Zespół Startu po raz ostatni triumfował w Gdańsku w 1990 roku. W następnych latach zanotował dziewięć porażek z rzędu, przy czym aż dwie miały miejsce w ubiegłym sezonie. - Dlatego chciałoby się powiedzieć do trzech razy sztuka - ocenia zadowolony Rafael Wojciechowski, który w Starcie pełni funkcję członka zarządu, a ponadto kierownika drużyny. - Tym razem to my byliśmy górą, ale na zwycięstwo ciężko zapracowaliśmy. Mam tutaj na myśli dziesiątki treningów w Gnieźnie i treningi punktowane z rywalami z ekstraligi. Wszystko to zaprocentowało na torze w Gdańsku. Realizujemy cel, który założyliśmy sobie przed rozpoczęciem rozgrywek. Interesuje nas ekstraliga i nie zamierzamy się przed nią bronić.
Wojciechowski cieszy się, że w Gdańsku w jego zespole nie było słabych punktów. Mniej skutecznego niż zwykle Michała Szczepaniaka udanie zastąpił Simon Gustafsson. Do tego bardzo dobre zawody zaliczyli nowopozyskani Anglicy, Scott Nicholls i Lewis Bridger. Cały zespół imponował bardzo dobrymi wyjściami ze startu i odważnymi atakami na dystansie. - Z uwagi na to, że bardzo szybko wyjechaliśmy na tor, to dziś nasi zawodnicy czuli się bardzo pewnie. Jeździli na pełnym gazie, a do tego przy samej bandzie.
Kierownik drużyny odniósł się także do postawy Krzysztofa Jabłońskiego, który w przeciwieństwie do treningów punktowanych na torze w Gdańsku był jedną z najjaśniejszych postaci Startu. Dość powiedzieć, że w rywalizacji z gdańszczanami stracił tylko jeden punkt na rzecz Pawła Hliba. - Mieliśmy i nadal mamy do niego pełne zaufanie. Wiemy w jaki sposób przygotowuje się do sezonu, dlatego liczyliśmy na jego dobry wynik. Cieszę się, że pojechał na miarę swoich możliwości.
Krzysztof Jabłoński (biały) na prowadzeniu