- Wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem. Można się zastanawiać, czy warto było ryzykować i odwoływać wcześniej. Prognoza pogody nie wskazywała ciągłych opadów, tylko bardzo obfite tuż przed godziną rozpoczęcia zawodów. Odbyło się, jak się odbyło . Oba kluby ponoszą koszty, ale zapisy regulaminowe są po to, aby się ich trzymać. Z drugiej strony te koszty są bolesne dla obu klubów - powiedział po odwołanym meczu Stelmet Falubaz Zielona Góra - PGE Marma Rzeszów trener gości, Dariusz Śledź.
Przed meczem ligowym, który ostatecznie nie doszedł do skutku, na torze w Winnym Grodzie rozegrano finał Mistrzostw Polski par Klubowych. Klub spod znaku Żurawia zajął w nim przedostanie, szóste miejsce. - Na pewno nie satysfakcjonuje mnie ten wynik. Natomiast wszyscy zawodnicy sobie pojeździli, a nie mieli prędzej okazji startować na tym przebudowanym torze. Wieczorem miało się odbyć spotkanie ligowe, w którym chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony - stwierdził szkoleniowiec.
Podczas popołudniowych zmagań duetów, trener rzeszowian dał pojeździć również Dawidowi Lampartowi, który zastępował Rafała Okoniewskiego. Czy oznacza to, że finał MPPK został przez ekipę PGE Marmy potraktowany nieco treningowo? - W sumie tak, aczkolwiek nie chciałbym tutaj jakkolwiek obniżać rangi tego finału. Pamiętajmy przecież, że Rafał Okoniewski wciąż odczuwa skutki kontuzji i mając w perspektywie spotkanie ligowe, które czekało nas o godzinie 20:20, trochę go oszczędzałem - przyznał Śledź.
Krótko mówiąc, w kontekście tak jednoznacznych prognoz pogody, szkoda, że próbowano rozegrać to spotkanie, narażając na straty zarówno zielonogórzan, jak i rzeszowian. - Przyjechaliśmy, jesteśmy, wracamy. Jeszcze tu wrócimy (śmiech) - krótko skwitował trener PGE Marmy.