Chcemy ten sezon zakończyć honorowo - rozmowa z Maciejem Fajferem, wiceprezesem Lechmy Poznań cz. 1

Jeszcze nigdy sytuacja Lechmy Poznań nie była tak trudna jak obecnie. Klub mający problemy finansowe, organizacyjne i kadrowe walczy o dojechanie do końca sezonu. O przyczynach takiego stanu rzeczy rozmawialiśmy w wiceprezesem Maciejem Fajferem.

Damian Gapiński: Jak wygląda sprawa rozliczeń finansowych z Norbertem Magosim? Zawodnik twierdzi, że otrzymał co prawda pieniądze na przejazd do Daugavpils, ale wcześniej zobowiązania wobec niego nie były regulowane na bieżąco i klub kłamie w mediach mówiąc, że zaległości finansowe nie mogły być przeszkodą w przyjeździe na Łotwę?

Maciej Fajfer: Nigdy nie kłamaliśmy w mediach. Nie mówiliśmy również, że nie zalegamy zawodnikom z wypłatą pieniędzy. Nie jest to tajemnicą. Wszyscy wiemy, że jakieś zadłużenia wobec zawodników są. Ale akurat w przypadku Magosiego, pułap zobowiązań kształtował się na poziomie kilkunastu tysięcy złotych. Czasami było to kilka tysięcy, czasami około dwudziestu, ale generalnie był to poziom kilkunastu tysięcy złotych. Co do powołań na poszczególne mecze, to Magosi od samego początku wykazywał się pewną nieufnością i zabezpieczał się w ten sposób, że pieniądze musiał mieć przed zawodami. Pieniądze były przelewane na jego konto, jeżeli przelew miał miejsce na początku tygodnia, a jeżeli było zbyt późno aby pieniądze dotarły na jego konto, to były one przekazywane na konto trenera Janusza Ślączki i to on się z nim rozliczał. Przed każdym meczem kwoty były ustalane. To co było uzgodnione, zawsze dostawał przed meczem. Później miał dostawać pieniądze w Poznaniu. Te pieniądze były uzależnione od liczby widzów na stadionie. Jeżeli mecz cieszył się słabym zainteresowaniem, to dostawał dolny pułap widełek. Nigdy nie mieliśmy sytuacji, że nie zostało dotrzymane ustne ustalenie, które było przekazywane przez pana Ślączkę lub mechanika Norberta Magosiego. Przed meczem w Daugavpils trener Ślączka dostał na konto 5 tysięcy. Magosi o tym wiedział. Kiedy wybuchła cała sprawa związana z jego absencją na Łotwie, byłem akurat na spotkaniu, na którym byli obecni również działacze Stali Gorzów. Widzieli, że jestem zdenerwowany i opowiedziałem i całą sytuację. Powiedzieli, że sprawdzą wszystko, bo mają znajomych w federacji węgierskiej, gdyż startował u nich Matej Ferjan. W odpowiedzi usłyszałem, że Magosi jechał do końca zawodów i stał nawet na podium. Takie wieści miałem z Węgier. W tym momencie przekazałem Jarkowi Lewandowskiemu i Mirkowi Kowalikowi, aby powiedzieli Magosiemu, żeby za te 5 tysięcy przyjechał do Daugavpils i wyszedł do prezentacji, jeżeli jest niezdolny lub się źle czuje. Około godziny 2:50 dostałem informację definitywną, że Norbert Magosi nie pojedzie w meczu z Lokomotivem. Wtedy wiedziałem, że mamy walkower nieuchronny. Praktycznie oprócz Petera Ljunga, na którego mówimy otwarcie – nas nie stać, to pozostali zawodnicy albo ze względu na kontuzję, albo ze względów logistycznych, nie byli w stanie dotrzeć na Łotwę. Rozmawialiśmy z Richardem Speiserem, ale mieszka w Niemczech i dotarcie do Daugavpils zajęłoby mu ponad dwadzieścia godzin. Jakobsen jest połamany, Kildemand nie był jeszcze zdolny do jazdy, a Bach dopiero stawia pierwsze kroki po kontuzji. Reszta to młodzieżowcy, tylko nie spełnilibyśmy wtedy wymogu o dolnym KSM. Powiem jeszcze więcej. Norbert Magosi ma zagwarantowane w kontrakcie, że po każdym meczu ma opłacony przez nas hotel. Prosiliśmy go czasami na treningi w piątek i opłacaliśmy hotel do niedzieli włącznie. Nikt w tym zakresie nie dyskutował, a wszystkie rachunki za hotele są pokryte. Gdyby pojawił się w Daugavpils, to zobowiązania względem niego osiągnęłyby około 15 tysięcy złotych, co jak na jego liczne i dalekie podróże nie są wielkimi kosztami. Jestem tą całą sytuacją zniesmaczony. Tym bardziej, że od każdego zawodnika jak coś się stało dostawaliśmy dokumenty medyczne potwierdzające aktualny stan zdrowia. Dzisiaj mamy czwartek i od Magosiego nic nie wpłynęło. To co miało miejsce wiemy tylko i wyłącznie na podstawie jego ustnej relacji.

