Wyczerpaliśmy limit pecha - wypowiedzi po spotkaniu Orzeł Łódź - KSM Krosno

Nie udało się zawodnikom z Krosna powtórzyć sukcesu odniesionego na własnym torze. W niedzielę przegrali w Łodzi z tamtejszym Orłem. W barwach Wilków rewelacyjnie spisał się Jan Jaros, ale zawiódł Richard Wolff i być może to właśnie jego punktów zabrakło do wygranej. Łodzian do zwycięstwa poprowadził krajowy lider drużyny - Stanisław Burza.

Maks Gregoric (KSM Krosno): Miałem dużo problemów z moim motorem. Miałem na ten mecz przygotowane tylko dwa motory, ale sobotę jeden z nich się zepsuł, więc dzisiaj zostałem tylko z jednym. Niestety dla mnie ten, który został też sprawiał problemy, ale nie wiem jeszcze co się z nim stało.

Wojciech Druchniak (KSM Krosno): Na końcu było ostro, cięliśmy się i było już za dużo kurzu. Przy wjeździe w łuk prawie nic nie widziałem. Omijałem dziury, potem jechałem tylko pod płotem. Patrzę a motor mam zgaszony. Wyłącznik mi się wyłączył. Założyłem go i jechałem dalej. Zawsze liczymy na wygraną i zawsze ktoś zawiedzie. Jak nie ja to inny kolega. Nie umiemy razem pojechać dobrze w jednym meczu.

Jan Jaros (KSM Krosno): Mecz był wyrównany i ciężki. Byłem tak zapracowany przez całe spotkanie, że nawet nie wiem jak pojechali moi koledzy. Tor był dobry, trochę dziurawy, ale jednakowy dla każdego. Testowałem nowy silnik i jak widać wszystko zadziałało rewelacyjnie. Jestem już zmęczony, bo miałem w tym tygodniu wiele startów i marzę o tym, żeby odpocząć w domu. Mam nadzieję, że będę dalej jeździł tak dobrze. Ciężko pracuję na dobry wynik. To ważne, żeby w klubie wszyscy ze sobą rozmawiali, robili punkty. W Krośnie są dobrzy ludzie. Mam nadzieję, że podpiszę tam kontrakt na następny rok, ale o tym muszę porozmawiać z szefem.

Bartosz Kasprowiak (KSM Krosno): Chciałbym pogratulować drużynie zwycięskiej, ponieważ naprawdę trudna przeprawa i trudny tor, ale równy dla każdego i trzeba na nim jechać. Próbowaliśmy, walczyliśmy. Jedynie Jan Jaros miał dobre starty. My mieliśmy problemy a ciężko było gonić na tak nierównym torze. Gratuluję Łodzi i oby tak dalej. Startowałem na świeżo wyremontowanym silniku i tak jak mówiłem, brakowało nam startów. Mam nadzieję, że jeszcze jeden trening i dogram się ze sprzętem, a starty będą znów takie jak wcześniej.

Jan Banasiak (sędzia zawodów): Ustalenia, egzekwowanie własnych słów, szacunek dla słów, które się wypowiedziało w stosunku do zawodników - to jest dla mnie rzecz normalna. Skoro coś ustalamy to bądźmy konsekwentni do końca. Warunki były ciężkie. Ja ich podziwiam. Mówiłem zawodnikom, że dam im przerwy dłuższe, ale seriami pojedziemy tak, że jak już wejdą w kombinezon, żeby jak najszybciej z niego wyskoczyć. Robiłem co mogłem i cieszę się, że prowadzenie przeze mnie zawodów zostało dobrze odebrane, bo zazwyczaj jesteśmy na cenzurowanym. Należy podkreślić bardzo sportowe zachowanie Jarosa w ostatnim biegu. Byłem skłonny przerwać wyścig, ale zawodnik szybko wstał i jechał dalej. Widział szansę i to jest piękne w tym sporcie. Celem zawodnika jest dojechanie do mety na pozycji na jakiej jedzie i walczenie o jak najlepszą.

