Młodzieżowa reprezentacja Polski podczas zawodów w Rawiczu, z dorobkiem 54 punktów zajęła drugie miejsce. Za sprawą znakomitej jazdy przede wszystkim Linusa Sundstroema i Denisa Anderssona, półfinał wygrali zawodnicy Trzech Koron (58 punktów). Polacy zmuszeni byli czekać na wyniki z drugiego półfinału Młodzieżowych Mistrzostw Świata, który rozgrywany był na torze w Diedenbergen w Niemczech. Jak się okazało, tamtejsze zawody z dorobkiem 63 "oczek" wygrali Australijczycy, którzy razem z Duńczykami (58 punktów) awansowali do finału rozgrywek. Ze względu na niekorzystny układ punktów, biało-czerwonych nie zobaczymy w wielkim finale rozgrywek w rosyjskim Bałakowie. - Niestety nie awansowaliśmy. Co mogę powiedzieć? Szkoda mi pierwszych dwóch biegów w Rawiczu. Ogólnie przegrywaliśmy starty i Szwedzi nam odjeżdżali. Przykładem ich dobrej jazdy może być dwukrotnie pobity przez Denisa Anderssona rekordu toru. Naprawdę chłopaki w sobotę zasuwali. Zaprocentował również fakt, że Szwedzi od początku sezonu jeżdżą na nowych tłumikach. Taki Denis Andersson w lidze nie robił szału, a nagle w ostatnim meczu ligowym z Gorzowem - w czterech biegach jedno wykluczenie i 6 punktów. Wydaję mi się, że Szwedzi jadą w dobrą stronę. To samo można powiedzieć o Słowaku Martinie Vaculiku, który akurat tydzień temu w Rzeszowie był liderem. Jeździ on także jeździ w lidze szwedzkiej, więc ma większe obeznanie na nowych tłumikach. Myślę, że te nowe tłumiki w jakiś sposób zaprocentowały na korzyść Szwedów i niestety przegraliśmy - powiedział w rozmowie z naszym portalem Patryk Dudek.
Czy Polacy byli zaskoczeni tak dobrą postawą na torze swoich szwedzkich rywali? - Na pewno tam nie było słabych zawodników. Można powiedzieć, że nazwiska od dwóch albo trzech lat prezentują się tak samo. W "drużynówce" to są ci sami, bardzo objeżdżeni zawodnicy. Wiedzieliśmy, że z drugiego miejsca będzie bardzo ciężko awansować z Rawicza, bo w zawodach w Niemczech nie było zawodników, którzy odebraliby punkty Duńczykom i Australijczykom. No i niestety stało się jak się stało. Trzeba jechać dalej - dodaje popularny "Duzers".
Patryk Dudek po półfinale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów ruszył w podróż na mecz ligowy do Rzeszowa. Młodzieżowiec Stelmetu Falubazu na początku zawodów nie był dobrze spasowany z rzeszowskim torem. 19-latek receptę na rzeszowską nawierzchnię znalazł dopiero pod koniec spotkania. - To wszystko za sprawą nowych tłumików. Muszę przyznać, że jestem w ciemnym tunelu, a światło w nim jest bardzo daleko ode mnie i nie mogę na razie do niego dojść (śmiech). Dzisiaj na pewno te dwa ostatnie biegi coś nam pokazały i teraz wiemy na czym startować w pierwszej fazie zawodów. Co będzie w drugiej części zawodów, to naprawdę nie wiem. Jest to dla mnie wielki znak zapytania. Z tymi tłumikami to jest na chybił trafił - tłumaczy zawodnik. Dudek w pierwszych dwóch swoich biegach podczas niedzielnego meczu wywalczył jedynie punkt i bonus. - Widać było już po pierwszej odsłonie, że miałem problemy. Po wczorajszym krótkim torze w Rawiczu, przyjechałem do Rzeszowa na takie "lotnisko". Nagle w pierwszym biegu "wrzucam" motor dość mocno, tak jak w Rawiczu, a o mało nie wylądowałem na krawężniku. Także już w pierwszym biegu miałem problemy.
Jak juniorowi spod znaku Myszki Miki startowało się na długim i szerokim torze w Rzeszowie? - Trzeba umieć jechać na takim torze. Dzisiaj bardzo "chodziła" zewnętrzna i doświadczeni zawodnicy to wykorzystywali. Na pewno taki tor lubi Piotr Protasiewicz i można powiedzieć, że dzisiaj "latał" w Rzeszowie. Ja jeszcze nie jestem na tyle doświadczony. Jest duże ryzyko jadąc tylko metr od bandy i można powiedzieć, że przez jazdę bliżej wewnętrznej zostałem minięty w jednym z biegów przez Harrisa. Ale człowiek się uczy cały czas, dlatego spokojnie - na przyszłość już będę wiedział jak tu jechać - mówi z uśmiechem na twarzy.
Już za tydzień odbędzie się rewanżowe spotkanie Stelmetu Falubazu Zielona Góra i PGE Marmy Rzeszów. Zdecydowanym faworytem tego meczu wydaję się być Drużynowy Wicemistrz Polski z minionego sezonu. - Trudno powiedzieć czy będziemy faworytem. Teoretycznie tak, jednak to jest sport. Zawsze trzeba jechać do końca i walczyć do upadłego. Nie można lekceważyć żadnego przeciwnika, szczególnie w ekstralidze. Wszystko może się wydarzyć, dlatego nie mówmy zbyt pochopnie kto wygra przyszły mecz - powiedział na koniec Patryk Dudek.