Z motocrossu do Ekstraligi - Artur Czaja, częstochowska perełka

Rok 2011 na długo zapadnie w pamięci Artura Czai. To właśnie w owym sezonie 17-latek wywodzący się z niewielkiej miejscowości spod Częstochowy zadebiutował w Speedway Ekstralidze. Dodać należy, że zrobił to w zaskakująco dobry sposób.

Gdy pierwszy raz wyjechał na częstochowski owal zrobił ogromne wrażenie. Świadkowie z zaciekawieniem dopytywali, kim jest młody jeździec w czarnym kombinezonie z dużym wizerunkiem lwa na klatce piersiowej. Niezwykle skromnym i cichym chłopcem, unikającym fleszy fotoreporterów był Artur Czaja. Od początku wykazywał on duży potencjał. Oprócz smykałki do uprawiania speedway’a cechuje go jeszcze jedna, być może niezbędna i będąca kluczem do sukcesu zaleta - cierpliwość. Artur kroczek po kroczku dążył do wyznaczonego celu, jakim bez wątpienia był debiut w najsilniejszej lidze świata. Bez przeceniania swoich umiejętności i ambicji.

Artur Czaja - nadzieja częstochowskiego Włókniarza (fot. Przemysław Kapalski)

Co najważniejsze i najbardziej radujące, 17-latek od czasu, gdy pierwszy raz zawitał jako adept na torze przy ul. Olsztyńskiej, nie zmienił się. Wciąż pamięta o swoim priorytecie, jakim jest skuteczna jazda na żużlu. Nie brakuje mu wytrwałości w tym co robi. - Cały czas podchodzę do tego wszystkiego z dystansem i na "lajcie". Na treningach staram się dopasować do toru, a w zawodach zdobywać punkty. Przede wszystkim to nie można się stresować i myśleć, czy będzie dobrze - mówi o sobie bohater naszej opowieści.

Interesujące jest to, że Czaja swojej przyszłości nigdy nie wiązał z żużlem. Jego kariera sportowa miała mieć akcent motocrossowy. - Początkowo w ogóle nie miałem być żużlowcem, tylko miałem jeździć na motocrossie. Do uprawiania żużla skusił mnie Krzysztof Zarzecki, były zawodnik Śląska Świętochłowice. Zacząłem jeździć w Częstochowie i spodobało mi się - mówił Artur jesienią zeszłego roku. Jednocześnie podczas tamtej rozmowy wychowanek Włókniarza miał jedno marzenie - występ ligowy w barwach swojego macierzystego klubu. Pragnienie Artura spełniło się. Do jego debiutu doszło 3 kwietnia 2011r. W meczu przeciwko Unii Leszno zdobył łącznie 3 punkty. - Przed debiutanckim biegiem raczej nie miałem tremy, gdyż silniejsza była radość, że w końcu mogę wystartować w lidze. Powiedziałem sobie, że wypadałoby wygrać ten bieg. Założyłem sobie, że w ostateczności mogę być drugi i to mi się udało - wspomina niedawne wydarzenia 17-latek, który do swojego dorobku w tamtym meczu dorzucił jeszcze jedno oczko, pokonując w 11 biegu Sławomira Musielaka.

Przed sezonem częstochowscy kibice założyli, że w każdym spotkaniu juniorska para Włókniarza rozpoczynać będzie od podwójnej porażki. Po trzech rozegranych pojedynkach taki scenariusz nie sprawdził się. Nawet w Gorzowie, gdzie aspirująca do medalu Caelum Stal pokonała Włókniarz różnicą sześciu punktów. Należy jednak pamiętać o kłopotach Pawła Zmarzlika. - Z wyjazdu do Gorzowa też jestem zadowolony. Jeździłem tam pierwszy raz w sumie w poważniejszych zawodach. Wcześniej startowałem tam w turniejach młodzieżowych, ale to jest zupełnie inna bajka. Na przykład inaczej był przygotowany tor. Przy okazji chciałbym zaznaczyć, że Gorzów ma fajny stadion - opowiada uśmiechnięty junior Włókniarza.

Po dwóch pojedynkach ligowych Artur dość zaskakująco okazał się drugim pod względem skuteczności juniorem Speedway Ekstraligi. Niedługo po debiucie, przyszedł czas na pierwsze zwycięstwo biegowe. Nastąpiło to w konfrontacji Włókniarza ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra. Artur z ogromną przewagą pozostawił za swoimi plecami Adama Strzelca i Patryka Dudka. - Uczucie niesamowite. Radość ogromna. Później już jednak punktów nie zdobyłem. Raz przyznam się, że z mojej winy, bo nie skupiłem się i podniosło mnie na starcie. W efekcie zostałem z tyłu. Potem miałem dwa defekty. Przez pierwszy z nich upadłem na tor, zaś drugi odebrał mi punkt na 15 metrów przed metą. Byłem wściekły - skomentował Czaja.

Radość Artura Czai po pierwszym zwycięstwie ligowym w karierze

Niebagatelną rolę w życiu i karierze Artura Czai odgrywa były znakomity wychowanek Lwów, Rafał Osumek. "Osa", który największe sukcesy święcił w latach 90-tych, jest prawdziwym mentorem Artura. Dba o niego jak o własnego syna, bacznie śledząc każdy jego krok na torze. - Rafał podpowiada mi jak powinienem jechać lub jak ustawić się na polu startowym. Posiada on mnóstwo doświadczenia. Pomagają mi też moi koledzy Radek i Wojtek, którzy robią różne rzeczy. Od mycia ze mną motocykli do ustawiania sprzętu. Rafał też w tym zakresie pomaga. Dobrze, że jest ze mną, bo naprawdę wiele dzięki niemu zawdzięczam - opowiada młodzieżowiec biało-zielonych.

Wydaje się, że doskonałe rezultaty w zimowych galach lodowych Artura Czai nie były dziełem przypadku, czy też formą rozgrywania tych zawodów. Artur błyszczy nienaganną techniką i trzeźwością umysłu na torze. Poza nim jest koleżeńskim i uśmiechniętym 17-latkiem nie różniącym się zupełnie niczym od swoich rówieśników. - Pozdrów mnie! - krzyczał z oddali inny wychowanek Włókniarza, Rafał Malczewski. - Napisz, że go pozdrawiam, bo przecież nie da mi spokoju - oznajmił Artur, a na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Być może kibice Włókniarza w końcu doczekają się godnego następcy Sławomira Drabika czy Sebastiana Ułamka, a fani w całej Polsce zyskają kolejnego reprezentanta naszego kraju. Jednego można być pewnym - charakter Artura Czai i otaczający go ludzie nie pozwolą, aby popularna woda sodowa uderzyła mu do głowy.

Artur Czaja wraz z kolegami - Marcinem Bublem i Dawidem Bąkiem

Komentarze (0)