- Naszym zdaniem tor nie był jednakowo przyczepny na całej szerokości i robiły się na nim wyrwy. Nie był regulaminowy, a pogoda była idealna - mówi włodarz poznańskiego klubu. - My nie jesteśmy przeciwnikami torów przyczepnych, bo przecież sami takie robimy, tylko prosimy, żeby nikt nie robił z nas baranów i uważał, że na wszystko musimy się zgadzać, bo się nie znamy na żużlu. U nas tor też jest przyczepny, ale jest równy jak stół.
- O tym, że tor nie był dobrze przygotowany niech świadczy fakt, że sędzia nakazał równanie co dwa biegi. To nie był nasz wymysł - dodaje Lewandowski.
Gospodarze bronią się przed zarzutami o złe przygotowanie toru czasami biegów, które niewiele odbiegały od rekordu toru. - Odpowiem tak - na początku istnienia naszego klubu nasz tor nie był idealny, robiły się na nim dziury, co nie wynikało z naszych zaniechań czy złej woli. Nie byliśmy z tego powodu szczęśliwi, ale nasz tor potrzebował czasu. I na tym niezbyt dobrym torze nasi zawodnicy też robili rekordy, bo po prostu wiedzieli jak na nim jechać - wyjaśnia.
ZOBACZ: Fotorelacja z meczu
Kolejny argument gospodarzy - Robert Miśkowiak potrafił w Gdańsku wygrać bieg. - Robert wygrał dopiero, gdy tor dwukrotnie dobijany przez polewaczkę. Po dwóch pierwszych biegach było równanie toru, po następnych dwóch to samo i po kolejnych dwóch znowu. Potem były cztery biegi i znowu kosmetyka. Dopiero po tych zabiegach na tym torze można było w miarę bezpiecznie jechać - ocenia Lewandowski.
Być może spotkanie Lotosu Wybrzeża z Lechmą będzie miało ciąg dalszy. - Będziemy pisać oficjalny protest. Wiceprezes Maciej Fajfer z naszym prawnikiem już nad tym pracują, bo nie chcemy, żeby nas ukarano za niesportowe zachowanie, bo niesportowo zachował się pan Chomski, który przygotował tor, jaki przygotował - wyjaśnia wiceprezes klubu. - Nie podpisaliśmy też protokołu, bo sędzia nie chciał wpisać naszych uwag. Nie wiem, co z tego wyniknie. Mamy materiał wideo, który wyślemy do PZMot, żeby władze żużla oceniły same czy to z nami było coś nie tak, czy z torem.
- Na koniec zawodów do Mirka Kowalika i do mnie przyszedł "Zorro" i przeprosił za stan toru. Paweł Hlib się też fajnie zachował, gdy na moje pytanie o tor powiedział, że da się na nim jechać, ale nie da się ścigać - zakończył Jarosław Lewandowski.
O sprawie czytaj również:
- Żużlowa farsa, czyli mecz Lotos Wybrzeże - Lechma Poznań (wideo)
- Peter Ljung: Tor był gówniany, ale pod koniec meczu dało się walczyć
- Zobacz upadki poznaniaków w meczu w Gdańsku (wideo)
- Maciej Polny: Komuś zabrakło jaj
- Marcel Szymko: Dało się jechać i walczyć
- Mirosław Kowalik dla SportoweFakty.pl: Tak łatwo tego nie odpuścimy!