskim torze zapisał na swoim koncie 14 "oczek" prowadząc Intar Lazur do zwycięstwa nad GTŻ-em 50:40. - Po pierwszym biegu dokonałem tylko drobnej korekty i sprzęt spisywał się rewelacyjnie. Szkoda tego wykluczenia za przekroczenie limitu dwóch minut. Jechałem bieg po biegu i po prostu nie zdążyliśmy z przygotowaniem motocykla. Robiłem co mogłem by zdążyć na start, próbowałem hamować hakiem, żeby zdążyć, ale zahaczyłem nogą i się przewróciłem. Szkoda, bo pewnie 3 punkty uciekły w tym biegu. - komentuje żużlowiec.
- To był dla mnie szalony dzień. Obudziłem się o godzinie 6:30, zjadłem śniadanie. Przygotowywałem sprzęt do zawodów, potem odbiór motocykli, trening, zawody. W Niemczech wysoka temperatura też dawała się we znaki. Marzę teraz o odpoczynku – mówił w niedzielny wieczór 21-latek. - Powiem szczerze, że w ostatnich trzech biegach łapały mnie skurcze w przedramieniach i masażysta Tomasz Główka masował mi ręce. Pomagało to tylko na chwilę. Starałem się kurczowo jechać, żeby dowieźć punkty do mety... Najważniejsze jednak, że odnieśliśmy zwycięstwo jako drużyna. To było piękne spotkanie dla nas i oby było takich jak najwięcej.
Zadowolenia z postawy swojego zawodnika nie krył prezes KM-u, Janusz Stefański. - Adrian nie zawahał się ani przez chwilę jeśli chodzi o występ w dwóch imprezach jednego dnia. To zawodnik, który identyfikuje się z klubem. Trochę nas to kosztowało, ale znacznie więcej mieliśmy do stracenia gdybyśmy przegrali to spotkanie.