Nicki Pedersen dla SportoweFakty.pl: Na tak twardym torze jeszcze nie jeździłem

Brak wyrównanego składu i jazda w kratkę poszczególnych zawodników coraz bardziej odbija się czkawką Caelum Stali Gorzów. Podopieczni Czesława Czernickiego w niedzielę znów zawiedli i w piętnastym wyścigu zaprzepaścili szansę na wygraną w Częstochowie.

Gorzowianie długo pozostawiali w niedzielę w cieniu znakomicie dysponowanych zawodników Włókniarza Częstochowa i w pewnym momencie na włosku wisiał również punkt bonusowy. Podopieczni Czesława Czernickiego przebudzili się w końcówce i za sprawą fenomenalnej jazdy Tomasza Golloba szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na korzyść naszpikowanej gwiazdami drużyny z Gorzowa. Przed piętnastą gonitwą przy prowadzeniu gospodarzy 43:41, to właśnie Czesław Czernicki miał najlepsze karty w ręku. Dodatkowo w pierwszym podejściu na tor upadł Daniel Nermark. Gdy wydawało się, że to goście cieszyć się będą z ostatecznego triumfu w powtórce niczym Filip z konopi wyrósł Grigorij Łaguta i ku uciesze kibiców przemknął obok Nickiego Pedersena i Tomasza Golloba, który na pierwszym łuku próbował zamknąć jeszcze rewelacyjnego jeźdźca ze Wschodu przy bandzie, ale bez efektu. Pogoń Golloba okazała się nieskuteczna i skazywany na pożarcie Włókniarz utarł nosa faworytom. - Nigdy nie jest łatwo o punkty na tym torze. Częstochowski zespół zawsze spisuje się dobrze na swoim obiekcie - przyznawał po meczu Nicki Pedersen. - Muszę przyznać, że na tak twardym torze jeszcze nie jeździłem w swoim życiu. Nie wiem, kto go przygotowywał, ale było naprawdę piekielnie twardo i przez to tylko jedna ścieżka umożliwiała zdobycie punktów. Bracia Łagutowie właśnie nią jeździli. Jesteśmy silnym zespołem, ale problemy dotknęły Iversena, któremu dwukrotnie zdefektowała maszyna. Ciężkie i emocjonujące spotkanie, ale górą byli gospodarze.

Pedersen, choć nie błyszczał to zapisał na swoim koncie dziesięć punktów. Mając na względzie występy pozostałych zawodników, a w szczególności Hansa Andersena i Nielsa Kristiana Iversena można powiedzieć, że Duńczyk spisał się na miarę oczekiwań. Nieco innego zdanie miał w tej kwestii Czesław Czernicki, który zarzucił Pedersenowi brak woli walki i zacięcia w ostatniej gonitwie, która rozstrzygała losy pojedynku. - Zdobyłem dziesięć punktów z bonusem. Straciłem tylko cztery punkty. Pozostali zawodnicy spisali się gorzej. Hans Andersen zdobył dwa oczka, a Iversen dwukrotnie zanotował defekt. Zespół w zasadzie opierał się na mnie i Gollobie. Reszta zawodników nieco zawiodła, a wiadomo, że stać ich na więcej. Gdyby spisali się lepiej, to my wygralibyśmy to spotkanie - odpowiada 34-latek na zarzuty szkoleniowca.

Duńczyk, choć nie jest bożyszczem częstochowskich kibiców zawsze z radością wraca pod Jasną Górę. Za nim bowiem dwa lata spędzone z "Lwem" na piersi zakończone brązowym medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. - Zawsze tutaj czuje się dobrze. Mam stąd znakomite wspomnienia i zawsze z radością tutaj przyjeżdżam. Doskonale znam wszystkich członków sztabu menadżerskiego tego zespołu i mam tutaj wielu kibiców - przyznaje.

Nicki Pedersen wierzy w swój narodowy zespół

Przy okazji niedzielnego spotkania, jak bumerang wrócił temat sobotniego turnieju finałowego Drużynowych Mistrzostw Świata w Gorzowie zakończony ogromną klęską Duńczyków. Zespół z kraju Hamleta był tłem dla Polaków i Australijczyków, a dodatkowo w korespondencyjnym pojedynku przegrał także ze Szwedami. Bardzo słabo na gorzowskim torze zaprezentował się Nicki Pedersen. - Oczywiście, że jesteśmy rozczarowani. Bezsprzecznie jesteśmy zdecydowanie lepszym zespołem. Na pewno każdy z nas potrafi więcej. Nie pojechaliśmy tak, jak powinniśmy. Mieliśmy problemy z uzyskaniem odpowiedniej mocy i szybkości i stało się, jak się stało - podkreśla Pedersen, który jednocześnie podkreśla, że Dania nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa na międzynarodowej arenie. - Na pewno wrócimy jeszcze do gry w następnych latach. Jestem o tym przekonany - kończy Nicki Pedersen.

Komentarze (0)