Damian Gapiński: Pana zdaniem Główna Komisja Sportu Żużlowego wybrała odpowiedni moment na wprowadzenie nowych tłumików w polskich ligach?
Andrzej Witkowski: Wydaje mi się, że tak. Sprawa nowych tłumików jest problemem dla polskiego żużla od 2010 roku. W 2010 roku w listopadzie już było wiadomo, że będziemy startować na nowych tłumikach. 1 marca zostało potwierdzone, że nowy tłumiki obowiązują w Polsce i na całym świecie. Następnie otrzymaliśmy pismo od zawodników, w którym stwierdzili oni, że nowe tłumiki są niebezpieczne dla ich zdrowia i życia. Mimo, że nasze poglądy były inne, uznaliśmy, że należy solidaryzować się z zawodnikami i wprowadziliśmy w polskich ligach stare tłumiki. Następnie prezes Władysław Komarnicki i Tomasz Gollob wzięli na siebie rozmowy, aby nowe tłumiki były produkowane również w Polsce. Co wydarzyło się od 17 marca, co spowodowało, że zmieniliśmy decyzję? Otrzymaliśmy ponad 50 próśb od zawodników, że chcą startować w rozgrywkach zagranicznych. Wszędzie na nowych tłumikach. Na pytanie, czy od wtorku do piątku tłumiki nie są niebezpieczne, a w sobotę i niedzielę w Polsce już są, nikt rozsądny nie udzielił mi odpowiedzi. Poczekaliśmy. Odbyło się pięć rund w Anglii, dwa Grand Prix. Ani jeden wypadek nie został spowodowany przez tłumiki i wszyscy uznali, że tłumiki nie są niebezpieczne. Biorąc pod uwagę również głosy z CCP, które mówiły, że zawodnicy skarżą się, że w ligach zagranicznych startują na nowych tłumikach, a w Polsce na starych, co powoduje zwiększenie kosztów, GKSŻ postanowiła zmienić decyzję. Nie ma dobrej daty wprowadzenia tej decyzji.
Czy zawody Grand Prix w Lesznie przekonały pana, że tłumiki są bezpieczne?
- Osobiście miałem okazję oglądać zawody w Lesznie. Obecni na zawodach prezesi klubów Ekstraligi podzielili moją opinię, że tylko ludzie złośliwi mogliby powiedzieć, że nowe tłumiki obniżają jakość widowiska. Myślę, że zawodnicy polscy przekonali się, że czas zająć się przystosowaniem nowych tłumików do motocykli tak, aby czołówka nie uciekła nam zbyt daleko.
Jeżeli zawody w Lesznie potwierdziły, że pomiędzy nowymi a starymi tłumikami nie ma aż takiej różnicy, to o co tyle hałasu? Po co wprowadzać nowe tłumiki, skoro niewiele zmieniają?
- Problem nowych tłumików polega na tym, że one są na stadionie tak samo głośne, jak stare. Różnica jest poza stadionem. 800 metrów od stadionu nowe tłumiki są o wiele cichsze niż stare. Te próby były robione. Robiliśmy to we Wrocławiu i Kopenhadze. Stąd Skandynawowie walczyli o te tłumiki. Na stadionie jest bez różnicy. Ale że jest ciszej poza stadionem to chyba stwierdzą wszyscy. A to dobrze chyba dla ochrony środowiska?
To jak w takim razie wyjaśnić sytuację z Elite League, gdzie doszło do przerwania meczu z powodu ciszy nocnej? Po godzinie 22 przerwano spotkanie, bo uznano, że tłumiki nadal są na tyle głośne, że mogłoby to przeszkadzać mieszkańcom.
- Anglicy są wymagający. Pewnie mieli pozwolenie na rozegranie zawodów do godziny 22. Mam nadzieję, że sportu żużlowy nie jest w tej kategorii dyscyplin, w której będziemy mieli systematyczne wyciszanie, tak jak to miało miejsce w enduro czy innych dyscyplinach.
Podaje pan jako przykłady potwierdzające bezpieczeństwo nowych tłumików mecze w ligach zagranicznych i cyklu Grand Prix. Te spotkania były jednak rozgrywane na torach twardych. Jedno ze spotkań w lidze duńskiej, na torze w Vojens było rozgrywane na torze przyczepnym. Doszło w nim do ośmiu wypadków i dwóch kontuzji zawodników. Nie daje to panu do myślenia? Nie jest to niepokojący sygnał?
- Przy tak dużej ilości zawodów, jak stwierdzimy, że w jednym były wypadki, to jest to liczba znikoma. Statystyka i testy przeprowadzone podczas zawodów nie potwierdzają, że tłumiki są niebezpieczne.
Tak. Ale mówi pan o meczach rozgrywanych na torach twardych. Zawodnicy potwierdzają, że na torach twardych nowe tłumiki zdają egzamin. Problem jest na torach przyczepnych, a taki mieliśmy w Vojens.
