Poznaniacy ulegli przed własną publicznością Startowi Gniezno 42:48 mając w składzie - jak określił Mirosław Kowalik dwóch i pół zawodników w osobach Norberta Kościucha, Roberta Miśkowiaka i Petera Ljunga. Trójka ta ma średnie biegowe od 1,750 (Kościuch) do 2,036 (Ljung). Reszta drużyny prezentuje się już dużo gorzej i punktów tych zawodników zabrakło w niedzielnym spotkaniu i nie można wykluczyć, że nie będą punktować również w kolejnych meczach na Golęcinie.
- Wydaje mi się, że potencjał naszej drużyny jest taki, jaki widzieliśmy w meczu ze Startem - przyznał Kowalik. - Dlatego właśnie myślimy o pewnym wzmocnieniu, chociaż nie wiem, czy po tej porażce mamy jeszcze szansę na awans do górnej czwórki i czy transfer ma sens. Ale z drugiej strony może właśnie musimy się wzmocnić, aby nie pozwolić sobie "włożyć" u siebie zespołom z czołówki - Wybrzeżu i Polonii - dywaguje. - Będziemy się nad tym mocno zastanawiać, ale wiadomo, że wciąż borykamy się z dużymi kłopotami finansowymi - przypomniał.
W kadrze Skorpionów znajduję się jednak dwóch zawodników rezerwowych, w tym jeden, na którego przed sezonem bardzo liczono - Krzysztof Słaboń. - Przed meczem z Gnieznem miałem wątpliwości czy Szewczykowski, czy Słaboń. Wydaje mi się, że w tej chwili są na podobnym poziomie - ocenił. - Postawiłem na Adriana i chyba się pomyliłem, chociaż z drugiej strony nie jestem ani wróżką, ani prorokiem i nie wiem jak pojechałby Krzysztof - dodał.
Kto ewentualnie mógłby wzmocnić Lechmę Poznań? Kibice najchętniej widzieliby w składzie Adama Skórnickiego, który jednak w najbliższą niedzielę ma wystąpić w meczu Unii Leszno, bowiem kontuzjowany jest Jurica Pavlic. W barwach Włókniarza wciąż nie wystartował Tai Woffinden, bez kontraktów pozostają Lukas Dryml czy Amerykanin Ryan Fisher.