Z Torunia na angielskie tory

Jan Ząbik to legenda toruńskiego żużla. Niedawno na rynku wydawniczym w serii "Asy żużlowych torów" ukazała się książka autorstwa Daniela Ludwińskiego, która jest biografią byłego zawodnika, a dziś trenera Unibaksu. SportoweFakty.pl prezentują kolejny fragment książki - tym razem o początkach startów Ząbika w lidze angielskiej.

W tym artykule dowiesz się o:

O torach żużlowych w Anglii krążą legendy. Nawet ci, którzy nigdy nie oglądali żadnego meczu odbywającego się na Wyspach, słyszeli z pewnością o najrozmaitszej geometrii tamtejszych owali, wśród których znajdą się zarówno takie, które przypominają te dobrze znane z polskich lig, jak i takie, które są od naszych znacznie krótsze i, trzeba przyznać, dla Anglii zdecydowanie bardziej typowe. Każdy zawodnik, który startował choćby przez krótki czas w lidze angielskiej potwierdzi, że to znakomita szkoła żużla i prawdziwa lekcja techniki. Nie może więc dziwić, że wielu debiutantów płaci tam najpierw frycowe i dopiero po poznaniu podstawowych zasad brytyjskiego żużla zaczyna osiągać coraz lepsze wyniki. Z grona Polaków, którzy wspólnie z Janem Ząbikiem w 1980 trafili do Anglii, oprócz kontuzjowanego Wiesława Patynka szybko wykruszyli się także Józef Kafel i Jan Puk, którzy mimo kilku tygodni startów i treningów nie byli w stanie przystosować się do nowych dla siebie torów i ich pracodawcy w końcu uznali, że czas poszukać nowych zawodników na ich miejsce, przez co liczba naszych zmalała z dziewięciu do sześciu.

Jan nie musiał obawiać się o odesłanie z Sheffield, gdzie znalazł zatrudnienie, do Polski. Oczywiście, on też jako zawodnik debiutujący w Anglii nie miał łatwego zadania, jednak jeździł zdecydowanie lepiej niż wspomniana dwójka, która na Wyspach nie poradziła sobie zupełnie. Jedno z pierwszych spotkań w barwach Tigers z Ząbikiem w składzie miało miejsce na własnym torze, a przeciwnikiem była drużyna Eastbourne Eagles. Mecz rozgrywany był w trudnych warunkach, z nieba siąpił cały czas deszcz i tor nie należał w tej sytuacji do najłatwiejszych. Jako nowicjusz torunianin trafił do pary z Regiem Wilsonem, który w przypadku niepowodzenia Polaka miał ratować wynik jako kapitan drużyny. Wszelkie obawy włodarzy Sheffield o postawę Jana były jednak niepotrzebne. W czterech startach zdobył bowiem dziewięć punktów, do tego doszły jeszcze trzy bonusy. Wliczając je do ogólnego dorobku - średnia 3,00, czyli maksymalna możliwa. Na liście pokonanych przez Ząbika znalazł się między innymi Gordon Kennett, lider drużyny z Eastbourne, wicemistrz świata z 1980 roku, a prywatnie wujek startującego dziś Edwarda. Duet Wilson-Ząbik wygrywając w tym meczu podwójnie wszystkie wyścigi zapewnił ekipie Tigers udane rozpoczęcie sezonu. Nie trzeba więc chyba w tym miejscu dodawać, jak zadowoleni byli z postawy swojego nowego zawodnika Ray Glover i Harald Morton szefujący klubowi, a także kibice oraz, w szczególności, on sam. Tuż po spotkaniu doszło do zabawnego wydarzenia.

- W tym meczu jechałem w skórze, którą przywiozłem jeszcze z Polski, była szyta chyba z cielęcej skóry. W trakcie zawodów padał deszcz, skóra nasiąkła więc mocno wodą i pod koniec była już tak ciężka, że człowiek niemalże nie mógł już usiąść w niej na motorze. Gdy po ostatnim biegu zjeżdżałem do parkingu przyszli do mnie koledzy, pogratulowali udanego występu i chcieli mnie podrzucać do góry. Okazało się jednak, że w tej nasiąkniętej wodą skórze nie mogli mnie nawet podnieść, taka się zrobiła ciężka. Widząc to nasz promotor zdenerwował się i szybko pojechaliśmy kupić dla mnie prawdziwy kombinezon. Za dwa dni miałem już nowy, prawdziwie żużlowy, szyty jak trzeba - opowiada Ząbik z uśmiechem na twarzy.

W ciągu całego długiego sezonu zawodnicy tylko cztery razy zdobywali komplet punktów. Oprócz Ząbika takim wyczynem dwukrotnie pochwalić się mógł Wilson, a raz Shawn Moran. Udany początek i pokonanie kilku mocnych rywali, ze wspomnianym Kennettem na czele, sprawiły, że torunianin miał prawo oczekiwać po sobie kolejnych równie dobrych spotkań.

- Myślałem, że skoro tak mi dobrze poszło od razu na początek to dalej w następnych meczach może być już tylko jeszcze lepiej. A tymczasem guzik prawda, na jeden z kolejnych pojechaliśmy do Ipswich i życie wszystko zweryfikowało. Tor w Sheffieldzie był nieco podobny do naszych polskich torów, dzięki czemu w miarę mi pasował i dało się tam od razu pościgać, gdyż nie robił mi większych trudności. Tymczasem ten w Ipswich był krótki, przyczepny. Gdy pojechało się na nim tak, jak jeździło się u nas, to pierwszy wiraż przejechało się nawet dobrze, ale drugiego już zabrakło. Zaliczyłem upadek i należało sobie powiedzieć: stop, trzeba się wszystkiego uczyć od nowa. Konieczne było najpierw poznać te wszystkie tory, podpatrywać jak jeżdżą na nich inni, jakie mają ustawienia, jakie zębatki. To jest ta filozofia angielska - każdy tor jest inny, każdy wiraż, dzięki czemu jest to taki żużlowy uniwersytet, a tory weryfikują każdego zawodnika. Z tych trudnych, innych niż polskie, na pewno mogę podać tory w Ipswich, Eastbourne, Wolverhampton, które są krótkie, do tego Arena Essex w Londynie, zupełnie dziwaczny tor, od razu trzeba było zawracać. Ale były też takie trochę jak nasze, na przykład w Birmingham, Leicester, King's Lynn, czy nasz w Sheffieldzie, które były w miarę podobne do polskich. Nie było jednak żadnego toru, na którym obydwa wiraże byłyby identyczne.

Początek sezonu mimo znakomitego debiutu był więc dla Jana trudny, gdyż musiał przede wszystkim poznawać tory. System rozgrywek obowiązujący na Wyspach sprawiał jednak, że wnioski wyciągnięte z kolejnych lekcji przyniosły efekty bardzo szybko. W Polsce wyjazdowe spotkanie ligowe w danym mieście jechało się raz w roku i jeśli w terminarzu nie było akurat ponadto jakiegoś turnieju mającego odbyć się na tym torze, następną wizytę na danym owalu można było często planować dopiero na kolejny sezon. W Anglii ilość meczów ligowych była nieporównywalnie większa, do tego dochodziły liczne zawody towarzyskie, w związku z czym do poszczególnych miast wracało się częściej, dzięki czemu każdy mógł szybko sprawdzić się na danym torze po raz kolejny i zrehabilitować za ewentualne wcześniejsze niepowodzenie. Mimo to nie brakowało momentów zwątpienia.

- Raz usiadłem w swoim mieszkaniu i powiedziałem sobie: po co mi to wszystko było? Przecież w Polsce gdzie było dobrze też można było jeździć tak jak dotąd, a teraz w Anglii tyle problemów i wszystkiego trzeba się uczyć od nowa. Ale później już nie żałowałem, choć przez pierwsze pół sezonu tego roku to uczyłem się przede wszystkim torów oraz tego jak ustawić motocykle żeby w ogóle coś osiągnąć i móc wygrywać. Później, w drugiej połowie sezonu, dopiero zaczęła się jazda - zacząłem rozumieć tory, miałem za sobą wiele rozmów z chłopakami. Podpatrywać ustawienia nie było jednak łatwo - wszystko w motocyklach zakryte, nie pozwalali zbyt wiele dostrzec, jednak kto był bystry i chciał coś podpatrzeć, a potem ustawić podobnie u siebie, mógł to zrobić.

W tym okresie w Anglii pojawiły się już Goddeny, które zyskiwały stopniowo na popularności. Jan pozostał jednak wierny maszynie Weslake, na której jeździł już wcześniej w Polsce. Torunianin taki sprzęt pozyskał w 1978 roku i szybko przekonał się, że to ten rodzaj silnika pochodzący właśnie z Wysp, odpowiada mu najbardziej. Jeździł więc na nim na polskich torach przez półtora roku, następnie używał w Anglii, a gdy już wrócił z powrotem do ojczyzny, korzystał z Weslake'ów jeszcze w kolejnych latach.

W tym czasie w Toruniu kibice z niecierpliwością oczekiwali na jakiekolwiek wiadomości z Sheffield na temat rezultatów osiąganych tam przez kapitana ich drużyny. Dziś wystarczy włączyć Internet by już kilka minut po zakończeniu dowolnego meczu w Anglii znać jego rezultat oraz szczegółową punktację. Dawniej takich możliwości oczywiście nie było i z reguły wystarczać musiały szczątkowe informacje, i tak bardzo cenne, nawet jeśli pozbawione dokładnych wyników. Fani Stali doczekali się ich dopiero na początku czerwca, za sprawą artykułu w dzienniku "Nowościach".

W ubiegły piątek w nocy przeprowadziliśmy telefoniczną rozmowę z Janem Ząbikiem przebywającym w Sheffield w Anglii, gdzie startuje w barwach miejscowych „Tygrysów”. Toruńczyk czuje się dobrze, jest zdrowy, i z meczu na mecz jeździ lepiej. W ostatnich spotkaniach ligowych zdobywał osiem, siedem, pięć punktów i nagrodę za dobrą jazdę zespołową z młodym Neilem Collinsem. Maszyny są w porządku, samopoczucie dobre, dopisuje też zdrowie, choć - jak żartował - pasek od spodni zapina już na ostatni guzik. Angielska kuchnia mu nie służy, wszystko z puszek, domowe jedzenie wspomina z rozrzewnieniem. A co z Patynkiem? Przez pewien czas przebywał w szpitalu, chorował, i tyle co wiedział nasz rozmówca. Patynek wraca do Bydgoszczy. Kiedy zobaczymy Ząbika w Toruniu? Nie wiadomo, terminy są napięte i pewną datą trudno operować. Niestety, nie mówi jeszcze nawet średnio po angielsku, uczy się. Pomocni są nasi rodacy zamieszkali w Sheffield. Tyle Ząbik, który prosił jeszcze o pozdrowienie kolegów i kibiców. Dotarły do redakcji wysłane przez naszego rozmówce numery pisma "Speedway Star", które zajmuje się wyłącznie żużlem. Jest zdjęcie toruńczyka w parze z Collinsem, jest też wywiad z Plechem i wyniki spotkań ligowych. „Tygrysy” bardzo sobie chwalą start Ząbika w ich zespole. Miejmy nadzieję, że Polak sporo się nauczy i w przyszłości przekaże te wiadomości młodzieży żużlowej, której przecież w Stali nie brak - można było przeczytać w artykule.

***

Dla naszych czytelników mamy jeden egzemplarz biografii Jana Ząbika. Aby stać się jego właścicielem należy odpowiedzieć na pytanie: Gdzie urodził się Jan Ząbik.

SMS z poprawną odpowiedzią o treści SFAKTY ZABIK Twoja_Odpowiedź Twoje_Imię_Nazwisko (np. SFAKTY ZABIK Poznań Jan Kowalski) należy wysłać na numer 7037.

Koszt SMS-a to jedynie 0,5 zł + VAT.

Konkurs trwa do soboty (16.04) do godz. 24.00. Wyniki losowania podamy następnego dnia po godz. 10.00, a ze zwycięzcą skontaktujemy się telefonicznie.

Z jednego numeru telefonu można wysłać dowolną ilość SMS-ów. Każdy SMS z poprawną odpowiedzią zwiększa Twoją szansę na wygraną! Zapraszamy do zabawy!

Komentarze (0)