Grzegorz Drozd: To ja, lanser się nazywam

Dwa dni po publikacji wywiadu z szefem Metanolu, Krzysztofem Cegielskiem na łamach SportoweFakty.pl, w którym nawoływałem do publicznej debaty w sprawie tłumików przy obecności mediów, prezes Stali Gorzów wezwał środowisko żużlowe do okrągłego stołu nt. owego feralnego sprzętu. Rezultatem rozmów jest decyzja o obowiązku stosowania w lidze polskiej starych tłumików. Dla "antytłumikowców", to dzień wielkiego triumfu.

Zostałem publicznie pomówiony o lans i próbę zaistnienia na fali dyskusji o tłumikach. Gdybym był lanserem, to bym napisał, że moje prośby i podpowiedzi w rozmowie z Krzyśkiem Cegielskim zaowocowały tym, że dwa dni później w końcu ktoś wpadł na pomysł publicznej i zorganizowanej debaty. Gdybym był lanserem, to napisałbym, że pierwsi na łamach moich Sportowych Faktów podrzuciliśmy taki pomysł. Gdybym był lanserem. Ale nie jestem, więc tak nie napisze.

Jednak niezmiernie dziwiło, smuciło i zastanawiało mnie dlaczego przez co najmniej rok nikt z nikim nie jest w stanie się spotkać i rzeczowo pogadać o tak istotnych sprawach jak życie żużlowców lub ich pieniądze. Pogadać na oficjalnym spotkaniu z dowodami pod pachą, a nie gdzieś przed zawodami w pośpiechu, huku motocykli i gorączce przedturniejowych myśli. Żużlowcy od ponad roku w kółko powtarzali: to jest złe, to jest niebezpieczne. Grozi utartą zdrowia i pieniędzy. Jednak nikt nigdzie nie upubliczniał faktów, zdjęć, fachowych wypowiedzi. Czułem się jak w matriksie. Zapewne nie tylko ja. Bo jest problem, który dotyczy energii, ciepła, mechaniki, wytrzymałości materiału, a ciągle jest gadanie o niczym. Bawiła mnie relacja w TV z Żużlowej Gali w Warszawie. Wychodzi na środek Gollob i mówi do mikrofonu, że tłumiki są złe. Wychodzi Rafał Darżynkiewicz i mówi do mikrofonu, że tłumiki są złe. Wywiad z Kołodziejem, w którym mówi, że tłumiki są złe. W parę sekund później do kamery wypowiada się Witkowski, że tłumiki są dobre, a w tle stoi Kołodziej. Obłęd! Cała para w gwizdek. To ciągle był KORESPODENCYJNY pojedynek na słowa, zamiast debaty w oparciu o fakty. W oparciu o zdjęcia, opinie ekspertów, testy i wyniki pracy motocykli z owymi tłumkami.

Nie byłem/nie jestem po żadnej ze stron. Z prostego powodu - ja się na silnikach i tłumkach nie znam. Więc od początku byłem zdania, że problem niech rozwiążą ci, którzy się na tym znają. Ale nie na łamach mediów odbijając słowne piłeczki. Nie próbowałem ani przez chwile zgrywać wszechwiedzącego i naśmiewać się to z jednych, to z drugich. Starałem się słuchać obydwu stron. Ciągle to było jednak tylko słowo przeciw słowu. Bo jedni twierdzą, że się da jeździć. Drudzy że nie. W Polsce wygrała opcja, że tłumiki są niebezpieczne. Są tacy, co twierdzą odwrotnie. Ale dajmy już temu spokój.

Tekst bowiem nie o tym, czy tłumiki, są super, czy tez może na odwrót, ale o sposobie rozwiązywania problemu. O tym, że najgorszej zaczynać od d… strony. Wciągając najmniej winnych i najbardziej zmieszanych, czyli kibiców. Teksty pod publiczkę o kosiarkach miały wzbudzić niechęć i gniew kibiców do marynarek. Niestety kosztem żużla. Jego popularności i prestiżu. Zawieruch w naszym sporcie było bez liku. Ostatnie spektakularne, to łyse opony i deflektory sprzed 15 lat. Żużlowcy również wtedy uderzyli z grubej rury. Z upływem czasu okazało się, że spokojnie można wynegocjować kompromis, ulepszyć produkt, a czarny pijar dla czarnego sportu jest zupełnie niepotrzebny i tylko szkodliwy. Frekwencja podczas rund Grand Prix w 1996 roku jest do dziś najmniejszą w historii cyklu, na co wpływ miał również niekorzystny wydźwięk zamieszania z oponami. Nie tylko na działaczach i ich decyzjach spoczywa odpowiedzialność za wizerunek żużla, lecz na wszystkich, którzy mają wpływ na opinię publiczną.

Gdy leci sobie samolot i pojawia się zagrożenie, pilot w pierwszej chwili nie wyskakuje na środek samolotu i nie krzyczy - rozbijemy się! Wymyślając przy tym najgorsze scenariusze. Problem próbuje rozwiązać za zamkniętymi drzwiami. Z ludźmi, którzy mają realny wpływ na rozwiązanie problemu i znają się na tym. Również dlatego aby nie wzbudzać paniki wśród pasażerów. Do nich kieruje tylko wyważone i optymistyczne informacje, tak długo jak to jest możliwe. W sprawie tłumików żużlowcy, działacze, trenerzy, a także dziennikarze działali odwrotnie. Zupełne nieodpowiedzialnie rzucali głupie i infantylne hasła o kosiarkach, o zabijaniu żużla, jego śmieszności i żałosnym wydźwięku nowych tłumików. Dźwięk - rzecz gustu. Poza tym żużlowcom najmniej przeszkadza. Przynajmniej ten problem mogli zostawić kibicom do własnej oceny, a nie robić im wodę z mózgu. W całej sprawie ten problem był najbardziej błahy, a wzbudził najwięcej burzy wśród kibiców. Poprzez nieodpowiedzialne wypowiedzi - rzekłbym nawet lanserskie - sprowadzał żużel na peryferie i odwrót kibiców. Nie tylko w Internecie napotykałem wiele deklaracji, że kibice przestaną chodzić na żużel. Chyba niewielu zdawało sobie sprawę z konsekwencji swoich lekkomyślnych wypowiedzi.

Po rozmowie z Krzysztofem Cegielskim, wyszło że najbardziej wpływową osobą jest Andrzej Witkowski. Wcześniej myślałem, że jest to zagraniczna delegacja FIM. Tym bardziej zdziwiła mnie nieporadność zorganizowania spotkania. Na początku kierowałbym oficjalne pisma i prośby o wspólną konfrontacje twardych dowodów. Jeśli Witkowski odmówiłby, wtedy dopiero upubliczniać jego odmowy lub brak reakcji wymachując do kamer odpowiednimi pismami. Następnie wezwać do publicznej debaty. Gdyby dalej była odmowa, to to dopiero jest moment na medialną wojnę. Wojnę na słowa, czarne wizje, kosiarki. Że działacze nas nie słuchają i lekceważą.

Pat trwał przez ponad rok. I dopiero metody, które wyżej opisałem doprowadziły do rewolucji. Najpierw Władysław Komarnicki wezwał do okrągłego stołu. Następnie pod przewodnictwem Grzegorza Ślaka trójka Gollob, Hampel, Kołodziej złożyła pismo. Ślak zażądał ekspertyz od Witkowskiego. Było pismo i pytanie o konkret!

Mnie już od dłuższego czasu chodził po głowie pomysł o napisaniu tekstu, coś w rodzaju apelu o publiczną debatę. Żądaniu ekspertyz od Witkowskiego. Ale pomyślałem, że jak między sobą żużlowcy na to nie wpadli, to tym bardziej mój apel niczego nie zwojuje. Mimo najlepszych intencji takiej siły przebicia jak Komarnicki i Ślak na razie nie posiadam. Ponadto do Rzeszowa miał przybyć Krzysiek Cegielski, a więc pomyślałem, że najlepszy sposób, to wstrząsnąć tematem na żywo. Zastanowić się nad innymi pomysłami, wskazać być może na niejasność i nieskuteczność dotychczasowych działań, w końcu pozbawić złudzeń w dobrą wolę drugiej strony - nawet jeśli tak nie jest - i zrobić na maksa co się da! Jeśli rozmowa wyglądała na popis Drozda, jak sugeruje red. Czekański, to bardzo dobrze. Bo tak miała wyglądać! Gdybym rozmawiał z Andrzejem Witkowskim pytałbym o to samo - o dowody: testy, badania, ekspertyzy, opinie ekspertów itd.

Niestety, tylko naiwny mógł spodziewać się dobrej woli wyjaśnienia problemu przez drugą stronę, która zarazem była autorem wprowadzania nowych tłumików. To nie jest sprawa Witkowskiego, tylko żużlowców. Gdyby Witkowski z własnej woli przeciwdziałał tej sprawie, to jakby sam sobie strzelił samobója. Co innego gdy został przyciśnięty do ściany. Tak, wiem, że w idealnym świecie wszyscy są dobrzy i chcą dobrze dla naszego żużla. Życie jest jednak inne. A może Andrzej Witkowski po prostu myślał, że uszczęśliwi żużlowców? Kto wie? Wiem, że rolą żużlowców nie jest ciągać się po zebraniach, wysyłać pisma i tłumaczyć dla nich oczywistą oczywistość. Zimą ich zadaniem jest trenować, składać sprzęt i wyjechać wiosną na tor. Tak wiem. Ale z drugiej strony, to ich zawód i ich biznes. Czasem trzeba ruszyć się z miejsca. Poza tym sami domagają się, aby uczestniczyć w wielu istotnych ustaleniach regulaminowych. Sprawa tłumików - jak sami tłumaczą - jest dla ich biznesu kwestią być albo nie być. Rozumiem, że w ciągu sezonu nie mają czasu na zebrania. Ale zimą? Doceniam inicjatywę powstania Metanolu. W latach 90-tych nie było nawet tego. Najczęściej o potrzebie powstania związku, który broniłby interesów zawodników mówił w Polsce Piotr Świst. Zabrakło jednak kogoś, kto wprowadziłby zamysł w życie. Dokonali tego Adam Skórnicki (prezes), Rafał Dobrucki i Grzegorz Walasek. Szefem zarządzającym jest Krzysiek Cegielski. Nie wiem, czy "Cegła" dostaje wypłatę, ale wiem, że za frajer rzadko kiedy robota jest dobrze wykonywana. Jeśli drodzy żużlowcy nie płacicie Cegielskiemu, to powinniście zacząć. Jak ważna jest wasza organizacja dowiódł obecny spór. Bez Metanolu i Cegielskiego na czele sprawa nie ruszyłaby z miejsca. Na początek proponuje założyć stronę i podać kontakt. Wystarczy mailowy. Ciekaw jestem, czy Stowarzyszenie ma swojego prawnika, przez którego składa różne pisma. Panowie to jest wasz biznes. I nie liczcie na kibiców. Ani na dziennikarzy. Jak sami tego nie przypilnujecie, to nikt za was tego nie zrobi.

Grzegorz Drozd

Komentarze (0)