Marcin Liberski (Orzeł Łódź): Sam nie wiem dlaczego tak się stało, że na początku wszystko pasowało, motocykl pracował dobrze, a potem nie wiem czy ja się pogubiłem czy tor się zmienił. Dopiero w domu na spokojnie wyciągnę z tego wnioski. Trenowaliśmy tu w sobotę i tor był zupełnie inny, teraz porobiły się dziury, powyrywał się strasznie. Ale to jest tor w Łodzi i jesteśmy przyzwyczajeni do tego. Zawiodłem w dwóch ostatnich spotkaniach, ale to jest sport i tu wszystko się może zdarzyć.

Robert Mikołajczak (Orzeł Łódź): Czekałem na to od początku sezonu. Cieszę się, że tym razem nie zawiodłem. Być może odbudowałem się trochę w oczach kibiców i działaczy. Chciałbym podziękować mojemu koledze za to, że wypożyczył mi silnik na te zawody. Nie wiem czy on by chciał, żebym mówił kto to. Myślę, że w następnym meczu będzie lepiej i ze mną i z drużyną. Dwa zwycięstwa w Opolu i tutaj utwierdziły nas w przekonaniu, że jesteśmy dobrą drużyną. Być może nas pech zacznie w końcu opuszczać, bo tym razem tego pecha też mieliśmy. Kramer miał upadek i nie był zdolny do dalszej jazdy. Kto wie czy gdyby zawody były bardziej na styku to nie zabrakłoby jego punktów.

Stanisław Burza (Orzeł Łódź): Przed zawodami myślałem, że te zawody przechylimy na swoją stronę już po 7-8 wyścigu, ale goście dobrze sobie radzili, byli spasowani z torem. Trochę naszego pecha kiedy Kramer wywrócił się na prowadzeniu, mocno się poobijał i wycofał się z następnych biegów. Była ciężka walka do samego końca zawodów. Myślę, że stanąłem na wysokości zadania. Jechałem dzisiaj dobrze, w jednym biegu brakło tylko jednego punktu. W biegu z Jarosem bardzo mocno się ścigaliśmy, wyrównywaliśmy kilkakrotnie na prostej, ale niestety brakło mocy. W ostatnim wyścigu też walczyliśmy przez całe cztery okrążenia. Ta sytuacja, gdzie dzięki bogu, wyszliśmy cało, kiedy się zderzyliśmy to myślałem, że dla nas obu będzie to koniec tego biegu. Na szczęście jego uślizg i moje uderzenie nie spotęgowały się. Bieg wygrany 5:1. W ostateczności wysoka wygrana drużyny dzięki czemu zaczynamy nabierać sił.

Joanna Skrzydlewska (prezes honorowy Orła Łódź): Myślę, że limit pecha został już przez naszą drużynę wyczerpany. Mam nadzieję, że kolejne mecze to zwycięstwa i odrabianie strat z tych meczów przegranych jednym punktem. Dwa mecze już zostały odrobione - z Oplem i Krosnem. Został jeszcze do odrobienia mecz z Miskolcem, ponieważ raczej nie liczę na punkt bonusowy ze Startem Gniezno. To co im się przytrafiło jest straszne, ogromnie im współczuję, ponieważ żadnej drużynie nie życzę takiej sytuacji. Mam nadzieję, że drużyna się pozbiera i skompletuje sprzęt, tak aby w pełni sił przystąpić do meczu i w czystej, uczciwej rywalizacji pokonać lub przegrać z nami. Jeśli chodzi o dzisiejszy mecz, to widać, że Emil Kramer to zawodnik krótkich torów. Usprawiedliwię go dlatego, że pierwszy raz w życiu jeździł na łódzkim torze. W drugim biegu uderzył w bandę i nie był zdolny do dalszej jazdy.

Komentarze (0)