- Nie ukrywam, ubolewam nad tym, że nie udało nam się z Tarnowa wywieźć choćby bonusa. Tak to już jednak w sporcie żużlowym bywa, że raz się wygrywa, a czasem przegrywa - mówi.
Jeździec klubu z Podkarpacia przyznaje również, że czasem w kwestii ustawienia sprzętu do gry wkrada się loteria. - Udało mi się spasować jeden motocykl z czego jestem bardzo zadowolony. Trzeba przyznać, że nie jest to łatwe zadanie na tym torze. Miejscowy owal jest bardzo trudny i specyficzny. Przełożenia, które zastosowaliśmy tutaj nie pojechałyby prawdopodobnie nigdzie indziej - zdradza
"Okoń" stara się nie winić kolegów za gorszy występ w Tarnowie. Sam doskonale na własnej skórze odczuł już w tym roku, co znaczą chwilę słabości i bezradności. - Koledzy faktycznie mieli olbrzymie problemy i nie zapunktowali zbyt dobrze. Tak jak to robili zazwyczaj. Szkoda, bo nie możemy się zgrać. Ostatnimi czasy to ja zawodziłem, nie jeździłem na swoim poziomie i moich zdobyczy brakowało. W tym czasie chłopacy robili kapitalną robotę. Teraz wyszło na odwrót i ja odjechałem bardzo dobre zawody. To jest jednak sport, jedziemy dalej i mamy nadzieję, że kolejne spotkania będę dla nas bardziej korzystne - kontynuuje z nadzieją.
Były medalista indywidualnych mistrzostw świata juniorów oddaje cesarzowi co cesarskie i uważa, że "Jaskółcze Gniazdo" może być już do końca sezonu nieodgadnioną zagadką dla reszty drużyn. - Trzeba osobno pogratulować całej drużynie Tauron Azotów, bo w meczu z nami nie mieli słabych ogniw, każdy zapunktował na świetnym poziomie. Byli kapitalnie spasowani, a do tego bardzo szybcy. Mógłbym się nawet pokusić o wysnucie odważnej tezy, która mówi, że w tym sezonie już nikt nie wygra w Tarnowie, a na pewno inne ekipy będą miały olbrzymi orzech do zgryzienia. To już nie jest ten zespół co do tej pory - kończy.