- Kiedy zaczynałem, było nas z licencją w klubie chyba 16. Andrzej Huszcza był o 3 lata starszy i zdecydowanie odstawał, a ja rywalizowałem z Maćkiem Jaworkiem, Wiesiem Pawlakiem, Januszem Smolarkiem i Jasiem Krzystyniakiem. Razem robiliśmy licencję. To była taka pierwsza licencja, jak dziś tzw. wyjazdowa. Wcześniej sędzia był jednocześnie egzaminatorem, kiedy jedna z osób z uprawnieniami przyjeżdżała do Zielonej Góry, to po zawodach puszczało się adepta, jeśli pojechał w odpowiednim czasie, potem jeszcze tylko egzamin teoretyczny i mógł startować - wspomina Andrzej Jarząbek.
- My już pojechaliśmy nowym systemem i dzięki temu zadebiutowałem w 1978 roku. Miałem piękną średnią biegową 3,0. To było liczone z bonusami i nie zostałem sklasyfikowany, gdyż w istocie w tym sezonie miałem tylko jeden bieg w Rudzie Śląskiej, kiedy jechaliśmy ze Śląskiem Świętochłowice. Oni nie mieli wtedy jeszcze swojego toru i przyjechałem w pierwszym biegu młodzieżowców za Andrzejem Huszczą. Pojechałbym kolejny, gdyby nie to, że spadł deszcz i przegraliśmy 24:42 i kolejnego biegu młodzieżowego już nie było. Były takie czasy, że między biegami 6 a 7 oraz 10 i 11 rozgrywano biegi młodzieżowe. Były to wyścigi rezerw, które jednak liczyły się do ogólnej klasyfikacji meczowej. W biegach młodzieżowych pojechałem także w Zielonej Górze pod koniec marca na inaugurację ligi w 1980 roku przeciwko Stali Gorzów. I dwa razy przyjechaliśmy z Andrzejem Huszczą na 5:1, co prawda drużyna przegrała, choć te zawody wspominam dobrze. Jesienią trafiłem do wojska i zamiast jazdy była jednostka w Sulechowie. Na chwilę wróciłem w sezonie 1983, a skończyło się skręceniem nogi w Ostrowie i odpuściłem jazdę. Zwłaszcza, że od wiosny był warsztat i tak zostało do dziś. Całe życie w Falubazie - mówi były żużlowiec zielonogórskiego klubu.
Jarząbek po skończeniu kariery został mechanikiem klubowym, a obecnie pracuje w teamie Piotra Protasiewicza. - Miałem propozycje z innych klubów, ale nie wyobrażałem sobie innego miejsca. Jako jeden z nielicznych mogę śmiało powiedzieć, że był TYLKO FALUBAZ. Nie licząc tych dwóch lat w wojsku, ale tego nie było jak przeskoczyć. Na początku tego roku okazało się, że likwiduje się moje stanowisko pracy. Nie wiem, co się stało, dlaczego, a o plotkach nie będę dyskutował. Widocznie ktoś mnie tu nie chciał. Kiedy Piotr Protasiewicz się o tym dowiedział, trzeciego dnia po zwolnieniu mnie z pracy zadzwonił i trafiłem do jego teamu. Raz, że jestem mu wdzięczny, że o mnie pomyślał, a dwa, że dziś jestem z tego bardzo zadowolony. Jeżdżę z nim wszędzie, z wyjątkiem ligi szwedzkiej i efekty są zadowalające. To jest zupełnie inaczej poukładane, sprzęt sprawdza się świetnie, Piotr jeździ rewelacyjnie. Mam nadzieję, że zostanę przy Falubazie, bo to moje miejsce - stwierdził były zawodnik.
Najnowsze wydanie nieregularnika "Tylko Falubaz" dostępne będzie bezpłatnie w Sklepach Kibica Falubazu już wkrótce.