- Ja myślę, że pies jest pogrzebany gdzie indziej. Trzeba piętnować te sytuacje, w których organizatorzy preparują tory. O tym w Polsce rozmawiajmy, a nie o nowych tłumikach. Zawodnicy sobie, trenerzy sobie. Przecież mieliśmy do czynienia z sytuacjami na torze we Wrocławiu i Lesznie. Teraz badana jest sprawa, w której zespół z Poznania narzekał na tor w Gdańsku. Tłumiki nie mają z tym nic wspólnego. Niebezpieczeństwo stwarzają sobie ludzie, którzy nie chcą rywalizować w normalnej sportowej walce.
Czyli można powiedzieć: poproszę następny zestaw pytań?
- Wszędzie tłumiki zostały wprowadzone. Jesteśmy jedynym krajem, który odstaje od całego świata. Nigdy nie uwierzę, że my Polacy mamy w tym zakresie rację, skoro od czterdziestu lat nie potrafimy wyprodukować tłumika. Żadnych akcesoriów żużlowych. Czy to nie zastanawia? To jest analfabetyzm techniczny. Innym producentom się opłaca, a nam się nie opłaca? Ja myślę, że tu jest też taka nasza słabość. Baliśmy się, że te nowe tłumiki nie dadzą nam takiej przewagi technologicznej, jak na starych tłumikach. Okazało się jednak, że nasi tunerzy i mechanicy szybko opanowali sytuację. Świadczą o tym wyniki polskich zawodników w Grand Prix i ligach zagranicznych.
Problem nowych tłumików powstał w momencie złożenia oświadczenia przez trzech najlepszych polskich zawodników. Czy zawodnicy pisząc o niebezpieczeństwie związanym z używaniem nowych tłumików kłamali?
- Nie dysponowali odpowiednia wiedzą. Mieli zbyt małą wiedzę na temat tłumików. Dzisiaj co dwa dni mamy potwierdzenie, że na nowych tłumikach można jeździć. Ci, którym się nie wiedzie, swoje niepowodzenia zganiają na tłumiki. Ci najlepsi jadą i nie narzekają.
Tomasz Gollob po dwóch rundach Grand Prix jest liderem klasyfikacji, a mimo to zdania na temat nowych tłumików nie zmienił.
- A co pan by na jego miejscu powiedział? Pomyliłem się?
Przynajmniej zastanowiłbym się na tym, skoro mówi to mistrz świata. Jaki inny cel mógłby mieć Tomasz Gollob mówiąc, że tłumiki są niebezpieczne?
- Myślę, że po prostu został wprowadzony w błąd i teraz bardzo niezręcznie niezależnie od tego kogo spytamy, byłoby się przyznać do swojego błędu. Zawodnicy tkwili w błędzie i niepotrzebnie próbują nadal w nim tkwić. Nikt z nich nie przyzna się jednak do błędu. Życie będzie się toczyło dalej. Ja nie wierzę w szczerość intencji tych, którzy mówili, że wprowadzamy tłumiki przeciwko zawodnikom. A już sugerowanie, że ktoś na tym zarabia, to żart.
Decyzja GKSŻ wywołała zamieszanie w tym sensie, że zawodnicy nie byli przygotowani na starty na nowych tłumikach. Teraz chcą je kupić, ale polscy przedstawiciele nie mają ich na stanie. Co w sytuacji, kiedy nie zdążą ich nabyć do piątku?
- Nie posiadam wiedzy w tym zakresie, czy zawodnicy mogą kupić tłumiki, czy nie. Wiem, że teraz będzie się przez trzy tygodnie mówiło o tym, czy tydzień to wystarczający okres, czy potrzebne są dwa, a może trzy. Nie ma dobrego momentu na wprowadzenie tłumików. Za granicą nikt nikogo nie pytał o zdanie. Jeżeli jednak mamy ponad 50 zawodników, którzy złożyli podania o starty w ligach zagranicznych, to znaczy że musieli się w nie zaopatrzyć. Nie wierzę, że mają je cały czas w Szwecji czy Anglii.
Pewnie nie, ale twierdzą, że inne motocykle muszą przygotowywać na tory w Anglii, inne w Szwecji, a jeszcze inne w Polsce.
- A teraz wszędzie będą mogli startować na tych samych.
Zdaniem zawodników nie. Ponadto żużlowcy, którzy startowali już w Anglii twierdzą, że o ile na twardych torach nowe tłumiki zdają egzamin, to następuje szybsza eksploatacja sprzętu, co z kolei powoduje konieczność ponoszenia większych nakładów finansowych. Czy w świetle dążenia środowiska żużlowego do cięcia kosztów, wprowadzeniu regulaminu finansowego, który ma ograniczać zarobki zawodników, wprowadzenie tłumików, które powodują zwiększenie kosztów zawodników jest zasadne?
- To są słowa. Jak na koniec sezonu otrzymam wyliczenie, że zawodnicy wydali więcej, niż zarobili, to będziemy nad tym myśleć. Na dzisiaj są to tylko słowa. Potwierdza to tylko tkwienie w błędzie.