Bartosz Pogan: W ostatnim czasie dużo mówi się o sprawie nowych tłumików, które mają obowiązywać od tego roku. Wszystko wskazuje na to, że ich wprowadzenie jest nieuniknione. Jak Pan oceni obecnie panującą sytuację i brak solidarności zawodników w walce z FIM?
Zenon Plech: Jest to dla mnie niezrozumiałe. Sportowcy powinni się trzymać razem i dbać o swoje interesy. Kilka lat temu w hokeju w lidze NHL wszyscy zawodnicy zaprotestowali, pomijam fakt czy ich sprawa była słuszna, ale wykazali się solidarnością. A odnośnie żużla, to wydaje mi się, że może niektórzy upatrują w tym swoją szansę na wygrywanie. Ciężko stwierdzić czym sugerują się owi zawodnicy.
Wielu kibiców twierdzi, że nie będą uczestniczyć w przedstawieniu pod tytułem "wyścigi kosiarek". W jakim stopniu według pana konieczność używania nowego modelu tłumików może odbić się na frekwencji na stadionach, a co za tym idzie kolejnych dużych kłopotów klubów?
- Sport żużlowy przechodzi wielki kryzys. Proszę zobaczyć na sytuację w Anglii. Szkoda tych kibiców, ale to właśnie oni decydują o popularności dyscypliny. A gdy dojdzie jeszcze konieczność jazdy na tych tłumikach to kibic zacznie się zastanawiać. Żużel musi być głośny! To tak jakby fan grupy rockowej pojechał na koncert na wielki stadion, a artysta wykonywałby swoje utwory bez mikrofonu.
Pana nazwisko jest obok Roberta Sawiny wymieniane w gronie najpoważniejszych kandydatów do objęcia stanowiska menadżera Polonii Bydgoszcz. Jak Pan odniesie się do tych spekulacji?
- Słyszałem tą informację tylko od znajomych z Bydgoszczy, którzy zadzwonili do mnie. Jednak żadnych rozmów z działaczami Polonii nie było.
W Bydgoszczy miał Pan okazję już pracować przez dwa sezony. Jak wspomina Pan czas spędzony w mieście nad Brdą?
- Był to wspaniały czas. Miło wspominam wszystkie osoby, z którymi miałem okazję tam współpracować i poznać. Szkoda tylko, że w taki dziwny sposób została zakończona owa współpraca. Jednak zawsze ciepło myślę o Bydgoszczy.
Zenon Plech miło wspomina pracę w bydgoskim klubie
Śledził Pan zapewne okres transferowy we wszystkich ligach. Na początek Ekstraliga. Kto według Pana będzie faworytem ligi, a które drużyny będą walczyć jedynie o utrzymanie?
- Jak już wspominałem, uważam, że Unia Leszno będzie silna. Pomimo braku Leigh Adamsa, panuje tam świetna atmosfera. Wszyscy zawodnicy i Romek Jankowski dogadują się w wzorcowy sposób i myślę, że to może być klucz do sukcesu. Poza Unią myślę, że najpoważniejsi kandydaci to Stal Gorzów i Falubaz. Jeśli chodzi o dolne partie tabeli to myślę, że trójka Tarnów - Wrocław - Częstochowa. Jednak, zeszły sezon pokazał, że wcale ci najsłabsi na papierze nie muszą być najsłabsi w lidze. Liga może być ciekawa.
Nie tak dawno skrytykował Pan też nowy regulamin Ekstraligi, gdzie zdecydowano się rozszerzyć ligę do 10 zespołów i wprowadzono m.in. obowiązek trzech startów dwójki krajowych juniorów. Podtrzymuje Pan swoje zdanie w tej sprawie?
- Nie krytykowałem obowiązku jazd dla polskich juniorów. Uważam, że ten przepis jest bardzo dobry. Musimy szkolić i dawać szanse naszym chłopakom, bo już Duńczycy i Australijczycy zaczynają panować w juniorskim żużlu.
W pierwszej lidze na papierze zdecydowanie najmocniej wygląda Polonia Bydgoszcz, która jest murowanym faworytem do awansu. Pozostałe ekipy dysponują bardzo zbliżonym potencjałem i ciężko prorokować kolejność na koniec sezonu. Kto według Pana będzie liczyć się w walce o awans oprócz Bydgoszczy?
- Zobaczymy co pokaże sezon. W pierwszej lidze są naprawdę wyrównane zespoły i wydaje mi się, że oprócz Polonii, która rzeczywiście prezentuje się imponująco do walki o awans włączy się Gdańsk, Grudziądz oraz Gniezno.
Natomiast w drugiej lidze teoretycznie najsilniejszy skład zbudował Lublin. Jak ocenia Pan układ sił na drugoligowym froncie?
- Wydaje mi się, że Lublin rzeczywiście będzie wiódł prym, jednak nie skreślałbym Opola i Ostrowa. Na pewno będzie kilka ciekawych pojedynków. Nie możemy być niczego pewni. Rok temu Piła też wszystkich zaskoczyła wygrywając niektóre spotkania.
Ostatnie miesiące spędził Pan na promocji swojej książki "W cieniu złota". Słyszał Pan pewnie już wiele opinii na jej temat. Jak została ona odebrana przez środowisko żużlowe?
- Jest mi bardzo miło gdy otrzymuje wiadomości, w których czytam albo słyszę, że książka się komuś podobała. Opisany jest w niej fragment mojego życia i bardzo fajnie jest móc podzielić się historią o sporcie, który zarówno ja jak i kibice kochamy.
- Sport żużlowy przechodzi wielki kryzys - twierdzi Zenon Plech