Najpierw z nawierzchnią tarnowskiego toru zapoznał się młodzieżowiec "Jaskółek". Tuż po starcie do inauguracyjnego wyścigu Kostro znajdywał się na drugiej pozycji, a na drugim wirażu ochoczo wypuścił się na zewnętrzną z myślą wyprzedzenia Emila Pulczyńskiego. W szczycie łuku tarnowskiego jeźdźca mocno postawiło, co sprawiło, że wytracił prędkość i zaczął ścinać do krawężnika. Na nieszczęście tuż za jego plecami pojawił się Kamil Pulczyński, który z całym impetem wjechał w podopiecznego Mariana Wardzały. Pierwszy pozbierał się młody torunianin, a Kostro wrócił co prawda do parku maszyn w karetce, ale chwilę potem odjechał nią do szpitala. - Tadziu poruszał się o swoich siłach. Jednak po tym upadku był w szoku. Kiedy wysiadł z karetki można powiedzieć, że chłopak nam "odpłynął" i musiał trafić do szpitala - wyjaśnił menadżer Tauronu Azotów Paweł Baran.
Sytuacja tym bardziej przykra, że Tadeusz Kostro w dniu rozgrywania zawodów obchodził swoje dwudzieste urodziny. Młody wychowanek Unii Tarnów nie takiego prezentu zapewne oczekiwał.
Jak się okazało dla Kamila Pulczyńskiego kolizja z Tadeuszem Kostro była dopiero początkiem nieszczęść. Do prawdziwego dramatu z jego udziałem mogło dojść w gonitwie dwunastej. Znajdujący się na bezpiecznym trzecim miejscu jeździec popełnił duży błąd i upadł na prostej startowej. Na Kamila plecy i głowę najechał oglądający bieg z tyłu stawki Łukasz Lesiak. Cała sytuacja wyglądała tak makabrycznie, że niejeden z kibiców w tym momencie siarczyście zaklął odwracając głowę. Prawdopodobnie jednak tak jak ma to miejsce z Tadeuszem Kostro skończyło się na dużym strachu. - Kamil pojechał do szpitala na badania sprawdzić czy nie ucierpiała głowa i czy z kręgosłupem wszystko jest okej. Na gorąco wyglądało, że wszystko jest w porządku - powiedział trener "Aniołów" Jan Ząbik.