- Wynik całkiem dobry, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. My chcemy się ścigać. Lubię kiedy można nawiązać walkę z rywalem i wyprzedzić go na dystansie. Na tym torze jeżeli przegrałeś start, dojeżdżałeś do mety ostatni - zaznaczył zniesmaczony podopieczny Marka Cieślaka.
Straniero klubu z Zielonej Góry podobnie jak wielu innych jego kolegów z toru nie szczędził słów krytyki na temat przygotowania nawierzchni podczas niedzielnej potyczki. - Większość torów w Polsce mi odpowiada, jednak ten dzisiejszy w Tarnowie niestety nie był za dobrze przygotowany. Chodzi mi o brak możliwości nawiązania jakiejkolwiek walki z rywalem. Rozmawiałem wcześniej z Fredrikiem Lindgrenem i innymi zawodnikami, którzy mówili, że jeszcze niedawno można było się tutaj ścigać i wyprzedzać po zewnętrznej części toru. Podczas tego spotkania takiej możliwości nie było. Wygrywał ten kto pierwszy dojechał do krawężnika. Nie wiem dlaczego ktoś przygotował tor w ten sposób. Nikomu to korzyści nie przyniosło, a wręcz wiało nudą nie tylko dla kibiców, ale i także dla nas zawodników - stwierdził z żalem Szwed.
"AJ" doskonale zdaje sobie sprawę, że to dopiero początek drogi do sukcesu, a po dwóch kolejkach w żadnym wypadku nie należy rozdawać medali DMP. Zawodnik Stelmet Falubazu zdecydował się jednak ocenić siłę poszczególnych ekip. - Uważam, że jest parę zespołów, które świetnie wyglądają w tym sezonie. Jest Gorzów, który ma w swoim składzie zawodników z czołówki światowej. Mocne wydaje się być Leszno, a także Toruń z którym mieliśmy ciężką przeprawę w pierwszej kolejce. Dobre będą też teamy z Rzeszowa i Tarnowa, które mają bardzo solidne i wyrównane drużyny. Ale tak naprawdę każdy ,kto będzie miał dobry dzień, może wygrać nawet z faworytem. Uważam, że w tym roku Ekstraliga jest niezwykle wyrównana i silna - powiedział dyplomatycznie jeździec z kraju Trzech Koron.
Mistrz Świata juniorów z 2000 roku nie może się również doczekać początku walki o tytuł czempiona globu. Cykl Grand Prix rusza za niespełna trzy tygodnie, a pierwszy turniej zostanie rozegrany w Lesznie. - Moim największym rywalem będę chyba ja sam. Oczywiście żartuję (śmiech). Będę chciał dać z siebie wszystko. Czuję się w tej chwili świetnie na motocyklu. Wydaje mi się, że mam już dobrze przygotowany sprzęt na walkę o IMŚ. Jednak cała szesnastka, to najlepsi jeźdźcy świata i trzeba będzie się mocno napocić, aby pokonać każdego. Ja skupiam się jednak na sobie, a tu potrzeba także wiele wyciszenia. Nie można patrzeć na innych i na to co się dookoła dzieje. Trzeba skoncentrować się na sobie i swojej pracy, by osiągnąć sukces - wyjaśnia sympatyczny Skandynaw.
Na naszą prośbę Andreas odniósł się do przedsezonowych dywagacji i zakusów na jego osobę ze strony tarnowskiej drużyny. Ostatecznie Szwed wybrał ofertę zespołu z Grodu Bachusa. Dlaczego? - Wydaje mi się, że sytuacja w Zielonej Górze jest bardziej ustabilizowana. Już wcześniej miałem okazje jeździć w jednym klubie z Gregiem Hancockiem, Jonasem Davidssonem i Piotrkiem Protasiewiczem. Wspólnie odnosiliśmy sukcesy i dlatego chciałem to kontynuować - zakomunikował na koniec.