Czy Magosiego spotkają jakieś sankcje?

- Jeżeli będziemy musieli pokryć koszty walkoweru na Łotwie, to będziemy wnikliwie ustalać winnych tego stanu rzeczy. Wydaje mi się, że największe ryzyko ponosi pan Magosi, bo nie ma żadnego wyjaśnienia jego nieobecności. Nie mamy żadnego dokumentu, który wyjaśnia jego nieobecność.

Problemy mogą być również z rozegraniem meczu z GTŻ Grudziądz. Jak udało nam się ustalić, władze grudziądzkiego klubu nie zgadzają się na to, aby spotkanie odbyło się na torze w Pile. Widzi pan jakieś rozwiązanie tej sytuacji? (rozmowę przeprowadzono przed informacją o tym, że policja nie wyraziła zgody na rozegranie meczu w Pile).

- Chcemy ten sezon zakończyć honorowo, czyli w sportowej rywalizacji, a nie walkowerami. Próbowaliśmy dogadać się z Ostrowem, Piłą i Grudziądzem. Jeszcze wcześniej chcieliśmy, aby spotkanie odbyło się w Gnieźnie, ale ze względu na fakt, że zarówno Start, jak i GTŻ pojadą w pierwszej czwórce, nie wchodziło to w grę. Ostrów odpadł dlatego, że miejscowi kibice nie darzą się zbytnią sympatią z fanami GTŻ i działacze nie chcieli sobie brać tego problemu na głowę. Zostały Piła i Grudziądz. Piła nie została przez GTŻ przyjęta, ale nie dostałem jakiegoś uzasadnienia tej decyzji. Mają do tego prawo, bo nie muszą obligatoryjnie uzasadniać, dlaczego nie chcą jechać w Pile. Jednak to my mamy problem, bo my będziemy organizatorami tego meczu. Muszę jednak przyznać, że nie rozumiem tej decyzji, gdyż Piła leży bliżej Grudziądza niż Poznań. Grudziądz z kolei zaproponował rozegranie spotkania w Grudziądzu. Czekamy na decyzję z Warszawy, czy jest to zgodne z regulaminem. Jeżeli w Warszawie zapadnie decyzja, że mamy jechać w Grudziądzu, to pojedziemy w Grudziądzu.

Czy biorąc pod uwagę problemy finansowe, kadrowe i infrastrukturalne zgodzi się pan z twierdzeniem, że sytuacja poznańskiej drużyny jeszcze nigdy nie była tak dramatyczna?

- Zgadza się.

Jakie są powody takiego stanu rzeczy?

- Powodów jest kilka. Zawsze mieliśmy stałe grono sponsorów wspierających poznański żużel no i w dużej mierze również miasto. Zawsze odbywało się to na wyższym poziomie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę kwoty, które wcześniej otrzymywaliśmy od miasta, to były one większe od tego, co dostaliśmy na ten sezon. W planie budżetu przyjęliśmy określone pieniądze. W preliminarzu na ten sezon władze miasta miały przewidzianą taką samą kwotę jak do tej pory. Jednak otrzymaliśmy połowę tej kwoty. Druga sprawa jest taka, że mamy drugi rok funkcjonowania spółki z o.o.. W pierwszym roku pośrednikiem w wynajmie obiektu było Poznańskie Stowarzyszenie Żużlowe. Ta współpraca układała się różnie. Faktem jest jednak to, że Stowarzyszenie pokryło większość kosztów związanych z wynajęciem stadionu. My musieliśmy zapłacić Stowarzyszeniu 80 tysięcy złotych, podczas gdy w tym sezonie mieliśmy zapłacić do Towarzystwa Sportowego Olimpia 190 tysięcy. Jeżeli weźmiemy teraz różnicę w tym, co dostaliśmy od miasta plus to, co musieliśmy zapłacić za stadion, to robi nam się 260 tysięcy złotych. Ten brak w budżecie przekłada się na wynik sportowy, a ten z kolei miał przełożenie na frekwencję na stadionie.

Czyli jednak Stowarzyszenie pomogło w pewien sposób Spółce w minionym sezonie. Dlaczego zatem w wypowiedziach dla lokalnych mediów Jarosław Lewandowski twierdzi, że macie problemy ze Stowarzyszeniem? Na czym one polegały?

- Mieliśmy problemy natury organizacyjnej. Umowa oprócz samych kwot i harmonogramu płatności zawiera również punkty odnośnie warunków wynajmowania obiektu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo są to ustalenia między nami. Dla porównania powiem tylko, że Stowarzyszenie po stronie obowiązków miało dwa punkty, a po stronie praw sześć punktów. My z kolei po stronie praw zero, a 24 obowiązki. Jako głównym twórcom sportu żużlowego w Poznaniu, ten układ nam nie odpowiadał. Wiemy, że wszystko kręci się wokół ligi. Oczywiście zawody młodzieżowe muszą być i mocno popieram te działania. Większość spraw skupia się jednak wokół ligi. Trudno jednak w tym momencie kwestionować, że mieliśmy w zeszłym sezonie pomoc od Stowarzyszenia na poziomie 110 tysięcy złotych. To są fakty i z nimi nie dyskutuję.

Z moich informacji wynika, że w ramach rozliczeń ze Stowarzyszeniem przekazali Państwo również część powierzchni reklamowych. Nie można zatem powiedzieć, że zaoszczędzona kwota to 110 tysięcy złotych.

- No tak, ale my nie mieliśmy pełnego obłożenia powierzchni reklamowych. To jest tak samo jak na stadionie, którego nie można zapełnić, rozdaje się darmowe zaproszenia. I tak by się na tym nie zarobiło. Nie byliśmy w stanie wszystkiego zagospodarować, więc nic na tym nie straciliśmy, a zaoszczędziliśmy kwotę, którą musielibyśmy zapłacić.

Co zatem dało pominięcie Stowarzyszenia przy załatwianiu umowy na wynajem stadionu, skoro wcześniej w tym zakresie wam pomogło. Czy dzięki temu zaoszczędziliście jakieś pieniądze? Jakiej kwoty domagało się Stowarzyszenie?

- Stowarzyszeniu zapłacilibyśmy taką samą kwotę jak TS Olimpia. Zdecydowanie jednak zaoszczędziliśmy. Stowarzyszeniu mieliśmy zapłacić całą kwotę z góry w marcu. A my do dzisiaj nie jesteśmy w stanie zapłacić w ratach TS Olimpia. Idąc w marcu na spotkanie ze Stowarzyszeniem byłem przekonany, że idę podpisać umowę. Miałem do tego pełnomocnictwo. Myślałem, że z nią wyjdę i wyślę do GKSŻ. Jednak w tym momencie, kiedy mieliśmy już wynegocjowane warunki, doszły kolejne zapisy, które wykluczały możliwość podpisania umowy. Przykładem może być zapis, że w momencie, kiedy nie wywiążemy się z płatności, w ciągu jednego dnia mamy opuścić obiekt. Proszę mi wierzyć, że nie da się w jeden dzień opuścić obiektu. Dodatkowo za każdy dzień opóźnienia mieliśmy zapłacić bardzo dużą kwotę. Stowarzyszenie chciało, abyśmy z wyprzedzeniem informowali na przykład, że będziemy rozgrywać sparing. A tymczasem na przykład pan Czernicki zadzwonił i w ciągu kilku dni ustaliliśmy sprawę sparingu.

Czy ta kwota wynikająca z mniejszej dotacji od miasta oraz faktu, że musieliście zapłacić więcej za stadion, to jedyny problem Spółki, czy zadłużenie na koniec sezonu może być większe?

- To nie tylko ta kwota. Mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której część sponsorów wycofała się ze sponsoringu, a część przekazała mniej pieniędzy niż dotychczas. Firma Lechma była sponsorem tytularnym i utrzymała wsparcie na tym samym poziomie. Oprócz tego byli też biznes partnerem i sponsorowali poszczególne biegi. Dodatkowo pomagali przy organizacji spotkań. Od firmy Orlen mieliśmy połowę mniej niż zakładaliśmy. Również na więcej liczyliśmy ze strony pana Grajewskiego. Niestety nikt nie chce finansować stadionu na Golęcinie.

Czy on jest głównym powodem waszych problemów?

- Tak to jest nasz podstawowy problem. Myślę, że gdybyśmy chcieli teraz gdzieś na wsi zbudować stadion i zwołać sto firm, które wiedziałyby, że robią to tylko dla klubu, to nie byłoby problemu znaleźć takie firmy. W obecnej sytuacji trudno jest znaleźć kogoś, kto przeznaczy puszkę farby na stadion Olimpii. Podczas rozmów ze sponsorami padają dwa podstawowe pytania: Ile płacicie za stadion i ile dostajecie od miasta. Powiem szczerze, że jedna z firm zapowiedziała, że dopóki obiekt nie będzie miejski, a my nie będziemy dostawali wsparcia na poziomie, który będzie wzbudzał szacunek, to również nie będziemy mogli na takie wsparcie liczyć.

Prezydent Hinc w mediach zapowiedział, że sprawa komunalizacji stadionu powinna się wyjaśnić do końca czerwca. Mamy końcówkę lipca i nic w tej sprawie się nie wyjaśniło. Prowadzicie rozmowy na ten temat z miastem?

- Miasto uważa, że ruch jest po stronie policji, a policja uważa, że ruch jest po stronie miasta. Był zresztą taki materiał na antenie telewizji WTK, gdzie zresztą publicznie pracownik urzędu miasta Poznania i pracownik komendy policji powiedział dokładnie to, co ja w tej chwili mówię. My nie jesteśmy sami w stanie tego węzła rozwiązać. Jeżeli bowiem nawet ta komunalizacja miałaby mieć miejsce w zimie, to nie jesteśmy w stanie zamontować oświetlenia, a tym samym nie dostaniemy licencji na przyszły sezon. Może to jest do zrobienia, bo pracuję w branży budowlanej i wiem, że takie rzeczy są możliwe, ale na pewno nie na etapie, w którym nikt nic nie wie.

Czy istnieje zatem realne zagrożenie, że w przyszłym sezonie nie zobaczymy ligowego żużla w Poznaniu?

- Niestety takie zagrożenie istnieje. Nie oznacza to jednak, że to akceptujemy. Będziemy chcieli za wszelką cenę, aby żużel istniał. Obracamy się jednak na podstawie regulaminów i przepisów, które obowiązują. Jeżeli nie będzie zatem możliwości startów w I lidze, to będziemy chcieli wystartować w II lidze. Niekoniecznie będzie to związane ze sprawami sportowymi.

Pojawiły się również informacje, że możliwe jest przeniesienie drużyny żużlowej do jednej z podpoznańskich miejscowości. Czy to prawda?

- Na razie prowadziliśmy wstępne rozmowy w tym zakresie. Mogę powiedzieć, że są poumawiane spotkania i zaczniemy działać w tym zakresie. Chcemy odjechać mecz z Grudziądzem i rozpocząć spotkania z gminami. Przecież prawda jest taka – wspominał zresztą o tym w rozmowie ze SportoweFakty.pl Jarek Lewandowski, że w czasie ostatnich pięciu lat, na stadion zostało wydane ponad milion złotych. Jeżeli do tego doliczymy kwotę z obecnego sezonu, to jest to prawie milion dwieście tysięcy złotych. Powiedzmy sobie szczerze, że tych pieniędzy nie widać. Do tego należy doliczyć nasze wydatki związane z nagłośnieniem, uzupełnieniem ławek i tym podobne. W tej sytuacji jestem w stanie udowodnić, że za te pieniądze bylibyśmy zbudować stadion w stylu skandynawskim i do tego minitor. Ja wiem, że z miasta dostaliśmy ponad dwa miliony, ale jeżeli odejmiemy od tego pieniądze za stadion, to nie jest to wsparcie, przy którym jesteśmy w stanie godnie reprezentować nasze miasto. Poznańskie firmy też nie są zbyt skore aby wydawać większe pieniądze na żużel. Być może w jednej z podpoznańskich gmin byłoby nam łatwiej w tym zakresie. Aczkolwiek każdy kij ma dwa końce, bo jeżeli nawet znaleźliby się sponsorzy, którzy zagwarantowaliby zespół na poziomie ekstraligi, to mielibyśmy problemy infrastrukturalne. Także trzeba patrzeć na różne aspekty tej sprawy. W jednej z wypowiedzi dla telewizji WTK przedstawiciel miasta powiedział, że do meczu z Grudziądzem otrzymamy kwotę 150 tysięcy złotych, która pozwoli nam odjechać mecz w Poznaniu a jeszcze pozwoli odpowiednio przygotować się do baraży. Jest to dla mnie fakt. W związku z tym mogę dzisiaj oświadczyć, że najem stadionu nie jest uregulowany i w związku z tym z Grudziądzem nie możemy jechać w Poznaniu. Nie możemy również siedzieć z założonymi rękami i czekać na to, co się wydarzy. Chcemy mieć przygotowane rozwiązania awaryjne pod kątem barażu i przyszłorocznego sezonu.

Na drugą część rozmowy z wiceprezesem Lechmy Poznań zapraszamy we wtorek.

Źródło artykułu: