Mateusz Makuch: Czy po zakończeniu kariery miał pan jakiś epizod w roli mechanika u jakiegoś zawodnika na przykład?
Robert Przygódzki: Nie, nie. Nigdy. Nie myślałem o tym.
A o roli trenera?
- Być może kiedyś się wezmę za to. Zrobiłbym potrzebne papiery i pomyślał na ten temat. Przyznam szczerze, że cieszyłaby mnie taka praca. Jeżeli mógłbym komuś pomóc to z chęcią bym to zrobił.
W Częstochowie jest problem z wychowankami od bardzo dawna. Czy spośród obecnych młodzieżowców dostrzegł pan zawodnika, który pozytywnie rokuje na przyszłość?
- Przyznam się szczerze, że nie widuję ich na torze. Nie wiem zatem jak jeżdżą. Nie przyglądałem się im, ponieważ w tym roku, a właściwie to w zeszłym, nie byłem na ani jednych zawodach.
Nie ciągnie pana na stadion?
- Nie w tym rzecz. Do zeszłego sezonu chodziłem na każde zawody i nie było problemu. Natomiast tak jak wspomniałem, w zeszłym roku nie byłem w ogóle.
Z powodu?
- W sumie to trudno powiedzieć. Po pierwsze to jakoś tak się złożyło a po drugie chyba nie przekonał mnie skład jaki został zbudowany we Włókniarzu. Ta drużyna nie napawała mnie optymizmem. Powiem wprost - dla mnie jeździli obcy ludzie.
Brzydko mówiąc najemnicy. Jedyni wychowankowie regularnie startujący to byli Sławek Drabik i Borys Miturski.
- Bo u nas się nie stara wychować młodych, tylko pakuje pieniądze w zagranicznych. Dla przykładu Tai Woffinden. Osobiście nic do niego nie mam i to fajny chłopak, ale mimo wszystko to Anglik. Podobnie w przypadku Lewisa Bridgera. Moim zdaniem największym błędem Polskiego Związku Motorowego było pozwolenie na jazdę młodzieżowcom zagranicznym na pozycjach juniorskich. To niszczy żużel w Polsce.
Z drugiej strony można wyjść z założenia, że młodym polskim zawodnikom nikt nie broni być lepszym od zagranicznych rówieśników. Co prawda przy małej ilości jazdy może być to trudne do spełnienia.
- Polska mentalność jest taka, że pomoże się bardziej obcemu niż swojemu. Swojego się zostawi w g****ch a zagranicznemu wejdzie do tyłka.
Uważa pan zatem, że zagraniczni juniorzy zabierając możliwość startów Polakom uniemożliwili im rozwój? Są przecież mimo wszystko Polscy młodzieżowcy, którzy zdołali się przebić.
- Dobrze, to ja teraz podam ci przykład. Gdy młodzieżowiec z zagranicy zaczyna karierę, to jego tatuś i mamusia zarabiają co najmniej trzy razy tyle co w Polsce i jego stać na przykład na zakupienie dobrej klasy silnika. W naszym kraju natomiast tatuś z mamusią nie dołożą, no chyba, że są dziani. Mierzyć poziom życia w Anglii a w Polsce to sorry, ale nie da się. Gdyby w moich czasach, kiedy zaczynałem karierę było tak jak teraz, to ja nie mógłbym nawet wsiąść na motocykl. Ile talentów jest takich, których po prostu nie stać na uprawianie żużla? Od samego początku, nawet od mini żużla, koszty są ogromne. Chciałem jeszcze dodać, że według mnie miasto na spółkę nie powinno dawać pieniędzy. Powinno się je przeznaczyć na sprzęt typowo dla młodzieży, której sytuacja rodzinna nie pozwala w ogóle rozpocząć karierę.
Stowarzyszenie CKM Włókniarz, które ma za zadanie szkolić młodzież zaraz po podziale na Spółkę i Stowarzyszenie ogłosiło nabór do szkółki. Później okazało się, że chętnych było wielu, ale sprzętu za mało…
- Moim zdaniem pieniądze, które otrzymuje Stowarzyszenie nie są dobrze zagospodarowane na sam sprzęt, tylko na rzeczy wokół niego. Wiesz, niedawno byłem na takim zebraniu, na które wyciągnął mnie Michał (Świącik, rzecznik prasowy Włókniarza - dop.red.). To było bodajże przed barażami o utrzymanie z Polonią Bydgoszcz. Na tym zebraniu spotkali się przedstawiciele Spółki i Stowarzyszenia. Bardzo się rozliczali z tego co zrobili i dążyli do pojednania. Uznali, że trzeba ratować sytuację, bo lecimy z ligi. Słuchałem opowiadań pana prezesa Ziębaczewskiego, zresztą prywatnie mojego kolegi, wypowiadał się też prezes Maślanka i odniosłem wrażenie, że jedni przed drugimi rozliczali się z wykonanych rzeczy i na co przeznaczyli pieniądze. Według mnie to nie o to chodzi. Skoro są razem to powinni razem działać. Moim zdaniem spółka akcyjna Włókniarza to nagrabiła sobie u tylu sponsorów, z którymi nie mogą się dogadać, że szukają ratunku gdzie indziej, czyli w mieście.
Otwarcie trzeba przyznać, że ta opinia jest często w gronie kibiców podzielana.
- A no właśnie. I dopóki będzie spółka akcyjna to doprowadzone zostanie do tego, że spadniemy do drugiej ligi.
Ale pojawił się też odważny pomysł, że przy ewentualnym spadku Włókniarz mógłby rozpocząć działalność od drugiej ligi jako zupełnie nowy podmiot z nowym zarządem.
- Wydaje mi się, że wtedy więcej ludzi by zaufało. Byłby to wtedy nowy klub, od podstaw.
Wiadomo, że na początku trudno byłoby przekonać do siebie niektórych kibiców. Zostaliby najwierniejsi, choć i teraz frekwencja na stadionie nie jest powalająca.
- Moim zdaniem zmianie musi ulec polityka biletowa. Żużel to sport rodzinny i dla przykładu, czteroosobowa rodzina na jeden mecz musi wydać około sto złotych. Kogo na to stać? Według mnie super pomysłem jest na każde spotkanie zapraszać jedną szkołę za darmo. Ciekawi mnie, czy można by wcielić coś takiego w życie.
Wracając do tematu wychowanków. Co się zadziało w Częstochowie, że przestano w nich inwestować?
- Błędna polityka Polskiego Związku Motorowego. Do tej pory do 21 roku życia młodych zawodników nawet sztucznie trzymano a potem jakoś wyprowadzano na dobrych zawodników. Byli i są przecież tacy, którzy okres młodzieżowy mieli wyśmienity a później działo się z nimi coś niedobrego.
Ale mimo wszystko we Wrocławiu mamy Janowskiego, w Lesznie wybili się Pawliccy, w Toruniu Pulczyńscy, w Zielonej Górze Dudek, w Tarnowie Szymon Kiełbasa, a w Częstochowie? Wielkie kariery wróżono Michałowi Ciurze, Marcinowi Piekarskiemu. Jedynie Borys Miturski się nie poddał i teraz będzie walczył w II lidze.
- Wracamy do problemu szkolenia zawodników. Wszędzie tam gdzie wymieniłeś najwidoczniej podeszli do tematu nieco inaczej. W Częstochowie to zaniedbano. To jest główna przyczyna. Oczywiście, można pod to podciągnąć fakt, że jest mniejsze zainteresowanie żużlem i że mniej ludzi chce na nim jeździć. Według mnie błędna jest polityka klubu, bo powinno się zacząć od tych najmłodszych chłopaków.
Robert Przygódzki podziela opinię, że problemem Włókniarza jest brak wychowanków (na zdjęciu Marcin Bubel i Artur Czaja - nowe nadzieje częstochowskich kibiców)
Teraz jednak wrócono do zapisu o dwóch polskich juniorach w składzie. Prezes Maślanka mimo zapowiedzi, że stawia na wychowanków, zakontraktował Marcela Kajzera, aby umożliwić starty Taiowi Woffindenowi, który co prawda może mieć sezon i żal byłoby go odpuścić. Moim zdaniem trzeba mieć jednak naprawdę ogromnego pecha, aby przegrać baraż z trzecią drużyną I ligi. Dlaczego więc nie dać tym młodym częstochowianom szansy?
- No więc moim zdaniem to w ogóle jest bezsens. W ogóle jeździłbym naszymi młodymi wychowankami.
Tutaj przeszkodą jest minimalny próg KSM.
- Masz rację. Nie wiem… Trzeba byłoby coś wykombinować. Może trzeba byłoby zakontraktować zawodników z wyższymi średnimi KSM i "dokoptować" do nich tych naszych młodych?
Z tym, że wprost proporcjonalnie do wzrostu KSM wzrasta cena za danego zawodnika, a wiadomo, że Włókniarz do krezusów finansowych nie należy.
- Okej, ale jeśli się nie ma pieniędzy to może lepiej w ogóle zrezygnować? Jak nie chciało się współpracować, bo najważniejszy był Złomrex czy jakaś inna firma to teraz nie mogą się dogadać. Przyczyna jakaś jest.
Na zakończenie naszej długiej rozmowy zapytam o ocenę obecnego składu Włókniarza. Jakie są ich szanse pana zdaniem?
- Wiesz, przed sezonem nie można jednoznacznie ocenić szanse i na przykład wskazać, że ta drużyna spada. Tak samo było przed minionym rokiem…
Kiedy to Włókniarz miał meczu nie wygrać.
- Dokładnie. Skład też był nie za ciekawy, ale coś tam chłopaki szarpali i wyrywali. W tej chwili wydaje mi się, że będzie coraz ciężej coś ujeździć w tej lidze. Jest ona coraz cięższa i trudniej się jeździ.
A kogo upatruje pan wśród ligowych potentatów?
- Leszno i Gorzów. No może jeszcze Toruń, ale ja stawiam na dwie pierwsze drużyny. Co prawda Gorzów w minionym sezonie jechał wyśmienicie, ale ostatecznie coś nie poszło.
Przez kontuzję Pedersena w kluczowym momencie.
- No, ale ten Słoweniec Matej Zagar też nie zachwycił w paru meczach.
A psy i tak bardzo wielu wieszało na Gapińskim, który przecież w pierwszym półfinałowym meczu w Zielonej Górze zdobył 13 punktów.
- Miał też dziwny sezon, taki nieco w kratkę. Na koniec sezonu poważna kontuzja, szkoda.