Drużyna Tauronu Azotów Tarnów, przez ostatnie dwie kolejki jeździła na bardzo trudne wyjazdy do Torunia i do Gorzowa. Na Motoarenie, podopieczni Mariana Wardzały nie zaprezentowali się dobrze. Martin Vaculik zdobył wówczas jedynie dwa punkty z bonusem, będąc cieniem samego siebie. Zupełnie inaczej spisał się w starci z Caelum Stalą Gorzów, w którym to przy jego nazwisku zapisać można osiem "oczek" z bonusem. Słowak nie jest w stu procentach zadowolony z tego rezultatu, choć stara się znaleźć jego pozytywy. - Musimy się prezentować dobrze jeśli chcemy osiągać zadowalające rezultaty. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że w końcu moja forma zaczęła iść do przodu i zdobywam trochę więcej punktów. Po ostatnim meczu w Toruniu to była tragedia. Teraz też nie jest to to, czego bym sobie życzył, ale satysfakcjonujące jest to, że cały czas jest lepiej - powiedział w rozmowie ze SportoweFakty.pl zawodnik tarnowskich "Jaskółek".
Martin Vaculik wierzy, że powoli wraca do formy
Vaculik bieżącego sezonu z pewnością nie zaliczy do udanych. W poprzednim roku był on jednym z liderów drużyny Unii i to przede wszystkim dzięki jego dobrej jeździe, tarnowianie utrzymali się w Ekstralidze. Nic więc dziwnego, że przed obecnymi rozgrywkami, nazwisko Słowaka było na liście życzeń niemal wszystkich prezesów ekstraligowych drużyn. Ten jednak zdecydował się pozostać w Tarnowie. Jak na razie, Tauron Azoty zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Speedway Ekstraligi, a sam Vaculik legitymuje się dopiero piątą średnią biegową w swojej ekipie. Po meczu przyznał, że boryka się z problemami sprzętowymi. - Mam duże problemy sprzętowe w tym sezonie. Staram się nie mówić o tym dużo, bo nie chcę zwalać winy za słabe występy na sprzęt. Wiadomo przecież, że wina może leżeć gdzieś we mnie, że mógłbym jechać trochę lepiej, ale jadę właśnie tak. Niepodważalny jest fakt, że sprzęt to bardzo ważne ogniwo w tym sporcie. Gdybym miał na czym jechać, to mógłbym wygrywać z Nickim, Tomkiem czy Jasonem. Jak wszystko pasuje, to chyba większość zawodników nie ma problemów z płynną jazdą na torze. A jeśli są problemy, to rozpoczynają się poszukiwania przyczyn, nie wiadomo co jest źle, a co dobrze. Wtedy zawodnik wpada w poważne tarapaty, a w takiej sytuacji trudno jechać dobrze. Ja chyba całe szczęście się z nimi uporałem - zaznaczył dwudziestojednoletni Słowak.
Pierwszy bieg niedzielnego spotkania był dla Vaculika bardzo udany. Pewnie wygrał start i równie dobrze spisał się na dojeździe do pierwszego łuku. Mimo że z początku zanosiło się na to, że Matej Zagar oraz Niels Kristian Iversen nie oddadzą łatwo zwycięstwa w tym biegu, dość szybko dali się wyprzedzić Krzysztofowi Kasprzakowi, który błyskawicznie dołączył do swojego młodszego kolegi i dowiózł z nim podwójne prowadzenie, doprowadzając też do remisu w całym meczu. Później jednak, Vaculikowi nie udało się wygrać biegu i nie był on już tak szybki na dystansie. - Gorzowski tor jest dość specyficzny, a ja od początku sezonu zaczynam zawody z zewnętrznych pól. Dopiero w późniejszej fazie zawodów jadę z tych pól bliżej krawężnika. Może lepiej by było gdybym dostał szansę jazdy z numeru prowadzącego parę? To zawsze jest lepiej dla zawodnika, ale nie chcę zwalać na to winy. Może po tym pierwszym biegu coś mi uciekło, jakiś zapłon, albo zębatka. Cieszę się, że w ostatnim biegu udało mi się powalczyć. Jeśli miałbym ocenić całokształt, to nie było wcale źle, ale nie ma też rewelacji. Czyli ogólnie taki przyzwoity występ - ocenił.
Bardzo gorącym tematem ostatnich tygodni jest obywatelstwo Słowaka, który wciąż czeka na możliwość jazdy w naszej lidze jako Polak. Przedmeczowe spekulacje mówiły o tym, że Vaculik wskoczy do składu pod numerem siódmym, a z "czwórką" wystąpi Leon Madsen, mający zastąpić awizowanego Edwarda Mazura. Ostatecznie, to Słowak zastąpił młodego juniora Tauronu Azotów Tarnów. - Jedyne co mogę powiedzieć to to, że cały czas czekamy na podpis prezydenta Polski pod odpowiednimi dokumentami. Myślę, że nic więcej w tej sprawie nie ma do dodania - zakończył Martin Vaculik.