- Kiedyś może doczekamy sędziego, który będzie miał na tyle odwagi, żeby ukarać za takie przygotowanie toru walkowerem - grzmiał Cieślak na pomeczowej konferencji prasowej. Opiekun wrocławian Piotr Baron sam przyznał, że tor był nadto przyczepny. Ponadto według jego zdania tor został "przelany", ale to między innymi efekt... padającego w nocy deszczu. Tymczasem na wrocławskim Sępolnie, najbliższej okolicy Stadionu, w nocy nie padał deszcz, co najwyżej lekko mżyło. Poza tym nawet jeśli spadłby obfite opady, to po wielu dniach "suchej" pogody, jaka miała miejsce w stolicy Dolnego Śląska, tor nie byłby aż tak mokry.
- Co tu komentować, wszyscy widzieli jaki był tor - odpowiedział Jerzy Najwer na prośbę o skomentowanie stanu nawierzchni. - Gdyby nie trzeba było go ubijać, to bym nie nakazał tego robić po drugim biegu. Gospodarze zdecydowanie przesadzili, po prostu spieprzyli sprawę - mówił. Po spotkaniu drugiej kolejki, w którym Unia Leszno rywalizowała z PGE Marmą Rzeszów, leszczynianie zostali ukarani za złe przygotowanie toru. Czy tak będzie i tym razem? - To już pytanie nie do mnie, tylko do osób "nade mną" - przyznał sędzia.
- Ja byłem na stadionie od godziny 12 - mówił delegat Speedway Ekstraligi na to spotkanie, Stanisław Pieńkowski. - Gospodarze zbronowali tor, a następnie obficie polali go wodą. Tak się po prostu nie robi - dodał. - Trener Baron mówił, że to deszcz? Panie redaktorze, cały dzień, zarówno dzisiaj, jak i wczoraj była tu piękna, słoneczna pogoda! - zapewniał delegat.
Sami zawodnicy nie byli nadto rozmowni w sprawie toru. Przebąkiwali jedynie, że był on równy dla wszystkich i był bardzo przyczepny. Wrocławianie nie mogli kompletnie połapać się z torem, ale mówili tylko, że był on "bardzo trudny". Greg Hancock po dłuższej chwili rozmowy powiedział, że tor został źle przygotowany. Natomiast chyba tylko Piotr Protasiewicz bez ogródek powiedział, że na takim złym torze jeszcze nie jeździł. Natomiast Andreas Jonsson przyznał, że owszem, tor był niebezpieczny, ale tylko w pierwszej fazie zawodów. - Mój wynik to dowód na to, że można było tu jeździć - przekonywał Szwed, który zdobył 14 "oczek" w pięciu startach.
- Trzeba mieć nie lada fantazję i brak wyobraźni, żeby przygotować coś takiego - mówił Cieślak. - Co to za widowisko, w którym gospodarze nie radzą sobie na własnym stadionie - dodał. Trudno się z tym nie zgodzić. Niestety bardzo licznie zgromadzeni kibice (szacowani nawet na liczbę dziesięciu tysięcy - w tym 2 000 fanów z Zielonej Góry) zostali poczęstowani żużlowym "gniotem", który zabił atmosferę i całe sportowe widowisko poniedziałkowego wieczora.