Doświadczony żużlowiec miał już okazję trenować na "domowym" torze. - Na pierwszym treningu było fatalnie. Miałem tylko jeden motocykl, który szybko uległ awarii i trening się dla mnie skończył - komentował w rozmowie z portalem pilskisport.pl - Na drugim było już dużo lepiej, a po trzecim jestem zadowolony, jednak cały czas czegoś brakuje. Wiadomo, że nie błyszczę na starcie i trzeba gonić na trasie, ale wtedy trzeba mieć naprawdę szybkie motory. Moje są w tym momencie średnie. Brakuje w moim budżecie finansów, aby były lepsze - przyznał. Głównym problemem Frankowa jest brak solidnego sponsora indywidualnego.
Franków to rodowity pilanin. Ponowna okazja do bronienia barw macierzystego klubu jest zatem dla niego przeżyciem szczególnym. - Wracam chyba po 8 latach do klubu, do miasta, w którym się wychowywałem i w którym cały czas mieszkam. Dobrze się dzieje, że w klubie będzie taki prawdziwy wychowanek, który żyje tym klubem. Jest na stadionie prawie codziennie. Można go spotkać też na ulicach naszego miasta, a nie pakuje się zaraz po zawodach do busa i jedzie do domu, który oddalony jest od Piły o kilkaset kilometrów. Mam też ogromną nadzieję, że kibice przyjmą mnie cieplej, niż to miało miejsce gdy przyjeżdżałem do Piły jako zawodnik innych klubów. Wielkich punktów wtedy nie zdobywałem i mam nadzieję, że kibice nie są na mnie źli - stwierdził żużlowiec.