Grzegorz Dzikowski: Wierzę w awans, ale nie będzie łatwo

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po bolesnej porażce Lubelskiego Węgla KMŻ z Stokłosa Polonią Piła, zarząd Koziołków zdecydował się na zakończenie pracy z trenerem Rafałem Wilkiem. Jego miejsce zajął Grzegorz Dzikowski, który w rozmowie z naszym portalem nie ukrywa, że wierzy w awans lublinian do I ligi.

Grzegorz Dzikowski to były trener zespołów z Gdańska, Częstochowy i ukraińskiego Czerwonogradu. Jak sam mówi, negocjacje prowadzone z włodarzami lubelskiego klubu były szybkie, ale rozważne. - Muszę przyznać, że rozmowy nie trwały długo i były konkretne. To co przedstawili mi prezesi spowodowało krótkie przemyślenie, zapadła decyzja na tak i jedziemy dalej - mówi.

Po tym, jak zdecydowano się na zakończenie współpracy z trenerem Wilkiem, zarząd Lubelskiego Węgla KMŻ nie mógł zwlekać i w krótkim czasie doszedł do porozumienia z trenerem Dzikowskim. Czy nowy szkoleniowiec Koziołków nie wahał się nad podjęciem tak szybkiej decyzji? - Jakie tu mogły być wahania? Decyzja o zwolnieniu trenera Wilka zapadła w poniedziałek i w ten sam dzień zaczęły się rozmowy ze mną. Po prostu to był taki normalny tok. Jedynym moim problemem w podjęciu tej decyzji było to, że mam bardzo mało czasu na zorganizowanie treningów. Problemem było zebranie chłopaków, bo dzisiejszy sport jest taki, że ma się zawodników z całej Polski. Pod uwagę trzeba wziąć odległości i czas dojazdów. Uważam, że te decyzje, które pojąłem, czyli danie szansy potrenowania chłopakom u siebie i możliwość treningu na torze w Rzeszowie i skorygowania tego wszystkiego, będą trafne i zobaczymy jak to wszystko będzie.

Grzegorz Dzikowski przyznaje, że śledził na łamach naszego portalu rezultaty lubelskiego klubu. - Przed początkiem sezonu, to że nigdzie nie byłem trenerem nie znaczy, że całkowicie odseparowałem się od żużla. Pierwsza rzecz po powrocie do domu, gdy szła kolejka, to wiadomo – komputer i obserwacja. Wyniki klubu z Lublina zaskakiwały mnie. Szczególnie ten mecz wyjazdowy z Wandą Kraków, gdzie Lublin przegrał przy takich zawodnikach do 36, to jest troszeczkę mało. Później remis z Krosnem, no i dobitka z Piłą, gdzie praktycznie przegrali z braćmi Pawlickimi. Niech Pawliccy robią sobie komplety, ale w drużynie lubelskiej są zawodnicy, których nazwiska niegdyś można było spotkać w drużynach ekstraligowych. Dodatkowo oni punktowali w tych drużynach.

Przed początkiem sezonu, zarząd lubelskiego klubu, za cel na sezon 2011 założył sobie awans do I ligi. Na półmetku rundy zasadniczej Koziołki zajmują dopiero 4. miejsce. Co według Dzikowskiego jest powodem takiego stanu rzeczy? - Ja nikogo nie chce tutaj rozliczać, czy udawać filozofa. Wiem jak dużym problemem był dobór KSM. Zawodnicy mają bardzo wysokie KSM i stworzenie optymalnego składu było bardzo trudne. Co więcej, kontuzji doznał Simon Stead, a punktów ze strony młodzieżowców było bardzo mało. Brak pola manewru spowodował, że doszło do takiej, a nie innej sytuacji. Nie mi to oceniać - tłumaczy nowy trener lublinian.

Niektórzy zawodnicy Lubelskiego Węgla KMŻ narzekali na nieodpowiednie przygotowanie toru. Twierdzili, że tor podczas treningów różnił się od tego, jaki był w trakcie spotkań ligowych. Jaką nawierzchnię na pojedynki ligowe będzie przygotowywał trener Dzikowski? - Ja nie przygotowuje toru dla siebie, tylko dla swoich zawodników. Oni muszą mi powiedzieć, co chcą i na jakiej nawierzchni jeździ im się najlepiej. Wtedy, gdy zbiorę te informację, zrobię taki tor, żeby pasował mniej więcej całej drużynie. Jest to niemożliwe, ale do tego żeby wszyscy byli zadowoleni z toru, są treningi. To wszystko można wypracować tylko i wyłącznie na treningach - dodaje.

W piątkowe popołudnie na rzeszowskim torze trenowało dwóch zawodników lubelskiego klubu (Karol Baran i Paweł Miesiąc). O ocenę ich jazdy zapytaliśmy trenera Dzikowskiego. - Tak jak widzieliśmy, początek mieli trochę słabszy, ale trening jest po to, żeby dopasować sobie sprzęt. Od połowy treningu i oceniając ich na podstawie zawodników ekstraligowych, to wypadli dobrze.

Grzegorz Dzikowski ma na celu poprowadzić lubelskie Koziołki do awansu do I ligi. Były żużlowiec wierzy, że jemu i jego podopiecznym uda się zrealizować zamierzony cel. - Taki cel założył sobie klub przed sezonem, że interesuje go awans i my tego celu nie zmieniamy. Patrząc na składy, ten awans powinien być, ale troszeczkę się pomieszało. Dobrze, że pomieszało się akurat na początku, bo to dopiero pięć kolejek. Zostało nam jeszcze dziewięć kolejek i dużo punktów do odrobienia. Wydaję mi się, że awans jest możliwy, będzie to trudne zadanie, ale ja w to wierzę, a czy nam się uda? Zobaczymy, to jest sport - powiedział na koniec Dzikowski.

Źródło artykułu: