Festiwal pękających łańcuszków

Częstochowski Włókniarz przegrał przez duże "p" ze Stelmet Falubazem Zielona Góra. Jednym z czynników, które złożyły się na taki stan rzeczy, były problemy sprzętowe Grigorija Łaguty. Rosjanin zdobył zaledwie 3 punkty.

Lider częstochowskiego Włókniarza datę 17 kwietnia bieżącego roku zapamięta na długo. W rozegranym awansem spotkaniu Lwów ze Stelmet Falubazem wywalczył jedynie 3 punkty. Jasno trzeba jednak napisać, że zawinił sprzęt, nie zawodnik.

Grigorij po słabym starcie w drugim wyścigu dnia fenomenalnie przedarł się z trzeciej lokaty na pierwszą, następnie po profesorsku rozprowadzał przeciwników, aby umożliwić swojemu młodszemu bratu Artiomowi skuteczne ataki. Plan spalił na panewce, gdyż na wejściu w drugi łuk trzeciego okrążenia pękł łańcuszek w motocyklu Rosjanina. Ten defekt wywołał na trybunach jęk zawodu. Kibice nie mieli jednak jeszcze pojęcia, że czeka ich istny horror, który można zatytułować "festiwalem pękających łańcuszków".

W kolejnych gonitwach scenariusz wyglądał podobnie - starszy z braci Łagutów notował słabe starty i starał się nawiązywać walkę na dystansie. W siódmej odsłonie musiał wykazać się jednak zdolnościami sprinterskimi, gdyż łańcuszek wystrzelił na przedostatnim wirażu. Z racji tego, że ze startu nie ruszył Patryk Dudek, Grigorij Łaguta dobiegając do mety zapewnił sobie jedno oczko. Szczęście w nieszczęściu, ironicznie to nazywając.

Trudno stwierdzić, czy sam zawodnik po spotkaniu był załamany. Na pewno sprawiał wrażenie zszokowanego zaistniałą sytuacją. Zamyślony krążył między prężnie wypełnianymi żużlowym sprzętem busami. Zadumanego Grigorija podpytaliśmy, co może powiedzieć o swoich problemach. - Spytaj łańcuszków. O widzisz, tam leżą - odpowiedział "Grisza" wymownie wskazując ręką na popękane i pozrywane żużlowe łańcuszki niewinnie spoczywające na jednej z drewnianych ławek, jakich wiele w częstochowskim parku maszyn. - Szkoda mówisz? To jakaś tragedia - mówił Grigorij bezsilnie kręcąc głową.

- Nie łam się, będzie dobrze - usłyszał od nas "Grisza". - Ja to wiem. Cóż zrobić, czasem tak bywa - odparł, a na jego twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech. Wydaje się, że limit pecha Łaguta w częstochowskich barwach wykorzystał. Niewiarygodnie rzadko zdarza się bowiem, aby w jednym spotkaniu zawodnika dotknęły aż cztery defekty motocykla i to z tego samego powodu. Dla zobrazowania dramaturgii problemów Grigorija należy dodać, iż sprzęt odmówił mu posłuszeństwa dwukrotnie na prowadzeniu, na które przedzierał się po fantastycznych szarżach.

Po spotkaniu Jarosław Dymek przyznał, że kłopoty lidera Włókniarza miały wpływ na całą rywalizację. Można jedynie podejrzewać, że z zawodników częstochowskiego klubu zwyczajnie uszło powietrze i motywacja do walki. Ponadto menedżer biało-zielonych dodał, że dwa razy łańcuszki pękły także w motocyklu Artura Czai. W związku z tym świetnie prezentujący się wychowanek Włókniarza najpierw upadł na tor, a następnie stracił cenny punkt na rzecz Patryka Dudka na kilkanaście metrów przed metą.

Źródło artykułu: